NA CO CZEKAMY?

Leon Zawadzki

Na co czekamy?

przesłanie z dnia 21 września 2007


       

        Spełniły się marzenia pokoleń, dążenia światłych umysłów, przepowiednie proroków, wizje wieszcze. Mamy wolną Polskę. Demokratyczną, zasobną, poważaną pośród wolnych narodów i państw złączonych w Unię Europejską. Jakkolwiek trudne są problemy, które musimy pokonywać i będziemy rozwiązywać w przyszłości, jesteśmy wolnymi ludźmi w wolnym kraju i niektórzy z nas czują każdą komórką ciała, wszystkimi fibrami duszy, że o ten stan i status musimy dbać na każdym kroku, pamiętać o nim w każdym oddechu. Czy wszyscy są tego świadomi, chociażby przytomni? Nie, to widać gołym okiem. I w tym nasza troska, bowiem wielu ze współobywateli chętnie powierzy swoje poglądy, sumienie, a nawet chrześcijańskie czy po prostu ludzkie miłosierdzie demonom władzy autorytarnej.
        Zaiste, mniejsze są niedogodności nasze niż uniesienie tego spełnienia, że nareszcie jesteśmy wolni. Pozostała nam tylko troska, że ucieczka od wolności to nie tylko tytuł genialnej książki Ericha Fromma.  
I jako ze szczytu Wędrowiec ogląda świat dookolny aż po horyzont zdarzeń, a drogę przebytą wspomina, tak i my winniśmy zastanowić się nad minionymi czasy i przyszłość naszą – bo najpierwszym jest w tej sytuacji obowiązkiem człowieka rozsądnego – zobaczyć.

      
  My, ludzie tej Ziemi, dzisiaj bogatsi o wielkie, wspaniałe i przerażające doświadczenia XX stulecia, jesteśmy w szczególnej sytuacji. Wydaje nam się bowiem, że to od nas zależy czy nasza planeta przetrwa nasze szaleństwo pożerania jej zasobów, niszczenia jej ekosystemów, znęcania się nad sobą wzajemnie, bogactwa i głodu, radosnych pląsów na jej udręczonym ciele. Otóż niezupełnie jest tak, jak nam się wydaje. Duch Ziemi jest potężny i poradzi sobie, a jeśli trzeba będzie, to wezwie na pomoc Moce Planetarne, nawet Galaktyczne, aby zakończyć radosną głupotę rodzaju ludzkiego w kosmicznym domu Ziemskiej Macierzy. To tylko nam się wydaje, że jeśli nadal potęgować będziemy efekt cieplarniany, to grozi nam to i owo, włącznie z zagładą. To tylko nam się wydaje, że jeśli na skutek naszego braku przezorności pokrywa lodowa Arktyki zmniejszyła się od 2005 o 25% (z 4 mln do 3 mln km kw), to jakoś sobie poradzimy z zaburzeniem równowagi i groźbą zamiany biegunów magnetycznych planety. My sobie nie poradzimy z problemami, które sami stwarzamy, ale Ziemia sobie poradzi, przywołując nas do porządku, jeśli wszystkie próby odwołania się do rozsądku zawiodły. W tym sensie i znaczeniu powtórzę obietnicę, którą w swojej wizji przekazałem ongiś: końca świata nie będzie. Gatunek homo (ledwo, ledwo) sapiens to nie to samo, co świat. 

        Szanowni Czytelnicy, wszystko się już na planecie dokonało, teraz zapinane jest na ostatni guzik. Możemy mieć nadzieję, tylko nadzieję, że nie będzie to guzik do odpalania rakiet z bronią termonuklearną.
        Proszę się nie obawiać, że decydujące wydarzenia nastąpią już zaraz, ale skąd! Taniec chochołów nadal trwa i jakoś nie widać, aby się mogły opamiętać. Nie tak dawno otrzymaliśmy wszystkie możliwości Przemiany, nawet udało się  wiele dobrego zrobić, wypracować, wywalczyć i załatwić. Wydostaliśmy się z kamiennego uścisku układu warszawskiego, odzyskaliśmy niepodległość, staliśmy się pełnoprawnym członkiem wspólnoty europejskiej, nadal jeszcze mamy szansę na ugruntowanie demokracji i swobód obywatelskich, dobrej i sensownej gospodarki. Ale właśnie na naszym  podwórku widzimy, jak łatwo jest marnotrawić dobro, które otrzymaliśmy dzięki łaskawości Ducha Świętego.

        Trzy rzeki świata dadzą trzy korony
        Pomazańcowi z Krakowa,
        Cztery na krańcach sojusznicze strony,
        Przysięgi złożą mu słowa.
           
Przepowiednia ta powstała w czasie seansu spirytystycznego w 1893 r. w Tęgoborzu, a wygłosił ją ponoć z zaświatów sam Adam Mickiewicz.

            
        Pośród niesnasków Pan Bóg uderza
                W ogromny dzwon
        Dla słowiańskiego oto Papieża
                Otwarty tron.

napisał Juliusz Słowacki. I dalej: 

                A trzebaż mocy, byśmy ten Pański
                        Dźwignęli świat.
                Więc oto idzie Papież Słowiański
                        Ludowy brat.   

Piękne, nieprawdaż?! Tym bardziej, że spełniło się. Już się spełniło, już nie ma na co czekać.

        Czy pamiętacie, Drodzy Przyjaciele? W dniu 2 czerwca 1979 na placu Zwycięstwa w Warszawie pojawił się Kapłan Najwyższy, którego zapowiedzieli nam wieszczowie, prorocy i wróżbici [horoskop nr 1]. Zawołał do nas, wzywając Ducha Świętego:  
        Wołam ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja: Jan Paweł II, papież, wołam z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi!
        To był cud. Wszyscy o tym wiedzieliśmy, nawet I sekretarz Pezetpeeru Edward Gierek powiedział do żony:
Wielkie to wydarzenie dla narodu polskiego i duże komplikacje dla nas.

        Potem Solidarność, dzięki mocy Pańskiej, dzięki pośrednictwu papieża, dzięki Duchowi, który zstąpił w otwarte serce narodu – cud się dokonał.
        Jedynie duch chwyta stosunki świata widomego, duch je utrwala i nadaje im w ten sposób byt rzeczywisty [Adam Mickiewicz, wykład z 24 stycznia 1843].Wtedy, w owych 80. latach cudu my też mogliśmy zawołać: Duch Boży jest teraz w tchnieniu Solidarności! Bowiem Duch tchnie kędy zechce, a w latach 1980-1989 i potem w latach 90. XX stulecia przyszła nasza kolej, doczekaliśmy się. Powtórzę : TO się już wydarzyło.

        Jeśli więc teraz myślę o przyszłości Polski i świata – bo nie sposób te dwie wielkości, te dwa znaczenia od siebie oddzielić – to nade wszystko zadaję sobie pytanie: co się stało, gdy działacze, przywódcy, a w końcu wodzowie, ba, niektórzy kapłani uwierzyli, że to oni, a nie Duch Boży, wznieśli Polskę na ołtarze?
        Co się stało, gdy podczas 27 rocznicy porozumień gdańskich, które otworzyły Polsce drogę do wolności, w mediach państwowych sprowadzono do wzmianki znaczenie Jana Pawła II i Lecha Wałęsy, dwóch natchnionych Duchem szafarzy Przeznaczenia narodu, a publicznie pęzili się tuzinkowi politykierzy, bełkocąc swoje, by dać do zrozumienia, że to ich gęganie uratowało i wzniosło Ojczyznę?

        Dzisiaj widzimy, jakim był stan narodu i państwa, gdy żył jeszcze na tej ziemi Jan Paweł II, gdy Duch Boży dla Polski i chrześcijańskiego świata jawił się w Jego  postaci – Ojca Narodu. I musimy zadać sobie następne pytanie: a jaką stała się sytuacja i racja stanu państwa polskiego, gdy Ojciec opuścił ciało bytu doczesnego, a na Jego miejsce pojawili się osobnicy uzurpujący sobie miano ojca i pasterzy? Biada ludowi, który nie rozumie lekcji Przeznaczenia!

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy…

        A przecież tych lekcji XX stulecie udzieliło nam w nadmiarze. W gruncie rzeczy to my sami sobie ich udzieliliśmy: rozkwit nauk przyrodniczych, epokowe odkrycia praw rządzących Wszechświatem, ludzkością, człowiekiem; dwie wojny światowe, rewolucja bolszewicka, powstanie, rozkwit i upadek imperiów sowieckiego i niemieckiego; zbrodnicze systemy zniewolenia, upodlenia i eksterminacji człowieka; Holocaust i obozy koncentracyjne, Katyń i Babi Jar, odrodzenie moralne Europy, wyzwolenie z niewoli kolonialnej, budowa wspólnej Europy, dostatek narodów cywilizowanych i bieda pariasów tej ziemi, powstanie nowoczesnych środków masowej komunikacji, masowego zabijania, elektronika, telefonia, internet…
        Proponuję, aby Czytelnik sam przejrzał kronikę ostatnich 120 lat naszych wspólnych dziejów. I zadał sobie pytanie, które mnie trapi od dawna: i po co to wszystko?! TO się już przecież wydarzyło!

        Owszem, Duch Święty usłyszał nasze wezwanie, przynajmniej tu, na naszej ziemi. Ale nie tylko. Owszem, zstąpił i pomógł, poprowadził i pozwolił nam zwyciężyć. Po co, na miłość boską, po co?! Byśmy to zmarnowali, przekopali na stadionach w piłkę, przebalowali na wernisażach kolejnej mody, obejrzeli jeszcze parę milionów żenujących filmików, ekscytowali się pustymi oczodołami gwiazd tv i estrady, przegardłowali swoje kolejne wypociny licytując się kto jest mądrzejszy (czyje jest mojejsze? – jak ktoś trafnie napisał), otworzyli nie jedną, ale co najmniej siedem puszek Pandory, naoskarżali się wzajemnie, przechwycili władzę, bo na rozum za późno? I w kurzych mózgach zawodzących swoje jasełkowe hasła dewotek umościli sobie poselskie gniazda?

        Cóż więc do zrobienia ma astrolog? Rozpoznać znaki czasu i odczytać dla nich te konfiguracje Nieba i Ziemi, które są dla ich spełniania się najbardziej prawdopodobne. To jedna ze ścieżek rozpoznawania przyszłości.

        A jakież to znaki czasu warto wziąć pod uwagę?

        Oto co widzę: jesteśmy nową generacją zmutowanej rasy ludzkiej. Jest nas na planecie prawie 7 miliardów człowieków płci obojga, ras wielu, gatunku jednego. Uczyniliśmy Ziemię sobie poddaną, mamy dość środków, by zniszczyć ją w okamgnieniu, nasz gatunek zaś skazać na błąkanie się po opustoszałej i zdewastowanej ziemi. Naturalne regulatory egzystencji nie pozwolą na tak tragiczny i żałosny finał. Ale cena za przetrwanie gatunku człowieczego będzie wysoka. Dlaczego? Ponieważ jest on znacznie zróżnicowany, kulturowo i cywilizacyjnie. Ponieważ jest zbyt agresywny biologicznie, egzystencjalnie i gospodarczo. A nade wszystko dlatego, że właśnie wtedy, gdy możemy nieomal wszystko, nawet wysyłać sondy kosmiczne i lądować na planetach Układu, gdy świętujemy triumf rozumu, to okazuje się, że nie mamy jednoczącej nas wizji duchowego sensu istnienia.
        Pozyskiwanie i pożeranie to jedyna uniwersalna religia, wyznawana na wszystkich kontynentach. Wielkie religie świata – buddyzm, chrześcijaństwo oraz islam – nie są w stanie powściągnąć i ujarzmić żarłocznych apetytów konsumpcyjnych człowieka. Nie są w stanie skierować uwagi i skupienia człowieka na coś więcej niż rytuały wspólnoty, gromadzącej się w celu przetrwania w błogiej niewiedzy co do pomyślnych warunków egzystencji planetarnej. Chrześcijaństwo walczy o utrzymanie prymatu kościelnej struktury władania rządem dusz i ani mu w głowie, tym bardziej w duszy, zrozumienie, że czas dla jasełkowych imaginacji, które są kpiną z rozumu i karykaturą prawdziwego religio, minął bezpowrotnie. Islam zajęty jest agresywnym zdobywaniem dóbr cywilizacji europejskiej, najlepiej razem z terytorium i zastraszoną, a może i zniewoloną ludnością krajów eurowspólnoty, oraz  utwierdzaniem swojej wyższości nad wszystkim co żyje, pracuje, tworzy i oddycha. Buddyzm stara się jak może podjąć wyzwanie nowożytnej wiedzy o Wszechświecie, Ziemi i człowieku, przynajmniej takie wysiłki czyni Dalaj Lama XIV, ale traci on swoje rdzenne siedliska i żyje na garnuszku u życzliwych sąsiadów.

        Pomiędzy starymi a nowemi czasy zieje otchłań nihilizmu poznawczego, której nie zapełnią, to oczywiste, ani narkotyki, ani gadżety nowoczesnej elektroniki, ani gry komputerowe, ani ulepszone techniki seksualne, ani najlepszy proszek do prania, ani seriale tv pt. Plebania na Przedmurzu, ani jakiekolwiek pomysły na życie, gdyż bez duchowej potrzeby sensu życia ani rusz, no ani ani!

        Co widzimy? Poszukiwanie, wynajdywanie coraz to nowych podniet konsumpcyjnych, coraz to głupszych spektakli pod publiczkę, pozorujących zadumę i poznawanie, byle tylko nie myśleć, nie widzieć i nie oszaleć w tej ziejącej bezsensem otchłani.
        I nic dziwnego, że w tej otchłani mamy, zamiast normalnej sytuacji realizowania programów gospodarczych i społecznego sterowania sytuacją, polityczne maskarady, organizowane przez ludzi, którym rządzenie nigdy nie kojarzyło się z interesem ogółu i służeniem obywatelom. Czynienie dobra nie pociągało ich, bo obce im jest chrześcijańskie miłosierdzie. W ich partyjnych głowach gulgotała jeno chęć odwetu i odkucia się na ekskomunistach i przeciwnikach politycznych. Stąd ich żądza władzy. Władza w ich rękach stała się rzeczą samą w sobie… [senator Kazimierz Kutz, Narkoza, 2006]

        A na co czekamy? Żeby znowu coś się spełniło, dokonało? Ale co? Jakaś przepowiednia o końcu świata, o apokalipsie? Ona, apokalipsa trwa, w Afganistanie, w Iraku, w Czeczenii, na Bliskim Wschodzie, w Darfurze, gdzie dzieci piją wodę z gnojówek, bo coś pić muszą, w Etiopii, gdzie uzbrojeni w nowoczesną broń barbarzyńcy mordują, plądrują, gwałcą i puszczają z dymem tysiące wiosek i miasteczek, zostawiając za sobą spaloną ziemię i oszalałe z bólu i upokorzenia resztki ludności. W Europie apokalipsa dokonała się na Bałkanach, poćwiczyli chłopcy ulubione gry wojenne i masowe eksterminacje ludności cywilnej, zapewne ot tak, żeby nie wyjść z wprawy. 

        A my, potomkowie wieszczów narodowych, obrońcy prawdziwych wartości, ukochana dziatwa naszego, a jakże, papieża, która już wyrosła z białych sukienek i granatowych garniturków komunii świętej, albo postarzała się prywatyzując i budując, na co czekamy? Na polityków od siedmiu boleści, przekonanych o swojej wyższości nad wykształciuchami i łże elitami, dyktujących zwycięskiej Europie nasze normy moralne i zasady współżycia?
 
        Ku czemu zmierzamy? Neptun od dawna tranzytuje znak Wodnika, tworząc warunki do wizji przyszłości, zarówno sensownych i godnych epoki kosmicznego człowieka, jak również do ujawniania i swobodnego głoszenia bzdur w delirium narodowego upojenia. Właśnie teraz, gdy ludzkość dotarła do konieczności zjednoczenia swoich wysiłków, gdyż globalne problemy wymagają globalnej struktury zarządzania.

        Powiem wyraźnie: nie ma co czekać, należy znaleźć Klucz do Przyszłości. Nie wystarczą kluczyki od kredensu i spiżarni, które mamusia trzymała w kieszeni fartucha, na nic też kluczyk do skaplerzyka, w którym żółknie portrecik dziadka w rogatywce, nie pomogą gadżetowe kluczyki do skarbczyków ani solidne klucze do sejfów i bankomatów. Strach powiedzieć, ale nie pomogą nawet Klucze Piotrowe, jeśli Kościół nie zrozumie, że nie przyrost naturalny, lecz Duch Święty uchroni nas przed łączącymi się rogami półksiężyca.
        Nie mamy właściwego Klucza, nie wiemy nawet jak wygląda. A jeśli roimy o nim sny, jak dotąd wcale nie wieszcze, to nie mamy pojęcia, co się nim otwiera, a także jak i kiedy to nastąpi.  Zapewne dlatego poeta napisał : Jestem wędrowcem, gonią mnie biesy/ i mówiąc prawdę wyznam ci/ znalazłem klucze do sukcesu/ lecz nie znalazłem do nich drzwi.

        Mając tak wiele zabawek, nie musimy już czekać na cokolwiek. Żyjemy w czasach, gdy spełniły się przepowiednie, a ponadto widocznych jest wyraźnie dwanaście znaków sabiańskich, gdy:

–      w dni święte ludzie ciężkie prace wykonywać będą;
–     
od czternastego roku życia żenić się i wydawać zaczną, wielu się rozwiedzie a dzieci swe opuści i wielki niepokój to sprowadzi;
–     
rozliczne kunszta i rzemiosła, niesłychane i niewidziane, od obcych kupowane i sprowadzane  będą;
–     
dobytek mały wielki użytek da, co ludzie czarami zwać będą;
–     
ludzie staną się bezbożni, więcej polubią kłamstwo niż prawdę i więcej ku bogactwu się zwrócą niż ku Bogu;
–     
ceny za grunta, domy i inne dobytki wzrosną nad zmysł ludzki;
–     
ludzie zaszczepią ogrody, winnice i pasieki, pustynie zaczną uprawiać, a chleb będzie coraz droższy;
–     
nastąpi zmiana systemów pieniężnych, a opłaty staną się dla ludzi nieznośne;
–     
ludzie przestaną dzień święty święcić, a w święto oddawać się zabawom, festynom, igraszkom i wesołości nieumiarkowanej;
–     
pogoda zmieni się tak, że nie będzie wiadomo, co to za pora roku; – szkodniki niszczyć będą zasiewy i lasy, a plaga ziarno uszkodzi;
–      drzewa leśne i owocowe poschną i nastąpi głód, i brak powietrza.
        Proponuję Czytelnikowi sporządzenie własnej tabeli zjawisk i wydarzeń realnych, które spełniają tę przepowiednię. Jaki jest koń, każdy widzi.
       

        A rok 2008 przynosi zmiany radykalne, ponieważ Jowisz, Saturn i Pluton zabierają się, już od drugiej połowy 2007 do ustawiania wysokiej poprzeczki, można by rzec olimpijskiego toru przeszkód planetarnych. Dlaczego Pluton, skoro został przez astronomów pozbawiony godności planety? Ano dlatego, że astrologia go tej godności nie pozbawiła, a obserwacja plutonicznej wskazówki zegara kosmicznego potwierdziła jego przydatność w prognozowaniu.
        Epopeja planetarna dotarła do Medium Coeli, czyli do Dziesiątego Domu horoskopu Ziemi. Władca owego MC znajduje się obecnie w Znaku Panny, czyli w Domu Szóstym, zaś władca zmian Uran raźno zmierza ku Domowi Pierwszemu. Jowisz i Pluton dotrą wkrótce do apeksu Słońca, jako anteny planetarne odbierać będą dla Układu Słonecznego impulsy z Centrum Galaktyki. Krótko mówiąc, oznacza to, że nadszedł czas człowieka kosmicznego. Nie tylko jednak, gdyż poprzedni taki impuls miał miejsce w 1761r., a w 1769 urodził się Napoleon Bonaparte. Czyżby znowu chciał nam dać przykład jak zwyciężać mamy? A możemy byśmy tak sami spróbowali zwyciężyć, nim nadejdzie imperator samozwaniec? Albo jaki Kaligula na Bucyfale wjedzie do senatu?

Z astrologicznego punktu widzenia wyruszamy na poszukiwanie Klucza 18 grudnia 2007. Ależ oczywiście, nie 21 października 2007, podczas wyborów, bowiem nie będzie miało większego znaczenia kto dzięki nim załatwi sobie większość w parlamencie. Społeczeństwo nasze zostało skutecznie zmanipulowane, w efekcie podzielone tak, aby konieczne się stało rozwiązanie siłowe. Nie od razu jednak ono nastąpi. Na to potrzebny będzie jeszcze jeden rok przepychanek parlamentarnych, rządowych, zastraszania, kwitów i haków, mądrzenia się i żonglowania stołkami. W tej sytuacji nadal ani słychu ani dychu o jakimkolwiek programie gospodarczym, bo i po co, skoro Europa daje pieniądze, których nie zarobiliśmy w pocie czoła. Nie mieliśmy na to czasu, trzeba było zadbać, żeby Balcerowicz musiał odejść. Po roku 2008, dalszej zabawy w rządzenie i życiu na dotacjach Unii, trzeba będzie w końcu coś z tym zrobić, bo dalej tak żyć się nie da, nieustanna samowolka może nawet w wojsku się znudzić. 27 listopada 2008 sytuacja dojrzewa do rozwiązania siłowego [horoskop nr 2], polecam świetną książkę Zamach Stanu Curzio Malaparte [wyd. polskie Prószyński i sp.], a na okrasę zdrowego rozsądku Stary reżym i rewolucja Alexisa Tocquevill’a. Obaj panowie autorzy wiedzieli o czym piszą, oglądali to z bliska. 
        Proszę wziąć pod uwagę, że konkretna data jest prymarnym impulsem do rozładowania zaistniałej sytuacji, po odpaleniu rakiety jej lot musi trochę potrwać, więc po odejściu od kasy Historii reklamacji się nie uwzględnia. 

Ach, byłbym zapomniał, pytano mnie o to: impuls do poważnej rozróby światowej mamy 4 kwietnia 2011 roku [horoskop nr 3]. Akurat, żeby się zmieścić z tym całym gipsem nowoczesnych emocji sportowych na Euro 2012. Ale sobie chłopaki dokopią, nie tylko w piłkę.