Fala.studium zaćmienia

 

Leon Zawadzki FALA. studium zaćmienia, wyd. 1999

Fragment rozdziału: Astrologia Wielkiego Krzyża 11 sierpnia 1999r.


Zbliża się zaćmienie Słońca 3 października 2005 12:32 CET. Publikujemy 2 fragmenty ksiązki Leona Zawadzkiego FALA – studium zaćmienia, wyd. 1999.

W jednym z wywiadów telewizyjnych odpowiadałem na pytanie: Czym jest New Age? Pozwolę sobie przytoczyć tę wypowiedź: To, co nazywa się Nowym Wiekiem, wcale nie potrzebuje strzyg, demonów, wampirów i egzorcystów, które Państwo ukazujecie na ekranach strasząc naiwnych. Nowe czasy już nadeszły, już się dzieją, na oczach i w przytomności nas wszystkich. Jest to tak oczywiste, że aż niewidoczne. – I co to jest? . – I co to jest? – zapytała Pani Reżyser, a Pani Producent spojrzała zaciekawiona, jakbym za chwilę miał zaproponować jakąś nową, pyszną zabawę w piaskownicy. – Jest nas na planecie ponad sześć miliardów – zacząłem wyjaśniać, czując, że zapewne nie podołam. – Zbliżyliśmy się do masy krytycznej. Dalej jest już tylko eksplozja bomby demograficznej, która wcale nie jest mniej groźna od nuklearnej. Takiej sytuacji na planecie jeszcze nie było. Miliardy ludzkich istot żyją w kołowrocie cywilizacji technicznej. Słuchają radia, oglądają telewizję, obsługują urządzenia techniczne, prowadzą samochody, latają samolotami, rozmawiają przez telefony, wytwarzają produkty w sposób zmechanizowany, posługują się pieniądzem, wchodzą do banków jak do świątyń, kupują gotowe produkty, łączą się z nieustannie obiegającą cały świat informacją, komputeryzują swoje mózgi.

Nasza fizjologia, uczucia, wymiana doświadczeń i informacji coraz bardziej stają się procesem technologicznym. Można wyliczać wiele nowoczesnych zachowań, które nieomal natychmiast wchodzą na trwałe do krwioobiegu, stają się nawykiem.

A skąd taka moda na te wszystkie psychoterapie, kursy przystosowawcze, szkoły przetrwania, metodologie szybkiego przyswajania i uczenia się, socjotechniczne metody uzyskiwania sukcesu i robienia kariery, sprawności intelektualnej, fizycznej, społecznej i seksualnej? A skąd się biorą te wszystkie grupy i sekty, które uczą nie myśleć i nazywają to medytacją, no bo rzeczywiście, jak zaczniesz o tym wszystkim myśleć, to zwariujesz. Skąd to się bierze, że nasze dzieci mają w szkołach programy nauczania, które potem muszą odreagować miotając się w delirycznych transach i słuchając ogłuszającej muzyki?

Czy Armageddon dopiero nadejdzie, w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, a zadaniem astrologa jest ustalić kiedy to będzie? Otóż nic podobnego, ta bitwa ostateczna już się dokonuje, jesteśmy na jej przedpolu, pozostały nam tylko bardziej spektakularne potyczki. Walka toczy się w nas samych, wokół nas, nieuchronnie. Bierze w niej udział elita cywilizacyjna, która już zmieniła biochemię swoich systemów nerwowych i nawyki swoich funkcji fizjologicznych, a także masowe populacje naszego gatunku, które nie mają możliwości genetycznych i ekonomicznych, aby dostosować się do warunków takowej zmiany.
Z jednej strony jest człowiek elity, homo cybersapiens, którego mózg staje się bioelektronicznym gadżetem, ale to on trzyma w ręku techniczną moc cywilizacji, chociażby dlatego, że potrafi ją tworzyć i obsługiwać. Z drugiej strony są masy, które uczestniczą w technologicznych procesach wytwarzania, otrzymując za to względną, nie zawsze godziwą zapłatę. Wśród nich masy ludzi coraz biedniejszych, chociaż nie na tyle, aby umrzeć z głodu. I, w końcu, ogromne rzesze ludzi umierających z głodu, wycieńczenia, na skutek stresu cywilizacyjnego, okrutnych i ogłupiających wojen lokalnych.
Nowe, zmutowane elity cybersapiensów wykazują jeszcze resztki człowieczeństwa, ale to już tylko kwestia czasu.

Selekcja (słowo brzmi okrutnie, ale dokładnie oddaje to, co się dzieje) dokonuje się nieustająco. Ludzie, którzy nie mogą i nie potrafią nadążyć za elektronicznym Duchem Czasu, są wdrażani do sfery obsługi, gdzie ich mózgi, systemy nerwowe i funkcje żywotne muszą się przystosować do szczególnego rodzaju skupienia, aby utrzymać się w stosownym tempie przemian cywilizacyjnych. Jeśli bowiem okazują się nieprzydatni, to są wyłączani z obiegu energii społecznej. Wszelkie akcje charytatywne są tylko odzewem na krzyk rozpaczy, aczkolwiek ich pożytek polega na tym, że dają jeszcze wielu jednostkom szansę, aby zdążyły wskoczyć do rakiety opuszczającej stare dzieje. I tak dokonuje się bitwa pomiędzy starymi i nowymi czasy, a w gruncie rzeczy pomiędzy prototypem człowieka kosmicznego i odchodzącym w przeszłość homo jeszcze sapiens. Na tej planecie jedni spożytkowali genialne umysły Edisonów i Einsteinów, a tym samym zafundowali sobie sztuczne światło cywilizacji, drudzy zaś patrzą na to z rozdziawioną gębą i narzekają, tęskniąc za środowiskiem naturalnym, którego nie można uratować, bo go już nie ma.

Pretensje, próby powstrzymania tego procesu i sentymenty nic tutaj nie pomogą. Można nadchodzący świat nazywać Antychrystem, można mieć nadzieję na drugie przyjście Zbawiciela. Zapewne wszyscy doczekają się swojego Boga. Jedni ożywią swojego Złotego Cielca i wjadą na nim do swojego wirtualnego raju, inni pójdą za prorokiem i opuszczą tę planetę, na której nie mają już szans na przeżycie. I to jest Armageddon.

Tylko niewielu ludzi wie, że pomiędzy starymi i nowymi czasy, na wodach wieczności, unosi się Arka.

Rzeczywistość Ery Wodnika jest już na ulicach, w zakładach pracy, przy komputerach, rozmawia przez telefony komórkowe, projektuje rakiety i broń masowego rażenia, obsługuje linie technologicznego wytwarzania produktów, klonuje istoty żywe, wymienia informacje, transplantuje organy wewnętrzne, zażywa coraz bardziej wysubtelnione leki nowoczesnej chemiofarmakologii, ingeruje w kod genetyczny człowieka, zapładnia in vitrio, bada procesy starzenia się, narkotyzuje się, urządza orgiastyczne festyny muzyczne, zapełnia stadiony i czci idoli filmu, sportu, technokracji, bogactwa, władzy i seksu.

Ludzkość nie ginie i nie zginie, ona się adaptuje do nowej energetycznej struktury ziemskiego bytowania, przechodzi proces mutacji kosmicznej. Spóźnieni, którzy nie dotrą na czas do wirtualnej rzeczywistości, albo nie zechcą do niej wejść, będą musieli znaleźć sobie inną przystań, być może inną planetę.

I co Państwo z tym zrobicie? Zabronicie? Napiszecie jeszcze jeden katechizm? Opowiecie coś o dobrym Bogu i złym Szatanie? Pokażecie jakiegoś kabalistę dumającego nad talią Tarotu, albo wróżkę z kryształową kulą i kotem na ramieniu? Powiecie, że jak trwoga to do Boga, albo że jak joga to olaboga?

Prawdziwi kabaliści, autentyczni jogowie, mędrcy milczą. Dlaczego? Ponieważ rozumieją znaki czasu i zdają sobie sprawę, że z tej drogi nikt ludzi zawrócić nie może. A zresztą, dokąd miałby ich zawrócić, albo skierować?

Mass mediom mędrcy nie są potrzebni. Potrzebni są szarlatani, prestidigitatorzy, żonglujący wróżbici, mądrale, co wszystko wiedzą dokładnie i wcale. Tak więc dajmy sobie spokój, bo ja też muszę zastanowić się nad swoim życiem i zobaczyć, gdzie jestem i co z tego wynika. Proponuję, aby pieniądze i środki techniczne, przeznaczone na te wszystkie wygibasy telewizyjne i bełkot polityków, spożytkować inaczej: odwiedzić, z ekipą telewizyjną, tych paru mądrych ludzi, którzy jeszcze żyją na planecie i zapytać ich, jak widzą sytuację i co można zrobić, aby złagodzić przebieg nieuchronnych wydarzeń.

Jest chyba oczywiste, że ten wywiad nigdy nie został przez telewizję wyemitowany…