AUROVILLE – wizja i spelnienie

Leon Zawadzki & Maria Pieniążek
NANDRI
wizja i spełnienie cz.1

Leon Zawadzki & Maria Pieniążek
NANDRI
wizja i spełnienie
cz.1

Wiadomo, że najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku. Ale nadchodzi czas, gdy trzeba zrobić krok drugi, i następne. Dobrze wiedzieliśmy czego chcemy, dokąd i po co zmierzamy. Święta Bożego Narodzenia 2004 postanowiliśmy uczcić w Ashramie Śri Aurobindo w Pondicherry nad Zatoką Bengalską, zaś prezentem pod choinkę była dla nas wyprawa z Pondi do Auroville, miasta moich młodzieńczych marzeń, które miałem po raz pierwszy zobaczyć na własne oczy. W  towarzystwie Marii i Darka, bo tylko z przyjaciółmi życie ma wyborny smak.

Pondicherry – Auroville 22 grudnia 2004
Kochani Przyjaciele, przygotowujecie się do świątecznych rozkoszy, a my wczoraj byliśmy w Raju i, jak to z rajem bywa, nie wpuścili nas na komnaty niebiańskie, mnie już po raz drugi, chociażem nieskromnie mniemał, że zasług nazbierałem kopiasto. no cóż – pomyślałem – ja tu wrócę, do trzech razy sztuka! do miasta świadomości kosmicznej, za opłatą, autokarem nas zawieźli, filmami video o boskiej aglomeracji miejskiej w oczy poświecili, w centrum turystycznym na pytania ciekawskich odpowiedzieli, po alejkach przez ogrody i parki ku zapierającej dech świątyni Matrimandir zaprowadzili, do środka owego cudu nam, przybyszom z terra profanum, wejść nie pozwolili, przez cały czas pilnowali, żebyśmy gdzieś pomiędzy krzewami a oceanem się nie pogubili i, w końcu, uprzejmie dopilnowali abyśmy sprawnie odjechali ku prozie naszego siermiężnego żywota. a przecie to i owo w rajskim przedsionku miasta Auroville pokazali, do następnych odwiedzin, nawet do ubiegania się o prawa mieszkańca miasta przyszłości, zachęcili…
…wszystko zaczęło się dawno temu, w połowie ubiegłego stulecia, gdy ludzkość została uroczyście powiadomiona: Musi być gdzieś na świecie miejsce, którego żaden naród nie uzna za swoją wyłączną własność. Miejsce, gdzie każdy człowiek dobrej woli, szczery w swych dążeniach, będzie żył jako obywatel świata, posłuszny jednej tylko władzy, jaką jest prawda (Mother, inauguracja Auroville, 1968). a tym, którzy uśmiechali się pod naukowym wąsem, odpowiedziano prostymi słowy wizjonera Aurobindo: Nasza „utopia”, choć zajmuje określone miejsce na ziemi, nie jest miejscem. Nasza utopia to sposób istnienia, to stan ludzi żyjących ze sobą w radości, miłości i pełnej wspólnocie. no i co, zapytacie, kochani przyjaciele? ano, tylko tyle, że miasto przyszłości jest, istnieje, nadal się buduje i – jeśli chcecie – możecie w tym wziąć udział, ba, możecie zostać jego mieszkańcami, jest jeszcze, jak nas oficjalnie zapewniono, 30 tysięcy  wolnych miejsc. może wolicie zieloną kartę, by trafić do amerykańskiego raju, to wasza doprawdy sprawa, lecz jeśli chcecie zamieszkać w mieście kosmicznej świadomości, to obowiązują tu wielce ciekawe zasady i prawa, które przydałyby się heroldom naszej solidarności. o szczegółach możecie sami dowiedzieć się w internecie na www.auroville.com
w programie podróży zaznaczyłem na mapie ziemię obiecaną moich wczesnych marzeń. gdy w 1966/67 dowiedziałem się o zatwierdzonej, uzgodnionej, akceptowanej przez ONZ wizji tego miasta, to na samo brzmienie słowa auroville – miasto jutrzenki dostawałem pypcia na mózgu, wszystko we mnie pędziło na ten apeks Słońca, by jechać budować tworzyć mieszkać! niestety, codzienne obowiązki praca socjalizm oraz sam dziadzio Karman jakoś tak mnie ustawili, że dopiero wczoraj tu dotarłem, razem z Marią, Darkiem i własnym spoconym w tym upale ciałem.
podskakując na twardym siedzeniu autobusu, co wiózł nas ku krainie obiecanej doskonałości, ku duchowemu eldorado ludzkiej wspólnoty, wspominałem rzewnie owo pragnienie nieprzeparte, aby przybyć, radośnie splunąć w dwie garście, wziąć do ręki łopatę czy jaki inny kilof i budować! robić coś, nareszcie z sensem, ku pożytkowi ludzi i świata! bowiem w rodzimej oczywistości milicyjnego socjalizmu miałem, aż po czarne dziurki w kosmosie, dosyć tępoty przodującej klasy robotniczej w symbiozie ze zjełczałym chłopskim rozumem,  takoż mam ich dosyć i dzisiaj, historia bowiem lubi się powtarzać. wtedy nasze gomułkowskie mądrale mnie nie puściły, ino bełkotały swoje, dzisiejsze mundrale też bełkocą, a z tego ino bogu chała! (npp). jadę więc, ze znacznym opóźnieniem ale jednak, zobaczyć co się ostało z nadziei, z najlepszych marzeń mojego pokolenia. cóż, niestety, beze mnie zbudowano miasto jutrzenki, ono żyje, pulsuje, jeszcze się buduje. patrzę z autobusu na zrudziałą ziemię i zastanawiam się, czy dla mnie zostawiono coś do zrobienia? rozmyślam też o tym co widziałem w ashramie Aurobindo, mamy kwaterę w Ramakrishna Bhavan, coś w rodzaju akademika, komnata trzyosobowa z łazienką dość wygodną, dobre jedzenie we wspaniale urządzonej hali jadalnej Ashramu, trzy razy dziennie karmi się tutaj smacznie i pożywnie dwa tysiące uczniów, studentów, personelu i pielgrzymów, idealny spokój i kultura osobista, bezszmerowy potok podchodzących po posiłki ludzi, jemy w komfortowych warunkach, za grosze, całodzienne smakowite wyżywienie, bez obciążeń na sumieniu i żołądku, kosztuje 20rs czyli około pół dolara dziennie, przeliczcie na peeleny…
…autobus powoli kołysze się na wykrotach, ponownie przeglądam lektury o budowaniu miasta, za którym tęskniła moja dusza na Ziemi, miasta naszych młodych oczekiwań. widziałem niedawno w bielsku wzruszająco stary zeszyt z wycinkami prasowymi o auroville, z pożółkłymi foto naszej ziemi obiecanej. teraz czytam o niej ponownie, a są sprawy, które budzą moją troskę i filozoficzne zażenowanie.  myślę: my ludzie wciąż próbujemy być lepsi, więc odpuść Boże mnie grzesznemu, czyż może być coś na tym świecie równie doskonałe jak Ty Sam?!
odpalam moją jornadę, powiększam na monitorku litery i czytam: Śri Aurobindo urodził się 15 sierpnia 1872 w Kalkucie. siedmioletniego chłopca, wraz z dwoma starszymi braćmi wysłano do Anglii, gdzie przez kolejnych czternaście lat otrzymywał staranną edukację, zarówno w rodzinie angielskich opiekunów jak i na znakomitych uczelniach, kończąc ten staż w królewskiej uczelni Cambridge. w 1893 powrócił do Indii i przez trzynaście lat pracował jako urzędnik państwowy na odpowiedzialnych stanowiskach.
czy to jest najważniejsze w biografii człowieka? zapewne nie, skoro sam Aurobindo zanotował, że dla niego było to osobiste, dojmująco głębokie, aczkolwiek z początku mentalne odkrycie Atmana, które dokonało się w jego świadomości w 1892, jeszcze w Londynie. w następnym roku, gdy po długiej bytności w Anglii dotknął w końcu ziemi indyjskiej, ogarnęło go, wzięło w swoje posiadanie poczucie absolutnego spokoju, w którym pogrążony przebywał przez wiele miesięcy; w owym 1893, w chwili śmiertelnego zagrożenia, ujrzał Boskie Oblicze, zaś 10 lat później, w 1904 roku, w wieku 32 lat podjął intensywną praktykę jogi, skupiając uwagę ćwiczebną na wytrwale niestrudzonej praktyce pranajamy. pierwszym nauczycielem jogi był dlań, od 1904 roku, Brahmananda, który wywarł na Aurobindo wielkie wrażenie, jednak dopiero guru Vishnu Bhaskara Lele z Maharastry pomógł mu w styczniu-lutym 1908 roku osiągnąć nieskończony ocean pokoju wewnętrznego. Aurobindo, jak sam opowiedział, po otrzymaniu stosownych pouczeń, w ciągu trzech dni i nocy osiągnął samadhi czystej świadomości: stan widza w swojej naturze (Jogasutry Patandżali sutra I.3, przekład polski Leon Cyboran). nastąpiła cała seria cudownych przebudzeń, głębokich odkryć duchowych, które otworzyły przede mną najszersze drogi ku jodze (Aurobindo). Guru Lele powiedział swojemu uczniowi, aby ten całkowicie i bez reszty zawierzył Najwyższemu, powierzając Mu siebie jako narzędzie dla wypełnienia planu bożego. Aurobindo tak właśnie postanowił i uczynił. po dwóch miesiącach wspólnej praktyki mistrz oddalił się, pozostawiając ucznia w stosownym miejscu na właściwej drodze. nic dziwnego, że wkrótce potem Aurobindo znalazł się… w więzieniu. dlaczego?
posłuszny surowym wskazówkom swojego ojca, Aurobindo, pilnie studiując w Anglii, otrzymał staranne zachodnie wykształcenie, lecz bez jakiegokolwiek kontaktu z kulturą Indii i Wschodu. po powrocie do Indii odkrył dla siebie, po raz pierwszy i jakby ponownie, jej wielkie tradycje kulturowe, zagłębił się, z gorliwością neofity, w skarby sanskrytu, w gąszcz świetlistej przeszłości swego narodu, w problemy teraźniejszości, w ból zniewolenia narodowego. chłonął w siebie hinduizm, pił ze źródeł wielkiej kultury i – cóż w tym dziwnego – stał się gorącym patriotą, bojownikiem o wyzwolenie narodowe Indii. z punktu widzenia władz angielskich oraz kolonialnej administracji indyjskiej popełnił więc śmiertelny grzech polityczny, był już bowiem od 1906 roku wychowawcą młodzieży, rektorem Bengalskiego Uniwersytetu Narodowego. w 1908 roku Aurobindo, aresztowany za działalność polityczną oraz wydawanie pisma o charakterze narodowowyzwoleńczym, przez dwanaście miesięcy ćwiczył jogę w więzieniu śledczym, osiągając wewnętrznie skoncentrowane przekonanie, że praktyka duchowa jest podstawą wszelkich zmian politycznych. w kwietniu 1910 roku uwolniony, bez okazania mu aktu oskarżenia, odpływa do Pondicherry, miasta kolonii francuskiej nad zatoką bengalską, rezygnuje ze stanowiska prezydenta Kongresu Narodowego, zaprzestaje wszelkiej działalności politycznej i poświęca swoje życie sadhanie – praktyce wyzwolenia duchowego. uznaje, że specjalizacją kierunku, którym zajmie się w nowych okolicznościach swego żywota, będzie harmonijna jedność dwóch źródeł istnienia – Ducha i Materii osiągana metodami jogi integralnej. tu właśnie odnaleźć możemy pierwszy impuls ku realnej utopii – ashramu w Pondicherry oraz jego filii na całym świecie, a nade wszystko miasta brzasku jutrzenki – Auroville. Aurobindo bowiem jest duchowym inicjatorem utworzenia takiego miejsca na Ziemi, gdzie wszystkie aktywnie wojownicze cechy człowieka mogłyby znaleźć zastosowanie wyłącznie dla zwycięstwa nad przyczynami cierpienia i nieszczęść (Matka o Auroville).
autobus skręca z głównej szosy na boczny piaszczysty trakt, wyłączam jornadę, i wspominam: brązową okładkę książki Światło na drodze jogi Śri Aurobindo, wydanej oczywiście przez bibliotekę polsko-indyjską madras, czytam ją, gdy na świecie jest rok 1965 a książki tej nie można kupić w peerelowskiej księgarni, to nic, mamy przecie swoje punkty dostaw i zakupów, jest też biblioteka towarzystwa przyjaźni polsko-indyjskiej, czytam zachłannie, teraz pamiętam jeno tę falę, która popłynęła przeze mnie uniesieniem mocnym a czystym, niewątpliwe światło na drodze, po której teraz jedziemy do auroville, wdzięczność ogrzewa moje serce, które dotarło aż tu, do Pondicherry. pierwotna nazwa grodu brzmi Puduczczeri, w języku Tamilów pudu=nowy, czery=miasto (nieoceniony J. Staszewski Słownik geograficzny 1959!), Francuzi przeinaczyli ją po swojemu. ongiś miasto należało do Francji. zrobiliśmy taxi wycieczkę po mieście, taxista okazał sie dobrym przewodnikiem. jeśli spojrzeć na mapę miasta, to tereny samego ashramu są enklawą białych czyli jak mówi taxista jest to white city, dalej, za kanałem jest black city. powiedziałem, że chcę do black, zobaczyliśmy życie Pondicherry od spodu przez drugi spód aż do korzeni gdzie szczury walały sie po jezdniach, gdzie czuje się radochę z przeżycia każdego dnia, nie wiadomo bowiem czy będzie nastepny, jest smród i szlam ścieków tuż obok domów z bajki o maharadży, są świątynie nagrzane słońcem aż do samych podrobów Karmana. w withe town jest czysto zamiecione, policja governement palace wojsko samochody jadłodajnie słonie blessingują pielgrzymów, wielu hindusów dobrze odkarmionych ze swoim pięknymi tłuściejącymi kobietami dziećmi, nad oceanem wiatr studzi zapał, nie chce się niczego radykalnie zmieniać, zaś każdy z black town może tu wejść chodzić być otrzeć się o kulturę sytych białych którzy nauczą pomogą podleczą i wal dalej brachu na swojej okaleczonej nodze po swoim kuśtykającym życiu.
tak, Pondicherry jest miastem, które ongiś było kolonią francuską, a teraz od lat wielu jest pod duchowym zarządem rozległych instytucji ashramu: realny, cały w kwiatach i marmurach pomnik Gurudżi Śri śp Aurobindo & śp Śiakti Mother czyli pewnej marokańskiej Francuzki, Szlachetnej Bogini, niewątpliwie ważniejszej dla stulecia niż evita peron, marlena dietrich czy jakaś tam marna monroe; ale nasz świat tak już urządzony, że ludziska pasjami pożerają sypialniane dramaty zekranizowanych samic, mniej ich purusza (npp) zwycięskie wcielenie Niewiasty, która triumfalnie, na Ziemi, poświęciła życie sakralnemu budowaniu przyszłości, spełniając wizję Boskiego Małżonka, a wychodzi na to, że się z nim nawet nie przespała…
…Mother zrealizowała tu cel swojego życia, a i dla Aurobindo się co nieco ostało; zrobiła to po prostu, bez żalu rezygnując z pozycji modnej paryskiej okultystki, poszukiwaczki przygód duchowych, poświęcając się bez reszty bez ostatków i przypadków bez wahań swojemu Nauczycielowi. On zaś uczynił z niej powiernicę spraw ważnych bo ostatecznych, oddał Jej w pacht ashram z trudem zbudowany, przekazał gospodarstwo wraz z uczniami takoż pozostałym inwentarzem żywym, powierzył ochronę osobistą i przez ostatnie 25 lat swego żywota nie opuszczał własnej komnaty, do której mogła wchodzić tylko Ona – Królowa Ducha. przez 47 lat (1926-1973) ta coraz bardziej władcza kobieta, w końcu władczyni z wizją, prowadziła Ashram, gospodarczo wyśmienicie zorganizowany, doprowadziła do rozkwitu imperium duchowego, nauczyła uczniów i pielgrzymów mowy kwiatów, astralizacji działań, stworzyła projekt i podwaliny miasta świadomości kosmicznej, a owe dokonania, wraz z wizją miasta doskonałego, budową human unity czyli próbą urealnienia marzeń ludzkości, to jeden z najpoważniejszych eksperymentów w historii ludzkości…
…a co mamy w plikach jornady? może jeszcze trochę o samym Aurobindo: w 1909 osiadł w Puduczczeri aby poświęcić się dziełu swojego życia. pojawili się uczniowie, z początku było czterech, pięciu, nikt nikogo nie zachęcał, nie powiadamiał, nie było żadnych ogłoszeń w prasie mistrz taki to a taki tu jaja wysiaduje i czeka aby was oświecić, nie, nic takiego! przecie ludziska zaczęli przyjeżdżać, przypływać, przychodzić piechotą z krain odległych, zagranic wszelakich i w końcu powstała konieczność utworzenia ashramu. właśnie, cóż to takiego, ashram (aśram)? pochodzi od sanskryckiego słowa śrama=wysiłek w praktyce religijnej, ergo chodzi o wspólnotę ludzi praktykujących konkretna dyscyplinę duchową pod kierownictwem nauczyciela zwanego guru, którego uważa się za emanację bóstwa. grono uczniów powiększa się o świeckich przybywających na dłuższe lub krótsze odosobnienie. w dni świąteczne całe rodziny z sąsiedztwa przynoszą dary ofiarne, które mistrz błogosławi i rozdziela, i my tam byliśmy, i prasad jedliśmy, piliśmy, smakuje wybornie! guru udziela też błogosławieństwa=darśan, czasami wygłasza stosowne pouczenia, zalecenia, uwagi, odpowiada na pytania, najwięcej czasu jednak trwa w milczeniu a Jego stan świętego skupienia=samadhi obejmuje mocą ciszą pokojem zarówno ludzi jak i okoliczne tereny ashramu. takowa pustelnia jest najczęściej odosobnieniem dla ascetów bądź tych, którzy – wypełniwszy już wszystkie obowiązki wobec rodziny i społeczeństwa – poświęcają się całkowicie życiu wewnętrznemu, co jest zgodne z trzecim etapem życia wyznawcy hinduizmu. żywności dostarczają pobożni mieszkańcy okolicznych wiosek, tak przynajmniej było kiedyś (por. J.Brosse Wielcy Mistrzowie Duchowi Świata. Leksykon. wyd. Opus 1995). obecnie ashramy, o tradycji wielkich mistrzów – Ramakrishny koło Kalkuty, Śri Aurobindo w Pondicherry, Ramany Maharshi w Tiruvannamalai, Shivanandy w Rishikesh w Himalajach, czy też ośrodki żyjących i nauczających, jak Ravi Shankar czy Sai Baba – to obficie sponsorowane kartele duchowe, dysponujące fachowo zorganizowaną infrastrukturą, świetnie prosperujące centra turystyki duchowej…
… Mother, de domo Mirra Alfassa, secundo voto Mme Richard, urodziła się 21 lutego 1878 w Paryżu. Jej ojcem był Maurycy Alfassa bankier turecki, który w chwili urodzenia córki miał lat 35 i właśnie dopiero co, wraz z rodziną, przeniósł się do Paryża, matka zaś Matylda Ismalun, z Aleksandrii w Egipcie, powiła ją w wieku 21lat. dziewczynka rosła i kształciła się w domu, w wieku lat 14. zaczęła pobierać nauki w studio rysunku i malarstwa, została w końcu profesjonalną artystką, na wystawach paryskich można było obejrzeć jej prace malarskie i rysunki. wspominając swoje dzieciństwo, napisała: w ciągu dwóch lat, od jedenastego do trzynastego roku życia, wiele doświadczeń psychicznych i duchowych odkryło przede mną istnienie Boga, jak również to, że człowiek może zjednoczyć się z Nim i w świadomym działaniu spełnić boską treść własnego życia. około roku 1905 Mirra wyjeżdża do Algierii, gdzie przez dwa lata poświęca cały swój czas i wysiłek studiowaniu okultyzmu, w symbiotycznej przyjaźni z adeptem wiedzy tajemnej Maksem Teonem i jego żoną; Teon był zarówno polskim jak i rosyjskim mistrzem wiedzy okultnej, czyli nawet dzisiaj jak najbardziej podejrzanej. po powrocie do Paryża, Mirra tworzy swoją pierwszą grupę poszukiwań duchowych, czyli po naszemu sektę, która zupełnie przyzwoicie egzystowała, zaś jej szefowa aż do 1913 roku prowadziła wykłady w paryskich grupach ezoterycznych, stając się postacią popularną, nawiązując też wiele znajomości, które potem przydadzą się, jak najbardziej. w tym też okresie wychodzi ona za mąż i zostaje panią Richard, ale dziwne losy tego małżeństwa zostaną przez jej biografów umyślnie rozmyte, następnie zaś ukryte za zasłoną hagiografii: skłonności owych biografów do bezkrytycznego uwielbiania swoich bohaterów i, dodajmy, usuwania z biogramu wątków niewygodnych, nie pasujących do „świętego żywota” idola, który stał się legendą jeszcze za życia. dla mnie jest to jeden z ciekawszych wątków kultury duchowej, którą w znacznej mierze tworzą przecież osobiste losy ludzi powołanych do służby w sacrum. pamiętam więc, że ongiś, w latach 60., czytałem, iż Matka była mężatką, gdy 29 marca 1914 roku przybyła do Pondicherry i natychmiast rozpoznała w Aurobindo tego, kto przez wiele lat kierował wewnętrznie jej praktyką i rozwojem; pozostała w ashramie przez jedenaście miesięcy, ale – jak napisano w jednej z hagiografii – okoliczności zmuszają ją do powrotu. te okoliczności to, bagatela: mąż, wojna światowa i sytuacja majątkowa. udaje jej się w 1915 wyjechać do Japonii, gdzie przebywała cztery lata, by w końcu 24 kwietnia 1920 roku powrócić do Mistrza. przybyła wraz z mężem, który wkrótce uznaje, że nie ma tu czego szukać ani na co czekać, więc znika z tej historii, ku chwale ducha i wielkich dokonań jego ślubnej żony. czytałem nawet gdzieś wzmiankę, że w końcu doszło do formalnego rozwodu, aby pan Richard odzyskał wolność matrymonialną, a jego Mirra mogła stać się Matką Ashramu Aurobindo. Ona zostaje na zawsze w Pondicherry, tu odnalazła Boskiego Męża, dzięki cudownej przemianie staje się Boską Małżonką. wiadomo bowiem od dawna: każdy Mistrz musi mieć swoją Śiakti, w przeciwnym razie Karman nie dałby mu szansy na ziemskie spełnienie misji.
wiem, kochani przyjaciele, to poważny problem: jak radzić sobie z własnym wzrostem, rozwojem, nawet ze zwyczajną przemianą kulturową? oto przed wami zjawia się on lub ona, oto Kundalin nareszcie spotyka swoją Śiakti! o, co ulga, ileż nadziei, jakie dale się otwierają! tylko ten drobiazg: ślubny mąż, wierna żona, do bólu znane własne podwórko! co robić?! obowiązek wzywa, serce wyje, rozum się mąci, hormony klekocą, oczy łzawią? w powietrzu wiszą awantury, spóźnione żale, próżny trud, daremne złorzeczenia. cóż, nie mam na to rady, jakem astrolog i doświadczony przez bliźnich człowiek. widziałem takich historii wiele, od profanum do sacrum, nawet w odwrotnym kierunku, od sacrum  do degradacji. zawsze, w każdym przypadku, konieczny jest wysiłek odkupienia. usprawiedliwić takie wolty życiowe może tylko sens działania, nie sama nadzieja na spełnienie, lecz efekt i owoc żywota.
a wiem też, że są ludzie sobie przeznaczeni, kto zaś ku temu przeznaczeniu plecami się odwróci, ten nigdy już nie znajdzie dla siebie miejsca i stosownego czasu.
w historii Aurobindo & Mother jest odkupienie: owe lata odosobnienia, które każde z nich przyjęło na siebie dobrowolnie, opowiemy o tym. Śiakti Mother raźno bierze się do roboty, tym bardziej, że Aurobindo od listopada 1926 powierza jej faktyczne zwierzchnictwo nad gospodarczym i duchowym życiem ashramu. jego duchowa praktyka galopuje, w 1912 roku osiąga on stan niezmiennej realizacji nieustannego przebywania w Parabrahmanie, a 24 listopada 1926 roku Śri Aurobindo spełnia się w najwyższym stanie jogi – Nirvikalpa Samadhi: ogień poznania pali wszystkie zalążki. to Samadhi jest kulminacją, obdarzającą nieskończonym pokojem i poznaniem – jog cieszy się transcendentalną chwałą Jaźni i jest całkowicie uwolniony od dominacji umysłu. poczucie wieczności zastępuje poczucie czasu. Aurobindo zaprzestaje kontaktów ze światem zewnętrznym, wycofuje się do jednej komnaty, z której nie wychodzi przez kolejne 24 lata, wszelkie relacje z nim realizowane są poprzez Matkę, Ona jedyna ma prawo wchodzić do dobrowolnej pustelni Nauczyciela; raz w roku Gurudżi udziela błogosławieństwa uczniom, którzy defilują, milcząc, przez jego komnatę, dokładniej zaś, przekazują mu swoje uwielbienie i szacunek mową kwiatów, a tej nauczyła ich Matka, mistrzyni duchowych form istnienia na Ziemi.
Aurobindo opuszcza ciało 5 grudnia 1950 roku.
Matka projektuje i buduje na terenie ashramu pokaźne mauzoleum samadhi dla umiłowanego Przyjaciela. w epitafium, które czytamy przed płytą nagrobną, napisała: Tobie, który byłeś materialnym ucieleśnieniem naszego Nauczyciela. Dla Ciebie nasza bezgraniczna wdzięczność. (…) Nigdy, ani przez chwilę, nie możemy zapomnieć o tym, co Tobie zawdzięczamy.
 6 stycznia 1952 roku Mother otwiera w Pondicherry Międzynarodowe Centrum Edukacji im. Śri Aurobindo. w marcu 1962 roku Matka, w wieku 84 lat, dobrowolnie rozpoczyna ostateczne odosobnienie w swojej komnacie, przyjmuje jednakże u siebie adeptów, pracowników ashramu, uczniów i odwiedzające ją osoby. pozwala jej to prowadzić sprawy ashramu aż do chwili, gdy 17 listopada 1973 roku opuszcza ciało, by połączyć się na wieki z umiłowanym Boskim Małżonkiem w skupieniu kosmicznej świadomości. mauzoleum na dziedzińcu ashramu przyjmuje jej ciało, na znak, że tako w Niebie jak i na Ziemi zawsze razem…
…zanim jednak dla tych dwojga boskich dusz nastał ów dzień ostatecznego uwolnienia, Matka w dniu 28 lutego 1968 roku uczestniczy, przemawiając przez radio, w uroczystości na miarę ery nowożytnej: oto, 8 km od Pondicherry, delegacje 124 państw świata, w tym również z Polski, oraz 23 gubernie Indii wmurowują akt erekcyjny miasta przyszłości, miasta-utopii, miasta kosmicznej świadomości, miasta brzasku jutrzenki – Auroville. wizjonerem, projektodawcą, organizatorem tego wydarzenia jest Mother realizująca testament, spełniająca duchową wizję Śri Aurobindo.   

za miesiąc cdn:  Auroville – Raj Kontrolowany