E pur si muove

Leon Zawadzki & Maria Pieniążek
E pur si muove  


A
jednak się kręci
– słowa, według legendy, wypowiedziane szeptem przez Galileusza 22 czerwca 1633 r., przed sądem inkwizycji rzymskiej. Tymi słowy wyraził niezłomne przekonanie, że to Ziemia krąży wokół Słońca, choć wcześniej publicznie musiał się wyrzec swoich poglądów. Zdanie to zostało odnotowane przez Giuseppe Barettiego w jego pracy Italian Library w roku 1757 oraz opublikowane w Querelles Littéraires w roku 1761. W 1992 r. Kościół Katolicki, podczas pontyfikatu Jana Pawła II i z Jego inicjatywy oficjalnie zrehabilitował Galileusza.

W_niszy_przezn/studnia.jpg

Szanowny Czytelniku, dożyliśmy czasów, gdy świat realny, choć jest poznawalny, staje się fascynująco nieprzewidywalny. Budzące podziw i, co tu kryć, grozę nowoczesne technologie obalają stare mity i kreują nowe. Nieomal realne, a najczęściej wirtualne. Człowiek, jak ongiś, doświadcza tych samych spraw prostych i niezbywalnych – życia, miłości i śmierci. Tak samo, jak drzewiej, życie nie jest łatwe, miłość zasnuwają mgły namiętności i nienawiści, umierać zaś trzeba inaczej niż w grach komputerowych. A jednak coś się zmieniło i tym czymś jest wgląd w umysł człowieka, w historię jego ciała i duszy. Wejrzenie tak przemożne, iż zadziwienie wobec mocy istnienia łagodzi ból egzystencji. Owa moc przejmuje prowadzenie i już sam nie wiem, czy bawi się nami w swojej magicznej latarni, czy ukazuje nam swoje możliwości. Wyłania się perspektywa, w której los człowieka wiruje wokół Osi Przeznaczenia, a jeśli przyjrzeć się uważnie, to można dostrzec spiralę nieśmiertelności Rozumu, któremu nie mogą zagrozić nawet swawolne harce umysłów wyraźnie pozbawionych zdrowego rozsądku.

Niby wszystko, co najważniejsze, jest po staremu: lud nadal pragnie igrzysk i chleba, uczeni odkrywają, naukowcy się trudzą, myśliciele mają swoje spostrzeżenia, luminarze ostrzą swoje narzędzia o nowe układy sił, pracownicy ziemi i nieba trudzą się wzbogaceni o wynalazki i technikę, oświeceni świecą, mędrcy nie próżnują, prorocy ostrzegają, no i najważniejsze – a jednak Ziemia się obraca.

Znaleźliśmy się w krytycznej fazie przemian na planecie. Astrologicznie jest to związane z ingresami: Plutona w znak Koziorożca (26.11.2008 do listopada 2024), Urana w znak Barana (28.05.2010 i 12.03.2011 do marca 2019) oraz Neptuna w znak Ryb (4.4.2011 i 3.2.2012 do stycznia 2026). Można powiedzieć, że postawiliśmy już pierwsze dwa kroki ku zmianom, które nazywają się Struktura – Rewolucja – Idea.

Zazwyczaj idea poprzedza rewolucyjne zmiany strukturalne.

Tak było w XIV i XIX stuleciach, gdy pozycje planet pokoleniowych stymulowały rozwój idei rewolucyjnych, których wizje ludzkość potem sprawdzała w praktyce. Obecnie, technologie oraz technika komunikacji nowoczesnej cywilizacji zrobiły swoje – stare struktury pękają pod naciskiem rewolucji, a sensownej idei na razie nie ma, czyli stare się kończy, a nowego nie widać. Struktury są mocne i bronić się mogą dość długo, Rewolucja przyrasta dramatycznie, lecz oprócz buntu wobec Struktury nie ma, jak na razie, żadnej idei wiodącej. Idea powoli gramoli się z gruzowiska mitów, przesądów i mniemań o Przeznaczeniu człowieka.

Panorama tej sytuacji domaga się uważnej obserwacji, lecz nade wszystko przezorności. Zmiany wyraźnie przyspieszyły, zwłaszcza w strukturze geologicznej naszej planety. Te zmiany dokonują się bardzo powoli, lecz w pewnych okresach wchodzą w fazę krytyczną. Wszystko wskazuje na to, że właśnie teraz taka faza ma miejsce i będzie miała swoje dalekosiężne skutki. Dla lepszego zrozumienia, co to znaczy i zapowiada, przypomnimy jedno z naszych spostrzeżeń zawartych w prezentowanym, na I konferencji astrologicznej w Warszawie w 2009 roku, referacie Co astrologowie zobaczyli na Ziemi Świętej.

W Rowie Jordanu położone są dwa ogromne  jeziora, zwane też morzami: Galilejskie -najniżej na świecie położone jezioro słodkowodne (209 m p.p.m.), oraz Morze Martwe, którego lustro wody znajduje się w najniższym punkcie Ziemi, 418 m p.p.m. (i ciągle się obniża).  Centralny, wyżynno-górzysty obszar regionu zajmują góry i wzgórza. Wydarzenia dziejowe dokonują się tutaj w specyficznych warunkach geologicznych, z których znacząco ważnym jest tzw. ryft, czyli rów tektoniczny, który powstaje na skutek rozciągania, a w konsekwencji rozrywania litosfery, czyli rozsuwania się płyt, stąd najpierw pojawia się depresja, która później zalewana jest przez morze i tak tworzy się ów rów oceaniczny. Półwysep Synaj, wciśnięty między Afrykę i Azję, jest częścią tektonicznej płyty afrykańskiej, od której oddzielony jest rowem (ryftem) Morza Czerwonego, a z drugiej strony przylega do płyty arabskiej, od której oddziela go Rów Jordański – i te przemieszczające się płyty tektoniczne, powoli ale nieustająco rozciągają i rozrywają ten niewielki masyw ziemi. Trwa rywalizacja, który ryft wcześniej zaleje morze i przy którym kontynencie ostatecznie pozostanie ten mały kawałek lądu. Wibrujące podłoże ziemi czuje się, dosłownie, pod stopami. Ryft oraz różnica poziomów pomiędzy depresjami i terenami górzystymi na tak niewielkim, wzdłużnym pasie ziemi,  wytwarza napięcia; ludzie po prostu psychofizycznie nie wytrzymują geo-depresji. Dotyczy to nawet tych,  którzy podjęli nadzwyczajny wysiłek życia: pustelników, mnichów, księży, misjonarzy. Głębokie przyczyny wielowiekowych niepokojów na tych terenach mają swoje źródło w głębi Ziemi, organizm człowieka reaguje na naprężenia w organizmie planety.

Obecne zmiany, sygnalizowane przez wydarzenia geologiczne (wulkany, trzęsienia ziemi, tsunami), cywilizacyjne (awaria elektrowni atomowej Fukushima w Japonii, wybuch w zakładzie utylizacji odpadów promieniotwórczych na południu Francji,), a także zmiany klimatyczne na całym świecie (susze, ulewne deszcze, anomalie pogodowe), sytuacja ludzkości w nieznanych jak dotąd warunkach „bomby demograficznej” dają nie tylko do myślenia, lecz mogą zmienić nasze postrzeganie hierarchii spraw ważnych i ważniejszych.

Jednoczesne ingresy tzw. planet pokoleniowych (Uran, Neptun, Pluton), w latach 2009-2012 w znaki Koziorożca (Pluton), Barana (Uran) i Ryb (Neptun) są bez wątpienia sygnałem ostrzegawczym i zapowiedzią, że „anteny” Układu Słonecznego ustawiły się na pozycjach szczególnych. Należy też wziąć pod uwagę, że wchodzą one w astronomiczne aspekty z Jowiszem i Saturnem, a cykle tych relacji zapowiadają sytuacje o radykalnym znaczeniu dla Ziemi i jej mieszkańców.

Czy oznacza to, według takich czy innych kalendarzy, „koniec świata” w roku 2012 i latach następnych? Świata na pewno nie, lecz tego świata, który znamy z historii i obecnych uwarunkowań strukturalnych, kulturowych i cywilizacyjnych – na pewno tak.  Radykalne przyspieszenie wydarzeń – od czerwca-lipca 2012 r. Całkowity czas zmiany – do 2026 roku. Będzie to okres nie tylko utraty tego, z czym niełatwo się pogodzić, lecz również czas fascynujących odkryć i wynalazków, wielu arcydzieł kultury i sztuki, zgłębiania doświadczeń religijnych i mistycznych; czas wizjonerów i proroków nowej ery; a nade wszystko głębokiej refleksji nad kosmicznymi uwarunkowaniami naszej egzystencji na Ziemi. Ludzka ciekawość świata i samych siebie znajdzie wiele odpowiedzi na odwieczne pytania o sens istnienia i człowieczeństwa.

Szanowny Czytelniku, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o przebiegu wydarzeń na świecie w nadchodzących latach, to sięgnij do książki Jarosława Gronerta Na zakręcie dziejów. 2012-2015, jest już do wglądu czy nabycia w księgarniach. Autor wykonał tę robotę wyśmienicie, wnikając w symbiozę astrologicznych oraz ekonomicznych, socjalnych, militarnych i politycznych uwarunkowań rozwoju sytuacji. Operuje konkretem. Niebiańskie algorytmy zmian na Ziemi zostały rzetelnie opracowane, więc trzymam to studium pod ręką, dodaję do zawartych w nim badań i wniosków własne rozważania nad tematem, zastanawiam się nad przyczynami natury duchowej, psychicznej i mentalnej, a jest nad czym.

* * *

1 lipca 2011 g. 10:38 miało miejsce zaćmienie Słońca w Znaku Raka, który symbolizuje rodzinną wspólnotę. W tym dniu rozpoczęła się prezydencja Polski w UE. Nie mieliśmy wyboru, padło na nas, zgodnie z (nomen omen) rozkładem obligatoryjnych dat kalendarzowych. W końcu, zdarza się, w horoskopie narodzin Jana Pawła II też widzimy zaćmienie Słońca, co w Jego życiu spełniło się nadmiarem poważnych obowiązków wobec wspólnoty Kościoła i tragicznym zamachem 13 maja 1981 r. Pontyfikat JP II był niewątpliwie jednym ze szczytowych przesileń w historii Kościoła i Watykanu, a takiego papieża od dawna nie było i długo nie będzie. Co więcej, pontyfikat ten był ukoronowaniem tysiącletniej tradycji KK w Polsce. Jesteśmy żywymi obserwatorami takich właśnie przemożnych przesileń, więc analogie historyczne warto brać pod uwagę. Zarówno sytuacja jak i opisujące ją horoskopy rokują, że żyjemy w ciekawych czasach. Spełnia się treść starego aforyzmu: kto nie zna Pana, czas go opanuje.

Jeśli nie widzi się tego, co jest teraz, to nie można prognozować przyszłości. Ocena, ku czemu zmierza obecnie Duch Czasu, czy jakiekolwiek sensowne zmiany w najbliższym okresie są w ogóle możliwe, czy to one właśnie  wykreują naszą „świetlaną przyszłość” przypomina kwadraturę koła. Przede wszystkim ze względu na to, że stan bezwładu ongiś (1981-1993) uruchomionej energii osiągnął punkt krytyczny i grozi paraliżem.  Analiza wydatkowanej energii dla tworzenia struktur i jej ukierunkowanie podobna jest do obserwacji kuli w locie, wszystko zależy od tego, ku czemu zmierza i… w co trafi. Aby to zrozumieć, albo chociaż się temu przyjrzeć, musimy odnaleźć przesłanie momentu, w którym energia została uruchomiona, a także – w jakim kierunku. Zabawne jest, że wszystko co widzimy, to tylko wierzchołek góry lodowej.

Nota do rys. horoskopu:
Data 21 grudnia 2012 roku n.e. według Długiej Rachuby to 13.0.0.0.0. 4 ahau 3 kankin. Część wyznawców teorii spiskowych uważa tę datę za koniec świata. Badacze kultury i astronomii Majów są zgodni, że rok 2012 nie miał szczególnego znaczenia dla tego ludu. Żadna z zachowanych inskrypcji Majów nie wskazuje też na 21 grudnia 2012 roku jako na "koniec świata", a jedynie na koniec pewnej epoki. [Wikipedia].
Dla rozpatrywanej prognozy „końca świata” wg kalendarza Majów przyjęliśmy ingres Słońca w znak zodiakalny Koziorożca. Horoskop niewątpliwie zapowiada wydarzenia istotne, lecz nie budzi obaw zapowiadających koniec świata. Należy pamiętać, że nowa sytuacja pojawia się zazwyczaj podczas długotrwałych procesów przemian. Rok 2012 przynosi wydarzenia spektakularne, a zmiany na świecie zapowiadają trudne procesy podczas przechodzenia do nowej sytuacji ludzkiej egzystencji w strukturach ziemskich uwarunkowań.  

Gołym okiem widoczny jest kryzys finansowy, który oscyluje na pograniczu czarnej dziury dla krajów bogatych i dostatnio zamożnych, w tym również dla UE.  A Duch Czasu i tak wie swoje. Istotny problem obecnej sytuacji tkwi nie w finansach, lecz w bezwzględnej rabunkowej eksploatacji zasobów naturalnych naszej Ziemi. Niszczenie, a w gruncie rzeczy niweczenie ekosystemu planety nie może być łatane finansami i żadna waluta tego świata nie jest w stanie ani wynagrodzić ani zrekompensować tych strat. Nowoczesna technologia i techniki eksploracji dóbr naturalnych nakręcają spiralę nonsensu, finanse zaś są tylko wskaźnikami pogłębiającej się zapaści ekonomicznych uwarunkowań egzystencji. Ratowanie sytuacji pieniędzmi podobne jest do gaszenia pożaru ropą naftową. Brzmi szyderczo, owszem, bowiem finanse są, chociażby z ową ropą, jak najbardziej powiązane. W zarządzie tej spółki z nieograniczoną nieodpowiedzialnością, oprócz potężnego wodza Energosa, zasiadają również szacowna dama Demografia, satrapa Gaz, dyktator Głód, generalissimus Dziuralana, dowódcy zbrojnej kohorty Iraklit i Afganus, kokietka Celebrytka, bawidamek Seksio, reżyser Wygibus, polityk Mądrala, złośliwy karzeł Bezpardonow, tajny radca Bilderberg, oraz oczywiście nieustannie wiercący ku powierzchni planety władca podziemi Ropień. Lista jest pokaźna, wszystkich wymienić można, lecz nie ma takiej potrzeby, bo i tak zgodnie popychają myślącego człowieka na boczny tor, a szczycą się tym, że nie od razu na stos! Czasy są, jak na razie, jakieś takie wegetariańskie, jak mawiał pewien znakomity poeta, gdy ogłoszono pobłażliwość dla niepokornych. Media zaś są tak owym gremium zarządu zajęte, że człowieka już w ogóle nie dostrzegają, zadowalając się sentymentalnymi opowiastkami o zbuntowanym Jasiu, który zgubił drogę do domu i teraz wszyscy go szukają i na pewno znajdą, bo bardzo mu współczują. Wniosek z tego prosty: siedź w domu, chodź tylko do pracy i na piwo z towarzychem, a nie martw się, bo emisariusze zarządu spółki na pewno cię znajdą, powiedzą co masz robić i za co, oczywiście, zapłacić.

Ale oto okazuje się, że kryzys nie tylko nadciąga, pełznąc ku „lepszej przyszłości”, lecz już jest widoczny w jeszcze znośnej teraźniejszości. W tych warunkach, biorąc pod rozwagę nagromadzone doświadczenie, zastanawiamy się nad warsztatem pracy astrologa.

Po latach praktyki i w potoku kontemplacji astralnych uznaliśmy za oczywiste, że to nie „człowiek ma horoskop”, lecz… horoskop ma człowieka. Pozornie, to stwierdzenie wydaje się być aforyzmem, w gruncie rzeczy jest uznaniem Hierarchii Bytu (por. strukturę Jogangi, por. Strukturę Tattw 25. lub 36.punktową, por. Drzewo Życia w Qabbalah, por. strukturę Arkanów Tarotu etc.). Otóż, właściciel horoskopu jest, pardon, konstruktem czyli szczególną konfiguracją Wielkiej Konstrukcji Bytu – w jedności Ducha i Materii. A prościej mówiąc, jest przypadkiem, któremu zjawisko zwane życiem – się przytrafia. Złudzenie, że to „ja mam horoskop, (mój horoskop)” powstaje w akcie utożsamiania się z konstrukcją psycho-fizyczną, która jest, jak mawiają Jogowie, jada (czyt.:dżada) czyli „martwa”. A Duch tchnie kędy zechce. Interpretacja horoskopu, z p. widzenia przypadłości losowych, po zgrawitowaniu w materię (obleczeniu się w tzw. „grube” pierwiastki tattwiczne) jest, oczywiście, możliwa. Przypomina jednak kręcenie się psa za własnym ogonem, co może być zabawne, ale na dłuższą metę męczące i pozbawione sensu (za wyjątkiem ruchu – radżasu czyli energii w stanie aktywności). Interpretacja horoskopu, aby była możliwa i zasadna, musi uwzględniać Hierarchię Bytu, od Tchnienia Ducha aż po (drabinie schodzącej) tzw. zjawiska naturalne. Dlatego nauczanie Astrologii winno być osadzone na rdzeniu stanowiącym oś Konstrukcji. Bieganie po sygnifikatorach zawsze będzie zależne od plątaniny pragnień, spełnień, sukcesów i rozczarowań; ale nigdy nie będzie osadzone na osi niezbywalnych praw Przeznaczenia. Dopiero uznanie, że w pozornym ruchu elementów (w gruncie rzeczy – elementali, jak mawiali starzy teozofowie) jest matematyczna (język Bogów) prawidłowość, a horoskop podlega tym samym uwarunkowaniom co teoria fraktali i rachunek stochastyczny, pozwala przejść ku pojmowaniu sekwencji nieuchronnych wydarzeń losowych – algorytmu Zmiany. W gruncie rzeczy, dość ciekawe, Marks i Engels mieli rację, twierdząc, że „wolność to uświadomiona konieczność” (nie tylko oni tak twierdzili, to twierdzenie znajdujemy również u Le Maistre autora książki „Człowiek Maszyna”, a współcześnie w cybernetyce, (np. w genialnej pracy Mariana Mazura „Cybernetyka i charakter”), automatyce, nowoczesnych teoriach „fizyki rzeczy niemożliwych” (M. Kaku, F. Capra i in.). Na pocieszenie (!) – człowiek jest idealnym odwzorowaniem Kosmosu i może się tą doskonałą maszynerią posłużyć (również za pomocą horoskopu). Popadanie w sploty chciejstw i pragnień też jest możliwe, lecz skutki (wszelkie) reguluje żelazna konsekwencja prawa, w tym konto w kosmicznym banku energii witalnej i sposób jego pożytkowania.

Ergo, dopiero przytomne uznanie prymatu Hierarchii pozwala na wgląd w losowe uwarunkowania Przeznaczenia. Inspiracją ku takiemu rozpoznaniu był dla mnie ongiś przekaz mojego Nauczyciela Ramany Maharshi, że coś takiego jak umysł w ogóle nie istnieje, lecz jest to tylko wrażenie, które powstaje podczas utożsamienia się człowieka z ciałem psychofizycznym. Trudno było się z tym porozumieć, ale pomogło rozróżnienie umysłu od rozumu.

Stara reguła jako na górze tako i na dole jest zasadna, wymaga jednak uzupełnienia: jako na Górze, tako i na dole, bowiem zawsze najpierw na Górze! Można to zobaczyć.. w lustrze: bez podmiotu nie ma odwzorowania wizerunku; otóż, to co „na dole” jest odbiciem tego, co dokonuje się i kreuje na Górze, ale to nigdy nie jest „to samo”, ta hierarchia jest opadająca, a nie wstępująca; stąd wszelkie próby dotarcia do istotnych przyczyn kreacji ziemskich czyli tzw. „rozwój duchowy”. Obrazowo mówiąc, najpierw powstaje szyk hufców w Sferach subtelnych, a dopiero potem zaczyna się stosowny „ruch” w sferach materialnej struktury pierwiastków Rzeczywistości. Próba wpływu w odwrotnym kierunku zwana jest rytuałem, modlitwą, kontemplacją, a ostatnio „medytacją” (to b. ważny temat, gdyż medytacja w stylu „zachodnim” różni się jakością poznawczą od medytacji pozamentalnej). W tych strukturach nie ma „demokracji”; postaci szczególne, które wywierają wpływ na losy ludzkości, są ucieleśnionym przekazem (”posłannikami”) Kosmicznej Mocy Przeznaczenia, zwanego również Planem. Mają one swoich dublerów: jeśli coś ma się dokonać i jeden z posłanników – w materii – ginie lub sprzeniewierza (zdarza się, por. Księga Henocha), to na jego miejsce  wchodzi następny przygotowany do  wykonania misji.

…rozmyślamy o pokoleniu, które pojęcia nie ma istotnych przyczynach własnej sytuacji i uwarunkowaniach własnego losu, wyrosło na stereotypach, mac donaldach, odżywia się pustym pseudo pokarmem spożywczym, tonie w psychodelicznych odmętach rywalizacji i walki o dostatnie lub jako takie bytowanie. Nic dziwnego, że miota się w drgawkach nonsensu, gdyż organizm człowieka nigdy nie nasyci się erstaz-produktem, a nikt ich nie uczył jak i gdzie poszukiwać, bo rodzice i wychowawcy mają w głowach zestawy z leksykonu frazesów, a dusza to dla nich tylko zaklęcie z tego leksykonu. Jest ciemno i, jak na razie, będzie ciemno, a „jasno” jest tylko w gadżetowej bawialni: władza, pieniądze, seks. Nawet nie potrafią korzystać ze skarbnicy kultury materialnej i duchowej, są albo prymitywni, albo zbyt leniwi. Wrzucają więc do żołądka paszę pozbawioną energii Słońca, a do głowy kupy śmieci z wysypisk na imprezkach, powtarzają gesty i słowa, których znaczenia nie pojmują.

Zwłaszcza teraz, gdy różnica pomiędzy życiem prywatnym a publicznym została sprowadzona do poziomu ścieków, które rozlewając się pokrywają wszystko odrażającą warstwą nonsensu. Pojawia się nieodparte wrażenie, że czynności trawienne i wydalnicze organizmu ludzkiego przeniosły się w życiu publicznym do mózgowia ważniaków, celebrytów i wygodnie usadowionych urzędoli. Co krok jakieś „gwiazdy i gwiazdeczki” kreują opinię publiczną o życiu i śmierci normalnego człowieka.

Oglądając kolejne wydanie wiadomości tv zapytałem z nieukrywaną rozpaczą: – Czy już nie ma w Polsce inteligentnych twarzy i wypowiedzi? Usłyszałem: – Twarze są, ale schowały się razem ze swoimi wypowiedziami. 

Sytuacja przypomina pewną anegdotę historyczną. Otóż, Robert Conquest, jeden z nielicznych sowietologów, którzy od samego początku nie mieli złudzeń, przeżywał ciężkie frustracje za każdym razem, kiedy próbował przekazać swoją wiedzę. Po rozpadzie ZSRR wydawca zaproponował mu wydanie zbioru jego wcześniejszych pism i zapytał, jaki tytuł można by nadać temu tomowi. Conquest namyślał się przez chwilę i powiedział: Co pan myśli o tytule: Przecież wam to mówiłem, durnie pieprzone?

Gdzie więc przebiega linia podziału? W demonokracji wcale nie tak łatwo jest ją rozpoznać. Dla ekonomisty czy socjologa, niezbędnym materiałem jest „Rocznik Statystyczny GUS”. Można w nim znaleźć linię podziału pomiędzy bogatymi, zamożnymi a biednymi, młodymi a starszymi, produkcją a usługami, ale już o wiele trudniej jest dowiedzieć się o relacji pomiędzy inteligencją a wtórnym analfabetyzmem utytułowanych cenzusem mądrali.

Astrolog też powinien korzystać z danych statystycznych, lecz dla każdego człowieka wnikliwie myślącego problem polega na tym, że istotna linia podziału dotyczy poziomu i skali wartości, nieuchwytnych w statystyce, a wielce realnych w postawie życiowej, ze wszystkimi konsekwencjami dla życia publicznego.

A więc gdzie, gdzie są ludzkie twarze? Owszem, widuję je…

Anna Devi

…gdy ludzie przychodzą do mnie „na horoskop”, słyszę w ich opowieściach, że sprawdza się stara przepowiednia, iż nadejdzie czas, gdy człowiek będzie całował ślady stóp człowieka. To jest właśnie koniec świata, zaś jakieś Euro-2012 czy rozważania o przepowiedni Majów to doprawdy drobiazg.

PS. Z informacji prasowych w dn. 15.10.2011 [http://wiadomosci.onet.pl/swiat/ogromne-protesty-w-900-miastach-swiata,1,4881526,wiadomosc.html]: Protesty "oburzonych" przeciwko bankierom, finansistom i politykom, oskarżanym o zrujnowanie światowej gospodarki, rozpoczęły się wczoraj w Australii, a także Japonii i Korei Płd. W ciągu dnia (15.10.2011) demonstracje mają przetoczyć się przez ponad 900 miast świata. W sobotę w 950 miastach w ponad 80 krajach, w tym w Polsce, odbędą się protesty zorganizowane przez ruch "oburzonych". Narodził się on przed pięcioma miesiącami w Hiszpanii, a ostatnio rozszerzył na inne kraje. Hasło manifestacji to "Zjednoczeni dla globalnej zmiany".

Manifestacje ruszyły, również w Warszawie.

Oburzenie to jeszcze za mało, bo sama negacja nigdy, jak świat światem, nie wystarczy, aby coś stworzyć i zbudować.  Jednak nie należy lekceważyć ruchu Oburzonych, chociaż pierwsza jaskółka nie czyni wiosny. Była już taka wiosna ludów. A będzie i wiosna 2012, i 2013… 

Szanowny Czytelniku, obserwuj nadchodzące nieuchronnie zmiany struktur, a w odkrywaniu idei wiodącej możesz wyrazić i spełnić własne Przeznaczenie.  No właśnie!…

Leon Zawadzki & Maria Pieniążek
15 października 2011