Nemo propheta in patria sua

NEMO PROPHETA IN PATRIA SUA


  Która to już godzina na Bożym Zegarze,
  w jakich to kościołach dzwonią święte dzwony,
  jakaż ręka tę lekcję z tablicy wymaże,
  kto przerwę ogłosi dla dzieci strudzonych,
  kto się za nas pomodli bezpieczny i wolny,
  któż nam kładkę ułoży ponad grząskim błotem
  i kto z nami wieczorem usiądzie spokojny
  słuchać naszych bełkotów pod kulawym płotem?  

                                         [Gall Anonim XX z cyklu „Pogwarki”]



            Ach, ten kryzys! Pojawił się jak śnieg w maju, popada sobie popada na głowy beztroskie, myśleniem nie skażone, na chłopaków ganiających piłkę po boiskach świata, na filozofów rozważających fundamentalny dylemat: czy lepsze jest piwo Żywiec czy też może piwo Lech? I oczyma steranymi niewinnością zobaczymy płatki wirujących nonsensów, a nawet grad absurdów, który prosto z nieba pobębni po pustych czaszkach i wtedy znowu zaświeci słoneczko, znowu zrobi się milusio i można będzie odtańczyć taniec z gwiazdami, a jak dobrze pójdzie to wziąć wystartować w konkursie mam talent, tylko do czego, na miły Bóg, do czego?!

            Szanowni Logonauci, zanim spojrzymy w mglistą przyszłość, popatrzymy w przeszłość, gdyż przyszłe wydarzenia są naturalnym skutkiem przeszłych myśli, słów i czynów. Powiedzmy sobie otwarcie, uczciwie i bez ogródek: zmarnowaliśmy Dar Boży. O tym Darze pisałem w artykule Na co czekamy? W gruncie rzeczy najlepiej byłoby ponownie zamieścić te rozważania i na końcu westchnąć: no, tośmy się doczekali!
            Cieszyłem się wtedy, że: Spełniły się marzenia pokoleń, dążenia światłych umysłów, przepowiednie proroków, wizje wieszcze. Mamy wolną Polskę. Demokratyczną, zasobną, poważaną pośród wolnych narodów i państw złączonych w Unię Europejską. Jakkolwiek trudne są problemy, które musimy pokonywać i będziemy rozwiązywać w przyszłości, jesteśmy wolnymi ludźmi w wolnym kraju i niektórzy z nas czują każdą komórką ciała, wszystkimi fibrami duszy, że o ten stan i status musimy dbać na każdym kroku, pamiętać o nim w każdym oddechu.
Przypomniałem słowa wieszcza narodowego:
            
A trzebaż mocy, byśmy ten Pański
                        Dźwignęli świat.
            Więc oto idzie Papież Słowiański
                        Ludowy brat.
i dalej:
Już się spełniło, już nie ma na co czekać. Czy pamiętacie, Drodzy Przyjaciele? W dniu 2 czerwca 1979 na placu Zwycięstwa w Warszawie pojawił się Kapłan Najwyższy, którego zapowiedzieli nam wieszczowie, prorocy i wróżbici. Zawołał do nas, wzywając Ducha Świętego: Wołam ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja: Jan Paweł II, papież, wołam z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi! To był cud.
            …i miałem nawet taki pomysł, aby ten moment historii Narodu Polskiego stał się codziennym rytuałem, aby rozbrzmiewał w południe wraz z hejnałem z wieży kościoła Mariackiego w Krakowie, na cały kraj. Prosiliśmy przecież przez stulecia: Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie! I Pan zwrócił nam Ojczyznę wolną, a my co z tym Darem robimy?

            Ach tak! Mamy nowy cel, kolejną podnietę narodową, nowe światło na horyzoncie naszych dziejów, mamy organizowanie piłkarskich mistrzostw Euro-2012, hosanna! I tak, jak ongiś zamieraliśmy ze strachu, że rodzime władze peerelu mogą nie dotrzymać porozumień sierpniowych 1980, i że wojska sowieckie wejdą i zrównają nasze nadzieje z glebą historii powstań narodowo-wyzwoleńczych, tak samo teraz zamieramy ze strachu, że jakiś skorumpowany chłystek Michel Dupni z Międzynarodówki Piłkarskiego (dość plugawego) Biznesu odbierze nam ten wątpliwy przywilej kopania europiłki przez setki zdrowych byków i byczków, o których jakaś sensowna robota aż się prosi. Ależ, czy w tym rzecz? Nie, panowie i panie, tu chodzi o szmal, o kasę, o pieniądze, o dieńgi, o money, o l’argent, o spasione mordy i chytre oczęta tych wszystkich macherów, którzy spychają kulturę narodów na margines, a nas wszystkich w błoto prymitywnych rozrywek. Igrzysk i chleba, igrzysk i chleba/czegóż nam jeszcze dzisiaj potrzeba?/ A może sensu, a może Nieba?/Igrzysk i chleba! – napisałem wiele lat temu w ironicznej przyśpiewce, i myślałem, że to dotyczy socjalizmu z ludzką twarzą pochyloną nad talerzem w ludowe wzorki. Jakże się myliłem! Nonsensowne bieganie od bramki do bramki i ryk kiboli zagłuszający majestatyczną Muzykę Sfer to ulubiona zabawa zarówno demokracji ludowej jak i demonokracji parlamentarnej. 

            Drogi Czytelniku, ile razy można obracać na rożnie oczekiwań te same nadzieje? I czego się tak boisz, czego oczekujesz kupując rano gazetę, siadając przed TV aby obejrzeć ostatnie wiadomości? Czy nie lepiej pójść na spacer, jeśli jeszcze jest dokąd i którędy? Pisze do mnie prawdziwa znawczyni turystyki górskiej z Gliwic: Wracam z wyprawy w góry Beskidu. Ziemia piękna, a oświetlona Słońcem i przybrana w złoto, miedź i brąz jesieni – jest cudem natury. Niestety, coraz więcej  miejsc beznadziejnie szarych, pozbawionych koloru i życia – wiatrołomy i umierające świerki są wołaniem o ratunek. Tylko kto jest adresatem tego wołania? Człowiek? On sam jest chyba największym zagrożeniem, nie tylko dla środowiska, ale i dla samego siebie. Wiem coś o tym, mieszkam w tych górach. Czytam dalej: Instynkt przetrwania wygania (człowieka) z miasta na łono natury, aby naładować wyczerpane bio-baterie, ale to się już nie udaje. Jadąc za miasto musi tam dojechać samochodem, nie rozstaje się z komórką, GPSem, itp., zostawia po sobie stosy plastikowych śmieci, potem, doładowany jako tako energią dewastowanej przyrody, wraca do miasta. A w drodze powrotnej cały pozytywny efekt ulatuje z dymem spalin i wzrastającą agresją na zakorkowanych drogach. Czy z tego labiryntu jest jakieś wyjście? Chyba pozostały już tylko zaklęcia i odwołanie się do Wewnętrznego Głosu, który wie…
            I dalej:
Przeszłam się ostatnio po głównej ul. w Gliwicach od dworca do rynku, ul. ma ok. 800 m i nazywa się Zwycięstwa – widać kto aktualnie jest zwycięzcą. Kiedyś były tam różnorodne sklepy, pięć księgarń (została jedna korporacyjna Matras), teraz naliczyłam 24 siedziby banków (więc 1 bank co 33 m) i chyba 8 pkt. sprzedaży telefonii komórkowej, no i jeszcze chińskie buty mają się dobrze, reszta powoli znika…

            Wiedziałem, że tak będzie, wiedziałem od dawna. Z horoskopów? Niekoniecznie. Obserwowałem, jak do władzy i mediów oraz licznych karmników dorwały się kolejne spółki ignorantów z nieograniczona nieodpowiedzialnością, arogantów z ograniczoną umysłowością, siermiężnych kmiotów w stanie bezgranicznego zadufania, cwanych politykierów przekonanych, że są politykami. A w mediach rozsiedli się, przy mikrofonach i przed kamerami, sprawozdawcy przełajowych biegów wyborczych, akrobatyki parlamentarnej, siłowych rozwiązań zwyczajnych ludzkich problemów, kosmetyki historycznej z durnych komiksów rodem. Nic dziwnego, że polszczyzna została sprowadzona do komunikatów o rywalizacji, a bandycki kapitalizm ogłoszono triumfem ludzkiej przezorności i prawidłowej gospodarki. W tym harmidrze nikt jakoś nie zauważył skromnej, cichej uwagi, wygłoszonej przez Jana Pawła II, że Polska niekoniecznie musiała pójść drogą kapitalizacji, że można było pomyśleć o trzeciej drodze. Papież, nasz papież starał się być neutralny wobec polityki, więc słowa te nie zostały nagłośnione, chociaż zabrzmiały niebywale mocno w uszach i sercach ludzi inteligentnych. I co z tego, skoro inteligencja zamilkła, a zwycięstwo ludu bożego Solidarności przechwycili straszni mieszczanie do spółki z mechatą kołtunerią. Czy to było do przewidzenia? Ależ tak, rewolucja zawsze pożera własne dzieci, tak odżywia się Władca Czasu na planecie Ziemia.

            Owszem, tak działo się i dzieje nadal nie tylko w Polsce, a w niektórych krajach UE jest jeszcze gorzej. Pocieszenie to, czy zniewaga? W końcu, to Polska miała być Chrystusem Narodów. I tylko ta przepowiednia jeszcze się nie spełniła. Zapewne dlatego, że musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chcemy być Zbawicielem powtórnego przyjścia Chrystusa na Ziemię, czy też – zgodnie z kultywowanym przez wieki upojeniem martyrologicznym – chcemy radośnie powitać Nową Golgotę? A jest o czym pomyśleć, to my przecież mówimy: Bóg nierychliwy, ale Sprawiedliwy. A przysłowia są mądrością narodów, więc może czas posłuchać tej mądrości. Jeden Wałęsa w europejskiej Radzie Mędrców nie wystarczy, sytuacja zmieniła się znacznie od czasu, gdy Duch Boży był w bluzach stoczniowców.

            A teraz, co się dzieje? Znowu wielki kryzys? Czyżby powtórka z rozrywki w kabarecie dziejów? Co ci przypomina widok znajomy ten? Otóż, Wielki Kryzys, określany też mianem wielkiej depresji – największy kryzys gospodarczy XX rozpoczął się w USA po tzw. Czarnym Czwartku czyli po panice na giełdzie nowojorskiej w dniu 24 października 1929r. kiedy gwałtownie spadły ceny wszystkich akcji, uruchamiając łańcuch bankructw  i zadłużenia we wszystkich krajach cywilizowanych. Ostał się ino… ZSRR (czy nic nam to nie mówi?). Skutkiem kryzysu była utrata pracy przez miliony ludzi – w USA bezrobocie sięgnęło 1/3 siły roboczej. Spadek produkcji przemysłowej sięgnął w niektórych krajach, w tym w Polsce, 50%, a szczególnie silnie odczuło kryzys rolnictwo. Skutkiem wielkiego kryzysu niewątpliwie było m.in. dojście Hitlera do władzy w Niemczech i potem wszystkie okropieństwa i problemy, których doznała ludzkość i planeta przez 12 lat epidemii nazistowskiej.

            Prymarny impuls obecnego kryzysu można było namierzyć astrologicznie już przy końcu 2007, a przecież astrologia finansowa i gospodarcza może prognozować – dzięki Zegarowi Bożemu – na wiele lat naprzód. Proszę zwrócić uwagę na koniunkcję Jowisza i Plutona 11 grudnia 2007 w Apeksie Słońca (kierunek na Centrum Galaktyki). Ta silna konfiguracja w Znaku Strzelca wyraźnie aktywuje pozycję Saturna z Czarnego Czwartku 1929 r. W ostatnim czasie analizowałem ponad 300 horoskopów sytuacji globalnej, w tym finansowej, gospodarczej, politycznej, wojennej i demograficznej.

            A co tam, panie, w polityce? Rok temu pisaliśmy: 27 listopada 2008 sytuacja dojrzeje do rozwiązania siłowego. Na razie mamy październik 2008 i kieszonkowy zamach stanu, gdyż premier nie chce zabrać prezydenta na szczyt europejski i konflikt narasta. Prognoza się spełnia, na razie siłowo zabrano prezydentowi samolot, zaś artystom kabaretowym podarowano temat. Poważnie liczę się z tym, że prezydent może zabrać premierowi o wiele więcej, i to już wkrótce.

            Doprawdy, są poważniejsze sprawy i problemy nie do rozwiązania: mamy trzy kryzysy światowe, które nie odpuszczą, aż bilans chciwej głupoty i normalizacji potrzeb się wyrówna. Znajdujemy się dziś w przededniu najtrudniejszego momentu historii nowożytnej. Jest on porównywalny tylko z sytuacją Wielkiego Kryzysu.

            Łączą się z nim kryzys energetyczny i globalne zmiany klimatyczne. Fachowcy ostrzegają, że te kryzysy mogą w przyszłości spowodować kataklizm niepodobny do niczego, z czym wcześniej mieliśmy do czynienia. Dodajmy do tego tzw. problem 2012 i nasza adrenalina zacznie bulgotać. Znany specjalista Peter Rifkin pisze: …ogólnoświatowe kryzysy karmią się wzajemnie, tworząc potrójne zagrożenie dla naszego stylu życia. Przyczyniają się do stworzenia nowego ładu ekonomicznego i otwarcia nowego rozdziału w światowej ekonomii.
 
            Według naukowców z Helwett-Packard Labs, [Forum for the Future] – świat za dwadzieścia lat będzie jakoś tak wyglądał: …zmiany klimatyczne będą miały co najmniej taki wpływ na ekonomię, jak dzisiejszy kryzys; globalne zasoby się kurczą, prezydent USA wezwał ONZ do samorozwiązania; globalizacja jest w odwrocie, rosną bariery handlowe, mnożą się konflikty o wodę, żywność i energię. Co na to astrolog? Naiwni są ci naukowcy, skoro przypuszczają, że prezydent USA będzie miał za 20 lat coś do powiedzenia na forum ONZ, którego już nie będzie. Niewiele będzie się mnożyć, gdyż o ile można zakończyć konflikty wojenne i opanować rynek i finanse, to z kosmosem sobie nie pogadamy na naszych warunkach. Raporty naukowe przewidują na przykład, że tzw. "uchodźcy klimatyczni" będą stanowili znaczny procent społeczeństwa wysp Oceanii, które – w wyniku wzrastającego poziomu oceanów – zostaną zalane.

           No cóż, będziemy się jakoś ratować, oczywiście przez rozwój technologiczny. Propozycje naukowe są proste: będziemy żywili się sztucznie hodowanym mięsem, rozpocznie się nawadnianie Bliskiego Wschodu i północnej Sahary. Do akcji wejdą superkomputery, bo nie masz mądrego nad komputer Ego. A w razie czego postawimy taki komputer przed sądem i wszyscy będą wiedzieli, że prawu i sprawiedliwości stało się zadość. Jeśli zaś nie podoba się nam takie życie, to mamy w zapasie życie drugie – wirtualne! Nastąpi rozwój nanotechnologii, zwanej inteligentnym pyłem.
 
            Wizje naukowców są coraz bardziej sympatyczne:  będziemy mieli do czynienia z zupełnie nowym rodzajem konfliktów – konfliktami klimatycznymi. NATO może uznać łamanie porozumień dotyczących ochrony środowiska za atak na swoich członków i reagować siłą militarną. Środkowe Stany Zjednoczone i Australia – coraz bardziej wysuszone – staną się miejscem, z którego nastąpi masowy odpływ ludności. Olimpiady odbywać się będą jedynie w cyberprzestrzeni. Pojawi się nawet coś takiego, jak "patriotyczny wegetarianizm", oczywiście w Chinach – znaczna część populacji zobowiąże się odżywiać tanio, efektywnie i bez specjalnego obciążenia. I na pewno wyjdzie im to na zdrowie. Co do tego nawet astrolog nie ma wątpliwości. Natomiast należy poważnie liczyć się z tym, że nawet wegetarianizm nie rozwiąże problemu tzw. biogerontechnologii, które przedłużają długość życia. Skutkiem tych technologii będą głębokie zmiany w strukturze społecznej, większe koszty utrzymania starszego społeczeństwa, problemy mieszkaniowe i zwiększone potrzeby finansowe i materiałowe opieki medycznej. Jeżeli ludzie będą żyli dłużej i zdrowiej, a to przecież było i pozostaje marzeniem odwiecznym, to konieczny się stanie nowy ład ekonomiczny oparty na zupełnie dotąd nieznanych zasadach.


             Szanowny Czytelniku, rozumiem i czuję, że oczekujesz od astrologa jakiegoś pocieszenia. Przede wszystkim, odpowiem, rozejrzyj się i zobacz, że nie jest jeszcze tak źle. A nawet jest zupełnie znośnie. Ale, na wszelki wypadek, ćwicz odporność ciała i psyche. Ucz się technik przetrwania w trudnych warunkach, to znaczy wtedy, gdy będziesz musiał obyć się bez plastikowej prezenterki na ekranie telewizora, bez spłuczki w toalecie i fluoryzowanej pasty do zębów. Może się nawet zdarzyć, że – o zgrozo – nie będzie można zadzwonić z komórki do kumpli i umówić się na imprezę. A jeśli chodzi o żywność, to jakiś ogródek, jakaś działka, no i trochę nasion schowanych tam, gdzie zazwyczaj trzymasz pieniądze, których – jak wiadomo od wieków – jeść się nie da.

            A na zakończenie tych rozważań pozwolę sobie przytoczyć parę fraz z mojego głośnego wołania na puszczy dwadzieścia lat temu. W trzykrotnie publikowanym eseju  BUDOWANIE ARKI ostrzegałem i nawoływałem m.in.:
           

Dusza ucieleśniona utracić może elementarne warunki, po­trzebne do wzrastania duchowego i zbawczego uwolnienia, po­nieważ człowiek rzucił wyzwanie swojemu przeznaczeniu. Tym samym ludzkość może dowieść, że niegodna jest zamieszkiwać w Układzie Słonecznym na planecie Ziemia.
 
Politycy w takiej sytuacji nadal obiecują masom ludzkim ma­terialny dostatek i dobrobyt, prowadząc bezwzględną walkę o za­soby energetyczne. Pozostają jednak bezradni wobec problemów, które przerosły ich wyobraźnię.
 
Duchowieństwo broni swoich ziemskich wpływów i dóbr, za­miast dawać własnym przykładem świadectwo Zbawieniu. W czasach, gdy świat potrzebuje odrodzenia duchowego, misterium rytów religijnych staje się pustym obrządkiem. Zanika moc i charyzma kapłanów.
 
Ludzkość modli się do złotego cielca i jego papierowych zna­ków pieniężnych, ignorując Głos, który przypomina, jakie jest prawdziwe powołanie człowieka.
 
Zużywając ogromne ilości energii, ludzie organizują narko­tyczne igrzyska i festyny, na których oddają cześć bożyszczom tłumów.
 
Potężne środki masowego przekazu skupiają swoją uwagę na polityce, finansach, walce o władzę, zbrodni, idolach, zmysłowej cielesności i kulcie kariery. Uzależnione od finansujących je pa­tronów, uprawiają dla nich magię społeczną.
 
Kult siły, pozbawionej mądrości i piękna, wtłaczany jest do umysłów i psychiki miliardów istot żywych.
 
Energia pracy ludzkiej i zasobów Ziemi wydatkowana jest we­dług wzorców i celów ekonomii ludzkiej. Wyczerpywanie się kredytu energetycznego ludzkości oznacza, że stajemy się bankrutami w Planetarnym Systemie Energetycznym. Rozliczenie dokonywane jest zawsze według praw Ekonomii Boskiej.
 
Człowiek zbliżył się do kresu energetycznej samowoli na swo­jej rodzimej planecie.
 
Naturalny instynkt zmusza ludzi, myślących i czujących uwa­run­kowania czasu, do stworzenia warunków przetrwania. Zdają sobie sprawę, że potężne fale energii kosmicznej, pozbawione naturalnych regulatorów, już zmieniają życiodajną strukturę Ziemi.
 
Ludzkość na kręgach czasu dotarła do czeluści zagłady. Anio­łowie apokalipsy łamią pieczęci Księgi Żywota. Co może zrobić człowiek, który to widzi, czuje i rozumie? Zbudować Arkę dla tych, którzy dziedziczą Ziemię.



            No i co, Szanowny Czytelniku? I nic. Nemo propheta in patria sua.
Czy wiesz, co jest moim osobistym kryzysem? To, że utraciłem poczucie sensu wygłaszanych ostrzeżeń.
Czasami tylko kartkuję wiersze, które napisałem wiele lat temu, i czytam niektóre.

            Leon Zawadzki
            październik 2008 r.