Jan Kefer – genialny Astrolog-Teurg

Leon Zawadzki
Jan Kefer – genialny czeski Astrolog-Teurg
co się stało w Dniu Czeskiej Astrologii


Praha 25-26.10.2003

Bohumilovi Hrabalowi tych parę uwag poświęcam, bo chyba Jemu je też zawdzięczam

Kochany Bohumilu, przy końcu października 2003 pojechaliśmy z Marią na Dzień Czeskiej Astrologii i tam ulegliśmy wzruszeniu, gdy udało się powiedzieć coś, czego w polskiej społeczności astrologów nikt, oprócz nieżyjących już Geniuszy i kilku żyjących jeszcze etnicznie podejrzanych, by nie zrozumiał.

Do Prahy wieźliśmy kontemplacyjne przemyślenia równie konkretne co przeniknięte duchem porozumienia. Takie obserwacje poczynić można dzięki ślizganiu się na krawędzi życia przez co najmniej sześćdziesiąt lat. Ale zauważyłeś zapewne, że na pokrętnych ścieżkach żywota nikt nie potrafi tak namieszać jak duch porozumienia. Wiedząc o tym, tym nie mniej zdecydowaliśmy się, chociaż coś nam szeptało do ucha, że składając kwiaty pod niewidocznym, bo utkanym z mglistych wspomnień pomnikiem wielkiego czeskiego astrologa, natkniemy się na strażnika z blachą czeskiego urzędu patentowego, pełniącego swoją mroczną służbę poważnie i bez pardonu.

Chodziło, dobry druhu Bohumilu, o Jana Kefera, a w gruncie rzeczy o Astrologię, Teurgię i Umieranie. Przed obliczem tych Dostojnych Bogiń, perfekcyjne zło (a ono zawsze jest jakieś takie obrzydliwie dokładne!) a także tych parę koślawych gestów ludzkiej dobroci (czy zauważyłeś, przyjacielu, że dobro nigdy nie bywa jednoznacznie doskonałe?) nie pozwalają dostrzec prawdy o wiele skuteczniej, niż okruch w oku Przeznaczenia.

Wiem, zaraz usłyszę: kim są etnicznie podejrzani, a dlaczego to nie Czesi i Polacy?! Otóż, po pierwsze, sam wiesz, że w tym tyglu narodowym, w którym żyjemy od Wisły po Wełtawę, a nawet znacznie dalej, trudno znaleźć choćby jeden niewątpliwie jednoznaczny genotyp i zapewne dlatego germański duch, z braku dowodów rzeczowych czystości rasowej, musiał ustąpić pola. I dobrze mu tak, bo nawet duch powinien się liczyć z faktami. Przecież, gdybym napisał, że …oprócz paru rdzennych Hutu albo Tutsi, to ktoś by się może zdziwił, ale nikt by mi nie skoczył na pięty. No, nie mówiąc już o Czeczeńcach.

Moje intuicyjne domniemanie, że wszelkie dywagacje rasowe są, w Europie przynajmniej, bezprzedmiotowe, ponieważ nie istnieje na tym kontynencie coś takiego jak rdzenny europejski typ etnicznie czysty, zostało niespodziewanie potwierdzone przez wybitnego genetyka, którego wywody astrologowie powinni czytywać przed snem, podczas śniadania i bez wątpienia przed płodzeniem potomstwa. Otóż prof. Jan Lubiński, genetyk, powiedział do pewnej nader ciekawej dziennikarki: Dziś geny robią z nami co chcą, ale ja wierzę, że w przyszłości uda się nam je okiełznać. Moja praca to obmyślanie planów ucieczki. (…) Polacy w swoich mutacjach są podobni do Słowian i w połowie do Żydów. Większość naszych najczęstszych zmian jest bardzo stara. (Przekrój 50/2003).

Otóż, znawco prahskich meandrów, Jan Kefer na Eskimosa nie wygląda, bo gdyby nim był, to miałby szansę wojnę światową przetrwać w lodach Północy. Ponieważ zaś nim nie był, to znalazł się w głównym nurcie konfliktu pomiędzy Niemcami, którzy uroili sobie, ze istnieje jeszcze typ czysto nordycki o aryjskiej aparycji człekokształtnego porcelitu, a w miarę normalną resztą świata. Napisano, że Keferùv dìdeèek, byl nìmecké národnosti. Z tego punktu widzenia można Kefera postrzegać jako plamę na honorze germańskiej czystości etnicznej, ale to nie wystarcza, aby stać się Herkulesem w Panteonie czeskiego egregoru. Chodzi więc zapewne o matkę Jana Kefera, o której pochodzeniu nie ma jednoznacznej wzmianki oficjalnej, bowiem nawet Niemcy kiedyś płodzili dzieci bez terminalnych ograniczeń rasowych. Toteż rozpiętość pomiędzy germańska Walpurgią a keferową Teurgią jest luką, w którą wpada nieśmiałe domniemanie o judejskiej magii w niemieckim wykonaniu na terytorium Czeskiej Republiki.

leftOtóż wyobraź sobie, znawco absyntu, że mnie samego mogłyby te perypetie etniczne nic nie obchodzić, gdyby nie pewien szczegół biograficzny, który skoczył mi na plecy, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Mnie na plecy skacze wilkołak-stulecie. A przecież nie wilków płynie we mnie krew. Czy pamiętasz ten wiersz Mandelsztama? Byli kiedyś poeci, Bohumilu, byli, prawda?!

Nie patrz na mnie porozumiewawczo, że to taka piękna żałoba. Nie mów mi też do ucha, że zaraz mi ktoś przyłoży, bo eksterminację i holocaust ośmieliłem się nazwać szczegółem biograficznym. Sam wiesz, opoju natchniony, że parabola literacka, umiejętnie wstawione contrarium, to nie najmocniejsza cecha smutasów ezoterycznych. Oni tylko udają szacunek do grobów, a po cichu, w drżączce egzystencjalnej, czczą zmarłych bojąc się duchów, zwidów i majaków, chociaż ezoteryk nie powinien się bać ich ani za życia ani tym bardziej po śmierci.

Czy zdajesz sobie sprawę, szacowny idolu czeskiej literatury, że mało kto wiedział, iż od wczesnych lat Jan Kefer zajmował się nader poważnie studiami ezoterycznymi. Powoli stawał się wiodącą postacią w świecie czeskiego hermetyzmu, co wcale nie jest takie proste w Pradze, mieście, w którym u podnóża historii Wełtawa karmi swoje dzieci nurtem magicznych wód. Na stworzenie w Pradze centralnego ośrodka hermetyzmu europejskiego wydał Kefer niemały majątek, w dodatku zadłużył się i postawił rodzinę na skraju bankructwa.

Kefer jest Wielkim Magiem, który dotarł do najwyższych sfer magii czyli do Teurgii. Teurgia (grecki: theourgia = cud), to ekstremalne zawody formuły magii praktycznej: człowiek-operator ceremonialnie nawiązuje porozumienie stwórcze z panteonem bóstw i bogów, uzyskując od wybranych wyższych istot duchowych wiedzę i skłaniając je do współpracy z człowiekiem. Sam Kefer uważał siebie za teurga, a jego wykłady o teurgii, które rozpoczął 7 lipca 1938 i które kontynuował nawet po inwazji Niemiec hitlerowskich na Czechy, są autentyczną wykładnią geniuszu duchowego. A jeśli już o geniuszu się rzekło, to okazuje się, że bycie takowym nie jest powiązane z ilorazem inteligencji, który obliczamy na podstawie testów IQ. Wyobraź sobie, do takiego wniosku doszła już w 1926r. dr Catherine Cox, a kiedy Richard Feynman po powrocie z ceremonii rozdania Nagród Nobla wstąpił do dawnej szkoły i odnalazł w dokumentach swoje testy na inteligencję, to okazało się, że "mój IQ wynosił 124, czyli niewiele powyżej średniej" – powiedział genialny fizyk. Mózg Einsteina okazał się nieoczekiwanie mniejszy niż przeciętny mózg dorosłego mężczyzny, był za to 15 procent szerszy, ponieważ miał większą część odpowiedzialną za myślenie matematyczne i przestrzenne. Oto co to znaczy, geniuszu czeskich klimatów, mieć dosłownie szersze horyzonty!

Nie będę przecież Ciebie, Hrabalu, pouczał o historii Czech, ale ośmielę się przypomnieć Twoim młodocianym potomkom, że kiedy w 1938r. Kefer wydaje swoje monumentalne dzieło Magia Syntetyczna, to w tym samym roku nadciąga burza życiowa, która zawsze sprawdza śmiałka, co dotarł aż na Olimp.

obrazki/astrologia/logo_2.jpgBiograf odnotowuje, że Kefer w swoich wykładach czyni częste aluzje do barbarzyństwa faszyzmu nazistowskiego, otwarcie głosi przekonanie o nieśmiertelności czeskiego geniuszu i jego przyszłym zwycięstwie. I gestapo otrzymuje donos od pani L.P., datowany 2 grudnia 1940r., (dodajmy: ponieważ Teurg zawsze napotka na swojej drodze służkę demonów). A 9 czerwca 1941r. o godzinie 8 rano demony gestapo zabierają Kefera z jego praskiego mieszkania w pobliżu Wełtawy przy ul. Pavla Svandy. Jeden z agentów gestapo, którzy dokonują aresztowania Kefera, ma wyjątkowe pełnomocnictwa, robi dokładny spis rzeczy, książek i manuskryptów Kefera, nie pozwala innym agentom dotknąć czegokolwiek, co jeszcze nie zostało spisane. Gestapo opieczętowuje pracownię Kefera i odwozi go do słynnego więzienia na Pankracu. Tam przesłuchuje go wysoki funkcjonariusz SS, który… prosi Kefera, aby ten, ze skonfiskowanych mu książek, wybrał dla niego jakąś literaturę z dziedziny hermetyzmu. Kefer dokonuje "wyboru" tak, aby w rękach esesmana znalazło się coś mniej godnego uwagi.

Kefer zostaje odtransportowany do jednego z najgorszych obozów nazistowskich we Flossenburgu. Współwięzień Kefera, Franciszek Sobek opowiedział o ostatnich dniach jego życia. Jak i pozostali więźniowie, Kefer musiał pracować w kamieniołomach, wnosząc na niekończące się schody ciężkie kamienie, które potem były zrzucane z powrotem na dół. Kefer był coraz słabszy, cukrzyca dawała się we znaki. Pewnego dnia został dotkliwie pobity przez esesmana, który uznał, że Kefer symuluje pracę i chce wziąć lżejszy kamień. Skatowany Kefer, z pomocą współwięźniów zdołał dowlec się do baraku, ale już wiedział, że umiera. Pomodlił się za… swoich wrogów i 3 grudnia 1941r. oddał Bogu duszę. Urna z popiołami Kefera zostaje pochowana w grobie, ale na klepsydrze zamiast Jan ktoś napisał Józef.

Tutaj podziękujemy, zacny Hrabalu, Panu Milanowi Nakonećnemu, biografowi Kefera, za istotne dla naszych rozważań informacje o Teurgu.

I oto, po przeczytaniu mnóstwa Twoich książek, miłośniku kotów i faktografii, zobaczyłem, że Ty i ja dożyliśmy słusznego wieku, a Jan K. nie zdążył ani z Tobą napić się piwa, ani ze mną dokończyć roboty Teurga. A wyznam Ci, mistrzu epistolarny, że z moich doświadczeń w tej robocie wynika, iż od chwili teurgicznych operacji magicznych na egregorze państwa narodowego do spełnień historycznych musi minąć co najmniej 30 (trzydzieści) lat czyli jeden pełny obieg Saturna. Należy przy tym pamiętać, że konflikt pomiędzy egregorem czeskiej narodowej niepodległości państwowej a internacjonalną strukturą egregoru demonicznej dyktatury faszkomu wymaga dodatkowo zazwyczaj dwóch pełnych cyklów Jowisza. Policz, drogi Bohumilu: od 1938 do 1968 to jeden cykl Saturna i mamy Praską Wiosnę, o której pisałeś tak wzruszająco, że jakbym tam był, to bym na pewno został alkoholikiem, a więc nie mogłem tam być, bo musiałem pozostać trzeźwym operatorem Teurgii. A teraz, od 1968 dwa cykle Jowisza to prawie 24 lata i mamy 1991/92 rok, voila! Ale czy wiedział o tym Kefer, którego oprawcy egregoru Pandemonii zatłukli na śmierć, a on się podobno za nich, przed śmiercią, modlił?

I tu, kochany piwoszu, mam problem, bo nie było mnie przy tym, jak Kefer "modlił się za swoich wrogów", ale byłem przy tym, jak jego wrogowie udowadniali światu, ludzkości i mnie osobiście, że modlić się za nich jest błędem poznawczym.

obrazki/astrologia/logo_4.jpg

Powróciliśmy z Prahy do polskiej rzeczywistości, w której astrologia jest zabawą dla młodych i zmartwieniem dla kościoła. I oto w internecie, na Forum Astrolabu, w jednej z wypowiedzi przeczytałem, że serdeczna keferiana, którą złożyłem w asyście mojej żony przy niewidocznym pomniku praskiego Teurga, zawierała:


cechy magicznego myślenia,
narcystyczną pewność siebie,
ignorowanie horoskopu Kefera, który (horoskop) za moim plecami, z ekranu gapił się na mnie ostrzegawczo

oraz, że – i to jest najważniejsze – ośmieliłem się pouczać nieżyjącego już Kefera, iż nie powinien się modlić za swoich wrogów.

No to po kolei, zaczniemy od pierwszego kufla w knajpie Magiczna Myslenka, biorąc łyk magicznego myślenia. Czy wiesz, że polscy ezoterycy nie mówią już, jak za dawnych lat, że trzeba przepłukać gardło, lecz oświadczają, chlejąc gorzałę, że trzeba przeczyścić czakram! I pokazują na to samo gardło, które teraz odpowiedzialne jest za wyższe stany duchowej jedności z kim, czym i tak dalej. Takie to czasy nastały, Bohumilu.

A o tym magicznym myśleniu to wzięło się stąd, że na samym początku moich keferowych wzruszeń (tłumaczyła mnie na czeski nieoceniona Jarmila Gricova, ale to na pewno nie ona ponosi odpowiedzialność za moje szalone skoki nad 20.stuleciem), powiedziałem, że termin tego spotkania przypada na czas Nowiu Księżyca, w fazie Hekate; następnie, że akurat w tych dniach zaobserwowano wyjątkową aktywność Słońca, zaś protuberancje słoneczne były tak silne, iż spodziewano się zorzy polarnych nad Europą, co rzeczywiście miało miejsce. Przyznasz, wnikliwy obserwatorze zjawisk wszelakich, że gwałtowny wzrost aktywności Słońca i zorze polarne nad Czechami, jakby na zamówienie właśnie wtedy, gdy rozpoczyna się DCzAs, budzą w duszy nieśmiałą nadzieję, że są to znaki, którymi Niebo powiadamia swoich ambasadorów o czymś ważnym. A w takiej sytuacji nawet astrolog może odczuwać nienaukowy dreszcz, bowiem ma niepisane prawo czuć się tym szczególnie wyróżniony.

Należy przypomnieć, że istnieje w astrologii cały obszar wiedzy zwany astrologią znaków szczególnych, snów intuicyjnych, omenów. Obecnie astrologia ta nazywana jest też astrologią ekwiwalencji magicznych. Zajmował się nią Jung w próbie badania tzw. zjawisk synchronicznych. Jest to bardzo stara wiedza, wywodząca się z Babilonu, w którym teraz, w roku 2003/2004 mamy nawet polskie oddziały wojskowe, co możemy potraktować jako czysty przypadek i to będzie podejście naukowe, albo spojrzeć na ten fakt magicznie jako na omen i wtedy należałoby dowiedzieć się, co on oznacza.

Mnóstwo takich omenów można odnaleźć w historii. Pogrążającą się w chaosie Rosję symbolizował Rasputin (rasput’je bezdroże, skrzyżowanie dróg; rasputstwo – rozpusta, chaos, rozwiązłość); Rosję z chaosu i upadku wyprowadzić chce Putin (put’ – droga, trakt; putjowyj pareń – zmyślny, sprytny, obrotny chłopak). Kiedy 27 kwietnia 1775 urodził się John William Turner, znany dzisiaj jako malarz barw słonecznych, wirtuoz palety kolorów, to właśnie w tym dniu nad południową Anglią na dwie godziny zabłysło potrójne słońce – rzadki efekt rozszczepienia światła słonecznego w kryształach lodu górnych warstw chmur.

Ekwiwalencja magiczna to po prostu informacja o zależności pomiędzy zjawiskiem a kształtującymi to zjawisko pierwiastkami rzeczywistości. Horoskop natomiast zawiera zapis konfiguracji naturalnych pierwiastków rzeczywistości.

Magia praktyczna oparta jest na fundamentalnej zasadzie, że każde zjawisko jest skutkiem przyczyny, której natura jest subtelniejsza niż zmysłowo postrzegany wygląd badanego zjawiska. Stosując tę zasadę, astrolog może odczytać alchemiczny ornament zjawiska. Może też wnioskować, jaki jest sposób i czas wzrostu konkretnego zjawiska, jakie są warunki jego przetrwania i przy jakich okolicznościach następować będzie rozpad struktury, która to zjawisko powołała do życia. Ponieważ zjawisko to pozostawi po sobie zalążki, astrolog może odczytać z nich tak zwaną przyszłość i dość dokładnie określić sposób i czas kolejnego wzrastania, rozkwitu i rozpadu. Jest to sytuacja podobna, nawet bliźniaczo podobna do operowania wiedzą o układzie okresowym pierwiastków.

Zegary horoskopowe pozwalają umiejscowić wydarzenia w czasie, struktura przestrzenna horoskopu pomaga zorientować się gdzie one nastąpią, pole siły horoskopu określa charakter i rodzaj dokonania. Na poziomie ekwiwalencji magicznych horoskop staje się mapą, dzięki której Alicja może swobodnie przenikać do zaczarowanego królestwa po drugiej stronie lustra. Astrolog zaś może obserwować, co zwiastują znaki na niebie i ziemi dla istot, które pozostały ”po tej stronie rzeczywistości”.

Astrologia wychodzi z założenia, że wszystkie zjawiska w naturze są połączone więzią tajemniczą, w dodatku zaś magiczną. A to dlatego, że istotna przyczyna owej tajemniczości jest nieodgadniona, aczkolwiek wielce rzeczywista; że kojarzenie ma wiele stopni wtajemniczenia; że obserwacja i pomiar to zadanie nauki, ale układanie puzzli nie jest najgłębszym sposobem odczytywania rzeczywistości.

Zwróciliśmy więc uwagę uczestnikom DCzAs, że dzień ten spełnia się w szczególnych warunkach astronomicznych, astrofizycznych i że zapewne coś (w domyśle: coś magicznego) z tego wynika dla Czeskiej Astrologii i dla nas, którzy się w tym Dniu spotkaliśmy.

Owszem, jest to informacja inspirująca dla astrologów. Profesjonaliści powinni wiedzieć, że omina astrologiae wywodzi się z astrolatrii babilońskiej, która była praktykowana jako kult gwiazd; narodziła się w starożytnym Sumerze w III tysiącleciu przed Chrytsuem, osiągnęła swój rozkwit w Asyrii w latach 1400 – 650 p.Ch., itd. Ironiczne uśmiechy unaukowionych astrologów są nie na miejscu w tej świątyni, w której dokładnie wiadomo kto będzie się śmiał ostatni.

Co do narcyzmu zaś, to narcystyczna wypowiedź oznacza, jak rozumiem, jakieś przekonanie hołdownika czyli moje, w piersi się biję, że on sam jest wyjątkowy, doskonale mądry i zachwyca się sobą. Narcyz, co prawda podziwiał własne piękno, co mnie nie dotyczy. Bohumilu, z Ciebie też nieszczególny krasawiec, a przecie bywały chwile, gdy ta czy owa istota płci nadobnej…, ale stare to czasy i nie było to w dniu czeskiej astrologii!

Astrolog powinien wiedzieć, że mit o Narcyzie jest głębszy niż popularne powiedzonko, otóż, krótko mówiąc, istota narcyzmu sprowadza się do stwierdzenia, że lustrzane odbicie (a jeśli ktoś ma większe aspiracje, to teoria odbicia, ulubione dziecko Włodzimierza Iljicza), nie może być wystarczającym narzędziem poznania. Astrolog potrzebuje bez wątpienia jakiejś inspiracji do wnikania głębiej, pod pozory. Po co? Aby przekazać doświadczenie życia nieustannie oscylującego na pograniczu śmierci. Taki przekaz możliwy jest tylko z doświadczenia, w przeciwnym razie już na wstępie będzie martwy. A przekazu z doświadczenia dokonuje się z przekonaniem, z pewnością siebie. Otóż Narcyz nie był pewny siebie, aby pewność uzyskać, musiał przeglądać się w tafli wody.

Bohumilu, jak dochodzi się do pewności? Sam wiesz, że prawdziwa opowieść najpierw jest w życiu i że dopiero śmierć ją pieczętuje. A my żyjemy w czasach, gdy modne jest niczego nie być pewnym i, puchnąc od papierowych prawd, uśmiechać się z powątpiewaniem nad autentyzmem doświadczenia. A to się bierze z książek i gadulstwa. Taka to różnica pomiędzy wypracowaną i dostępną w żywym przekazie wiedzą o życiu i śmierci w horoskopii, a humanistycznym rojeniem o astrologii, która gdzieś tam, w idealnym świecie naszych o niej wyobrażeń, istnieje.

A co do modlenia się i nie modlenia się za swoich wrogów, to byłbym o tym zapomniał, takie to oczywiste, ale otrzymałem od astrologini Vandy Milośovej taki oto list:

Dnes, kdy¾ jsme se vraceli s kamarádkou autem domù, na hlavní cestì była nìjaká autonehoda. Jak jsme tak stáli ve frontì a vidìli houkat sanity, vzpomnìla si kamarádka na jiný pøípad, který se odehrál nedávno. Taky autonehoda. Pan X, kterého kamarádka znala, zabil tøi lidi a dalšího zmrzaèil. Øídil opilý pod obraz, nedal pøednost a vjel do cesty lidem ve staré škodovce, on podnikatel v drahém autì. Jeho auto mìlo pokrèenou kapotu, ve druhém autì sedìli ètyøi lidé, ti dva vpøedu byli mrtví na místì, vzadu jeden mrtvý a jeden do¾ivotnì poznamenaný.

Kamarádka znala toho èlovìka. Vykládala mi jeho historii. Pil jak duha, u¾ kdy¾ byl chudý dìlník pøed rokem 1989. Èas od èasu se opil tak, ¾e doma rozmlátil všechno, na co pøišel. Po roce 1989, nìkdy v roce 1992 – 1993, zaèal podnikat. Zbohatl pøes noc. Pil ještì víc. Opilý jezdil stabilnì.

Autonehody na desítky, nìkolikrát se stalo, ¾e øídil tak opilý, ¾e sjel i s
autem do pøíkopy a tam ho ráno našli, jak za volantem dospával opici.
Nìkolik aut rozbil na šrot. Nikdy mu nevzali ani øidièský prùkaz, není
potøeba pøemýšlet pøíliš, jak toho dosáhl. Pak pøišel den, kdy na cestì
zùstali tøi mrtví a jeden tì¾ce zranìny.

Historie pokraèuje, kolo se toèí dál. On sám byl jen trochu poškrábaný, ale o pár mìsícù pozdìji byl pøi jiné autonehodì vá¾nì zranìn jeho syn. Pan X zaèal mít ve stejné zdravotní potí¾e. Nejdøív se lékaøi domnívali, ¾e jde o následek nìjakého zranìní po té autonehodì. Nešlo. Byly to poèáteèní projevy velmi vá¾né nemoci.

Kdy¾ jsme jeli okolo, myslela jsem na nìj a na Váš výrok ,,ze Jan Kefer nie powinien sie modlic za swoich wrogow".

Chodziłem z tym listem po lasach i górach, aż w końcu napisałem do astrologini VM:

– przede wszystkim, ten człowiek nie jest, nie był Twoim wrogiem. Zapewne nie był też wrogiem tych ludzi, których zabił i pokaleczył. Nie jest on aktywnym mordercą, który ma swoją ideologię, np. żeby zabijać pewne grupy zmotoryzowanych czy też pieszych untermenchow. Jest chory (alkoholizm), jest głupi (mądry nie jest, chociaż wielu alkoholików to zdolni i mądrzy ludzie), jest nieszczęsny (nie nieszczęśliwy, lecz nieszczęsny – jako ofiara głupiej słabości); jest groźny dla społeczności ludzkiej. Ale nie ma on aktywnego programu, nie jest wcielonym eksterminatorem, który posługuje się autem tak samo, jak Niemcy gazem w Auschwitz i biciem Jana Kefera aż do śmierci;


ten człowiek jest nade wszystko swoim własnym wrogiem. Czy zwracał się do lekarza, do psychologa, do terapeuty? Czy prosił o modlitwę za siebie? Czy modlił się za swoje ofiary, których – przytomnie – nie chciał zabić ani skrzywdzić, ale tak jakoś wyszło… Czy badał swój instynkt, który kazał mu zabijać w ten sposób? Można zapytać: czy ten człowiek jest medium duchów infernalnych? To możliwe! A czy prosił o pomoc, kogo i kiedy? To też możliwe. Czy wiesz, że w podobnym przypadku, kobiecie, która pod wpływem alkoholu spowodowała śmiertelny wypadek, amerykański sędzia nakazał nosić w portfelu fotografię ofiary-mężczyzny leżącego w otwartej trumnie, i starannie kontroluje, czy skazana stosuje się do tego wyroku!
otóż, droga Vando, należy rozróżniać istoty zagubione, medialne, słabe, które są dopiero kandydatami na duchy zła, od demonów inferior direct – istot, które przytomnie dokonały wyboru i realizują program zniewolenia i eksterminacji. Widziałem tych ludzi, chowałem się przed ich piekielnym okiem, rozmawiałem z nimi, znam ich argumentację. Kiedy pozbawiłem ich możliwości kontaktowania się ze mną, to przychodzili w snach, aż i tam trzeba było zrobić porządek. Tak, to sprawa umysłu, który musi uznać wyższość Ducha.
Teurg powinien widzieć i wiedzieć, czy jego wróg jest osobą tylko uwiedzioną, zawładniętą, osłabioną alkoholem, narkotykiem, mechanicznym seksem, jedzeniem, władzą, sławą i – nade wszystko – głupotą, czy też jest to wcielony sukkub z imperium Pandemonii.


a czym jest głupota? Nieumiejętnością rozróżniania: widzieć w nietrwałym, niewiecznym, chorym, śmiertelnym – trwale, wieczne, zdrowe i nieśmiertelne – jest niewiedzą (Patańdźiali – joga klasyczna).

– ale jeśli modlisz się chociażby za głupca, to astrolog-teurg powinien brać pod uwagę, że: 1. nasze modlitwy wynikają z naszej koncepcji świata, człowieka i przeznaczenia; my te koncepcje chcemy narzucić drugiemu człowiekowi, robimy to nawet potajemnie (jakoby w jego intencji) i wydaje nam się, ze jesteśmy dobrzy, bo lepiej wiemy, co jest dla niego "dobre"; w gruncie rzeczy, to my chcemy żyć w bezpiecznym świecie, a ten człowiek nam przeszkadza, budzi nasz strach i obrzydzenie; 2. nasze modlitwy świadczą o tym, ze nasz stan wewnętrznej kontemplacji jeszcze się nie ugruntował; że my sami nie jesteśmy pewni Boga, ani nawet świata, człowieka, nie jesteśmy przekonani o boskiej konstrukcji Wszechświata; 3. jedyna modlitwa za innych ludzi, która ma sens, została powiedziana przez Chrystusa: Odpuść im, Panie, albowiem nie wiedzą, co czynią (!). 4. jest w potajemnej modlitwie za innego człowieka cos upokarzającego, nieczystego, brak ufności wobec Przeznaczenia, jakieś pyszne przekonanie o własnej lepszości i wyższości; i znowu, jedyna modlitwa jawna, to chrystusowa Ojcze Nasz – od człowieka do Boga; 5. jeśli ktoś prosi o modlitwę za niego, to proste i normalne; rodzice modlą się za swoje dzieci; przyjaciele modlą się za siebie nawzajem – jest to wzmacnianie energetyczne na tej samej linii wiodącej, na tym samym nurcie realizacji zadań życiowych; takie modlitwy są spontaniczne, serce jest czystym porywem; są one oczywiste i zrozumiale; takie modlitwy nie narzucają własnej koncepcji życia i nie są uzurpacją doskonałości.

Ale, oprócz dusz dobrych, które się wzajemnie wspierają przez modlitwę; oprócz dusz zagubionych albo chorych, które proszą o modlitwę; oprócz nas – zwyczajnych ludzi, którzy mamy swoje problemy i staramy się być lepsi, otóż, oprócz tych i takich – są istoty wcielone, które wybrały aktywne ćwiczenie zła, są zdecydowane niszczyć i zabijać, zdradzają ufną przyjaźń, gromadzą na to środki i używają instrumentów zbrodni; istoty te są wcielonymi demonami, są posyłane na Ziemię z samej głębi Ciemności, która jest równie potężna jak Światło; tak, niestety, jest równie potężna jak Światło, chociaż nam się wydaje, ze Światło jest lepsze, przyjemniejsze, i że Światło zawsze zwycięża; otóż nie, w tej walce Światła z Ciemnością nie ma zwycięzcy, jest tylko aktywny proces istnienia; i mistyk, jog, astrolog musi to rozumieć, widzieć i uwzględniać.

Wielki Holocaust, który co jakiś czas idzie przez Ziemię, dotyczy nas wszystkich, wszystkich człowieków, całej natury. Znasz matematyczną teorię katastrof, rachunek stochastyczny i astrologię – możesz wyliczyć ten czas i te okresy. Holocaust to nie jest sprawa Żydów, Ormian, Tatarów, Serbów – to problem Demona w jego wojnie z Demiurgiem. Człowiek stoi pośrodku tej bitwy, są człowieki, które opowiadają się po stronie Światła, są tacy, którzy opowiadają się po stronie Ciemności. Na tym polega wybór, który Bóg dał Hiobowi.

A Bóg jest Bogiem nie tylko Człowieka, ale i Demona (Księga Hioba). I, albo Bóg wie co robi, albo Bóg nie wie co czyni.

Jan Kefer był (był? jest!) astrologiem. A kim był jego wróg?

Nie możemy zezwolić na to, by każdy astrolog podążał drogą swego powołania jak mu się żywnie podoba, z wyjątkiem tych, którzy pracują dla nas. W narodowosocjalistycznym państwie astrologia musi być privilegium singulorum.

…astrologia, jako doktryna uniwersalistyczna, jest diametralnie przeciwstawna naszemu filozoficznemu poglądowi na świat. Doktryna, która jednakowo traktuje Murzynów, Indian, Chińczyków i aryjczyków znajduje się w całkowitej opozycji do naszej koncepcji ducha rasy. To z oficjalnego dokumentu, podpisano: Heinrich Himmler. Ten sam Reichsfuhrer SS, który publicznie oświadczył: To dla nas bez znaczenia, czy kogoś zabijemy.

Ten sam Himmler, budując Zakon SS, postanowił, że od 1936 roku wszystkie szarże SS muszą legitymować się "czystymi" – czyli wolnymi od żydowskich przodków – genealogiami sięgającymi przynajmniej 1800 roku, zaś oficerowie SS winni wykazać się "czystością" od 1750 [por. Francis King Satan and Swastika, 1976, polskie wydanie Szatan i swastyka. Okultyzm w partii nazistowskiej, Wydawnictwo Axis Poznań 1996]

Ten, kto bił Kefera aż go zabił, składał przysięgę: Przysięgam Adolfowi Hitlerowi… wierność i męstwo. Tobie i mianowanym przez ciebie przełożonym ślubuję posłuszeństwo aż do śmierci. Tak mi dopomóż Bóg.

Ten, kto znęcał się nad Keferem musiał mieć w każdej komórce swojego rasowo czystego organizmu zakodowany katechizm esesmana, czyli zestaw niezwykłych religijno-politycznych pytań i odpowiedzi. To był zestaw odruchów czynnościowych jego układu nerwowego i w tym zestawie, na służbie, w domu, na polu walki, obudzony pośrodku nocy, konając na polu bitwy, robiąc dziecko czystej rasowo germańskiej samicy, w każdej okoliczności swojego życia na pytanie: – Dlaczego wierzymy w Niemcy i Fuhrera? Miał radośnie odpowiedzieć, wycharczeć, wykrzyczeć, wyszeptać słowa jedynie słuszne: Ponieważ wierzymy w Boga, wierzymy w Niemcy, które stworzył, w jego świat i Fuhrera, Adolfa Hitlera, którego On zesłał nam na ziemię.

Za kogo tu się modlić, na miłość boską?! Przed własną śmiercią warto zadbać o coś ważniejszego, niż o gest daremnego zbawiania rektyfikowanych demonów, z dumą obnoszących trupią czaszkę na wyłogach czarnego munduru.

Jan Kefer podczas Wielkiego Holocaustu spotkał się z doskonale wyćwiczonymi oddziałami służb specjalnych Pandemonium. Oko w oko, los w los. Przeznaczenie przećwiczyło Teurga w sztuce rozróżniania. Jan Kefer chciał być Teurgiem i Bóg pokazał mu, że Teurgia jest orężem zarówno Demiurga jak Demona. Jeśli chce się być Teurgiem, to trzeba się liczyć z tym, że Kronos ma swoje prawa – wszystko się realizuje, ale w swoim czasie. Życie i śmierć to tylko szczególny sposób zapisu informacji o realizacji konstrukcji teurgicznych.

Jeśli Teurg modli się za swoich wrogów, to znaczy, że nie bierze pod uwagę planetarnych zależności, konstrukcji Wszechświata, która jest gwarantem dynamiki życia w kołowrocie istnienia. To znaczy, że wie lepiej od Demiurga, co jest słuszne w laboratorium Macierzy Świata. To znaczy, że chce wroga przeciągnąć na swoją stronę. Niestety, taka modlitwa wzmacnia wrogów, zaś Teurga osłabia. Tak pracuje biner: akcja-reakcja, o tym Teurg powinien wiedzieć.

Wiem, Szanowna Astrologini, zaraz usłyszę: a więc mówisz, że na Ziemi są demony i ludzie, a od takich twierdzeń to tylko krok do polowania na czarownice, do rasizmu duchowego (o właśnie, przecież istnieje rasizm duchowy!) itd.

To ciekawe, jak sprytnie pracuje umysł, skoro ulubione zabawy demonów chce wsadzić nam, normalnym ludziom, na głowę jak czapkę błazeńską. Jeśli ktoś zajął się polowaniem na czarownice, to znaczy, że z nim niedobrze. Dopiero co niejaki Mihajlović zabił nożem Panią minister spraw zagranicznych Szwecji, kobietę o miłym wyglądzie człowieka. I ten Mihajlović mówi, że jakieś głosy kazały mu to zrobić, bo ta Pani minister popierała amerykańskie bombardowanie Belgradu. Morderca został schwytany, skazany i może będzie leczony. To normalna procedura, bez polowania na czarownice, które słyszą głosy. Jeśli nie będziemy szanować tej normalności (a tak się dzieje, nie szanujemy jej!), to za 7 lat, pod pretekstem opanowania chaosu i zrobienia porządku, demony znowu sięgną po dyktaturę.

Czym ewolucja różni się od rewolucji? Czy pamiętasz słowa Marksa: Do tej pory filozofowie objaśniali świat, a sprawa polega na tym, żeby świat zmienić. Takie jest credo Demona. Nasze wątpliwe szczęście polega na tym, że decyduje Kreator.

Ale jest jeszcze jeden, najważniejszy powód, dla którego Kefer-Teurg nie ma potrzeby modlić się za swoich wrogów. Tym powodem jest, można powiedzieć, technologia Wyzwolenia.

PS. Napisałem to wszystko, bo śniło mi się, że idziemy sobie z Tobą, Bohumilu, po łąkach na Petrińske wzgórza, tak trochę nieprzepisowo idziemy, a nad nami, również nieprzepisowo w tym miejscu, świeci zorza polarna, i Ty mnie pytasz: – A po wstawiłeś w tytuł jakiś saksofon? I wtedy widzę jak ze wzgórza schodzi Nohavica, tak jakoś nieprzepisowo na ukos schodzi, a w ręku trzyma Zbyt głośną samotność, a trzyma tak jakby pieścił gryf gitary, i śpiewa, tak jakoś bez copywrightu, po czesku śpiewa tekst Okudżawy, a ja wszystko rozumiem: – Każdy przecież może zagrać po swojemu; każdy sam na swą nutę, on sobie, ja sobie! Ano, było tam coś z saksofonem, Bohumilu, ale już nie pamiętam co…

Bohumilu, ahoj!
Twój El Zet

           

                Beskid styczeń 2004
                Leon Zawadzki

 

                                                     www.logonia.org