Ksiądz BLANCHARD

Postawa
świata katolickiego wobec astrologii

W lipcu 1937 roku na IV. Kongresie Międzynarodowym Astrologii Naukowej w Paryżu – w
którym jako przedstawiciel Polski brał również udział p. Franciszek A. Prengel, Red. Nieba
Gwiaździstego
, Prezes P.T.A. w Bydgoszczy – wygłosił ks. Blanchard z Chatenay
(Francja) referat, w którym na podstawie głębszych studiów historycznych stwierdza,
że Kościół katolicki nigdy nie potępiał wiedzy astrologicznej, poważnie i naukowo
stosowanej w teorii i praktyce. Referat ten drukowany został w grudniowym numerze
belgijskiego czasopisma astrologicznego Demain w Brukseli, a przekład polski
ukazał się na łamach miesięcznika Niebo Gwiaździste nr 2,4 i 5 1938r. [oraz
jako oddzielna broszura wydana przez Polskie Towarzystwo Astronomiczne w Bydgoszczy w
1938r., przekład K. Chmielowskiego i W. Iwickiego].

Astrologia w toku swoich niezliczonych
badań oraz teologia w jej roli strażniczki wierzeń religijnych łączą się na jednym
i tym samym punkcie – procesów wewnętrznych naszej świadomości. Otóż, czy ten teren
spotkania się ma być polem bitwy, czy raczej punktem współpracy solidarnej i owocnej?

Jest tu okazja do przypomnienia mądrej rady wielkiego ekonomisty Le Play’a: Szukajcie
zawsze tego co was jednoczy, unikajcie tego, co was rozdziela.
; ponieważ w atmosferze
zbytnich sporów, które prowadziły do przypuszczeń, że chodzi o jakieś nie dające
się usunąć antagonizmy, wystarczy rozwiać dym namiętności, aby dojść do
przyjaznego porozumienia i płodnej spółpracy.

Czy istotnie mamy podejrzewać astrologię, tę naukę o związku wszechświata
z bytem, o wrogi antagonizm konkurencyjny do przejawów świadomości poznawczej, a nie
widzieć w niej przyjaznego sprzymierzeńca medycyny, socjologii, biologii, meteorologii,
adwokatury, wychowania, nauk przyrodniczych i czegoś więcej? Równolegle do wydatnych
usiłowań różnych szkół astrologicznych scałkowania ich badań z dziedziną nauk
przyrodniczych, zachodzi w innym planie podobna dążność zawarcia przymierza między
astrologią a naukami o sprawach wyższego rzędu, a więc z etyką i teologią, bądź –
jak kto woli – z filozofia i religią. W związku z tym należy odgraniczyć wyraźnie
zasięg uprawnień, jakie rościć sobie może z tej strony astrologia, oraz barier, jakie
się jej przeciwstawia. Na takim gruncie może nastąpić spółpraca wzajemna teologa
z astrologiem.

Od rozwiązania, jakie się ma dokonać w stosunku do tego problemu, zależy
oczywiście postawa, którą zajmie świat katolicki wobec astrologii. Mówię zajmie,
ponieważ przy bieżącym stanie sprawy postawę tę cechuje wszędzie jeśli nie wyraźna
wrogość to przynajmniej podejrzliwość i zażenowanie. Bezładne wyprowadzenie na jaw
mnóstwa kwestii astralnych zdezorientowało i zaniepokoiło umysły, stało się to
podobnie – przepraszam za wyrażenie – jakby rozrzucono w pochodzie jednocześnie złe i
dobre sprawy. Ogół chrześcijaństwa odnosi się do tego nieufnie, słusznie
podejrzewając, że się dokonywa zamach na wierzenia mas.

Zaznaczam przy sposobności, że umieściłem w jednym z czasopism kościelnych
artykuł, który miał na celu wyjaśnienie problemu, o jakim dopiero co wspomniałem.
Chodziło o ewolucję obecnego stanu rzeczy. Ale jak dotychczas sfery oficjalne środowisk
religijnych pozostawały wciąż przy operowaniu trwożnymi formułkami stereotypowymi,
które w następstwie mego artykułu streszczały się w tezach: Nauka błędna i
absurdalna, hańba umysłu ludzkiego, prawdziwy obłęd, itp.
Styl polemiczny,
dopuszczalny zresztą w walce z szarlatanizmem, nie jest jednak językiem oficjalnym
kościoła, który nie przesądza natury istotnej astrologii
, nawet w jej sankcjach,
przeznaczonych do zabezpieczenia społeczeństwa od nieuniknionych nadużyć.

Bardzo możliwe, ze to nieżyczliwe stanowisko pochodzi z faktu, iż trudno
odróżnić w świecie astrologii rzeczywiste od podrobionego, istotne od struktury
pobocznej, co pobudza kościół do odrzucenia, przynajmniej prowizorycznie, całej
astrologii.

Ośmielam się twierdzić, że żaden z astrologów, jest on czy nawet nie jest
wierzący, nie może być obojętny na decyzje dyscyplinarne RZYMU, nawet w przedmiotach
najzupełniej obcych zatrutej atmosferze polityki. Potęga Chrystianizmu jest tak dalece
wciąż bardziej uniwersalną, jego autorytet moralny tak pewny, jego promieniowanie
intelektualne tak ważne dla nas, ludzi zachodu, że nie liczenie się z tym wszystkim
oznaczałoby zerwanie więzów łączących z epokami i pokoleniami naszego środowiska,
co nie uszłoby nikomu bezkarnie.

Dodam, a raczej poradzę, że aby całego tego starcia makabrycznego z
religią, wielu a astrologów niech usiłuje pokonać w sobie pokusę wdzierania się na
tereny obce polu ich działań. Wspomina się dość często smutną przygodę uczonego
Galileusza, przemilczając fakt, że usiłował on swe wywody naukowe używać do
podważania egzegezy Pisma Świętego, przez co naraził się dziedzinie, w której nie
miał prawa przemawiać bez odpowiedniej kompetencji.

W przeciwieństwie do tego, osiągniecie wszyscy aprobatę zwierzchności
katolickiej, jeżeli ograniczycie się do własnej dziedziny
, przez co astrologia
może osiągnąć swój wzlot i dostateczne uznanie. Oto dlaczego jest rzeczą konieczną
i bardzo na czasie, zarówno aby zaspokoić trwogę dusz chrześcijaństwa jak i służyć
sprawie naukowej, rozwiązanie tej kwestii zasadniczej: czy katolik może, z całą
pewnością sumienia swego pogodzić swą wiarę religijną z wiedza astrologiczną?

Odpowiedź na to zapytanie nie może być wyrazem sztuki kuglarskiej, tzn. nie może
zależeć od subtelności dialektycznych, które opierają swą moc przekonywującą na
mniej lub więcej urojonych hipotezach, powinna ona być wyraźna, jasna, zrozumiała dla
wszystkich umysłów i bez odwołania.

Stwierdzić należy, że żadna sztuka prawdziwa nie może być w rzeczywistej
opozycji do religii, a zatem wystarczy skonstatować, czy astrologia jest nauką w
ścisłym słowa tego znaczeniu, przez jej ustosunkowanie się do teologii i na tej drodze
usunąć uprzedzenia, które więcej roznamiętniają strony przeciwne, niż są
pożyteczne dla wspólnej sprawy.

To zastrzeżenie nie było bez powodu. Stawiało się zarzut astrologii, że
ingeruje w sprawy Boskie, że przejawia pretensje do znajomości, z całkowitą
pewnością, najskrytszych tajników myśli ludzkich, jak również przewidywania zdarzeń
przyszłych, które w całości lub częściowo zależne są od wolnych przejawów sił
nie będących we władaniu człowieka. Jest często zupełnie oczywiste, że są
spostrzegania wyższego rzędu, które można przypisywać tylko Istocie Najwyższej,
której widzenie nie jest ograniczone warunkami czasu i przestrzeni, jak u ludzi; albo
odwrotnie istota, która by zdolna była do takich spostrzeżeń musiałaby być
fatalistycznie wyzuta z wolności myślenia i działania. To jest w sumie słynna Antynomia
Wolnej Woli
.

Oświadczam następnie, że oczywiście nie ośmielę się rozwijać
niezgłębione zagadnienie bytu istoty naszej wolności, lecz zamierzam jedynie zażegnać
spór pomiędzy chrześcijaninem a astrologiem.

Zanim przystąpię do mej właściwej argumentacji, niech mi wolno będzie
rzucić uwagę, wprawdzie delikatną, lecz w istocie swej bardzo ważną, trzeba bowiem
przyznać, ze wszyscy mamy ważne zadanie zupełnego oczyszczenia terenu z chaosu i bagna,
w którym astrologia spoczywała tak długie wieki. Nie da się zaprzeczyć, że czar
ezoteryzmu silnie wiąże niektóre umysły, lecz nie powinno dochodzić do tego, żeby
ci, którzy wyznają te nauki, wyobrażali sobie chrześcijanina za twór ograniczony,
krótkowzroczny, nie mający ani dość rozumu ani wolności myślenia dla poznania np.
jakichś doktryn subtelnych, z wysoka zwanych wtajemniczeniem. Jest faktem, że i
chrześcijanie posiadają swoja elitę duchową, która jest powołana do orientowania
się w najwyższych planach mistycznych, związanych z doświadczeniem w obrębie boskich
spraw.

Kościół roztropnie odsuwa od tego masy nieświadomych, lecz podnieca,
pociąga je za sobą ku czci swych ascetów i myślicieli. Nie ulega wątpliwości, że
nieprzeciętny katolik ogarnie łatwiej głębokie myśli metapsychiczne Dalekiego
Wschodu, ponieważ pewniej i szybciej znajdzie się na szczytach świata duchowego, niżby
to mógł dokonać inny człowiek, mimo że zgłębianie to dla doskonałości katolika,
zdaje się, niekoniecznie musi być użyteczne. Następnie niech okultyści nie myślą,
że my chrześcijanie jesteśmy ich wrogami od urodzenia, lecz przeciwnie jesteśmy
współpracownikami światłymi, ale tylko tam, gdzie spotykamy się na drodze badań
naukowych. Niestety te ważne względy nie miały sposobności być wyjaśnione z punktu
widzenia podejrzeń głoszonych w pewnych kołach astrologów i hermetystów, zatruwając
po dziś dzień stosunki zagadkowymi trudnościami, które ponad miarę zraziły ogół
publiczności katolickiej. Wypada zaznaczyć, że astrologia jest przede wszystkim wiedzą
doświadczalną i należąca do ogółu ludzkiego, każdy więc ma prawo do obserwowania
jej i studiowania według swego sumienia poza wszelkimi uprzedzeniami doktrynalnymi.

Jest właśnie moim zamiarem zwrócić na nowo uwagę francuskiego świata
katolickiego, dotychczas prawie zupełnie wrogiego i zamkniętego dla pojęć
astrologicznych, porównującego je z jakimiś praktykami magicznymi. Dlatego
postanowiłem dać podstawę do dyskusji w największym i najbardziej rozpowszechnionym
piśmie kościelnym. Tam przedstawiłem księżom i wiernym, nie znającym zupełnie tych
rzeczy, prace Choisnard’a. W toku generalnej debaty nad astrologią, roztrząsając
sprawę pod rozmaitymi kątami widzenia, odparto większość zarzutów lub powstałych w
toku dyskusji.

Przyjęcie, ile to można dziś osądzić, zdaje się być w sumie miłą
niespodzianką. U niektórych czytelników dyskusja ta podziałała jak wrogi cios, lecz
za to spotkała się z uczuciem ulgi i uznania u ludzi, będących na drodze do
znalezienia miary w odróżnianiu prawdy od fałszu, prawdziwej nauki – od wrzasku
jarmarcznego. Niektórzy wyrazili nieśmiało pragnienie podjęcia się głębszych
studiów. W żadnym zaś wypadku nie doszła do mej wiadomości jakakolwiek złośliwa
krytyka.

Lecz pierwszy krok już zrobiono, ze strony więc katolickiej będzie mniej
przyczyny do zlekceważenia astrologii. Łączność, chociażby jeszcze krucha – mimo
wiekowych wątpliwości – zacznie się na nowo utrwalać.

I Wy spostrzegacie brak tak cennego i wykształconego współpracownika, jakim
jest duchowieństwo, które bezsprzecznie może wnieść gwarancje moralną do odkryc
astrologicznych przez swą dyscyplinę intelektualną, nie mówiąc o wszechstronnym i
szerokim wpływie na umysły, jaki ono może wywrzeć. Ksiądz z natury rzeczy jest
więcej na miejscu dla doświadczeń astrologii kwalifikacyjnej. Jego kultura wewnętrzna
i codzienne obserwacje psychologiczne uzdalniają go do głębszych badań duszy ludzkiej.
Czegóż by nie można osiągnąć, gdyby liczni zakonnicy, znani ze swej mrówczej pracy
i umysłu uszlachetnionego wzniosłą medytacją, tak zalecana przez hermetystów,
zapalili się do tej mozolnej klasyfikacji statystyk, zalecanej przez Choisnard’a.

Lecz wszystkie nadzieje, dalekie czy bliskie, nie są dopuszczalne, skoro nie
rozwiążemy w sposób absolutnie zadość uczyniający zagadnieniu, które nie
przestałem precyzować od samego początku tego referatu: czy wolna wola jest do
pogodzenia z faktem astralnym?

Zupełne pomieszanie, które panuje co do tego problemu w umysłach, pochodzi z
niewłaściwego punktu widzenia, z którego uparcie patrzy się na tak ważne zagadnienie.
Tutaj nie chodzi o to, by wiedzieć, czy racje mają determiniści z ich spokój mącącym
systemem, nie idzie też o to, by wiedzieć, czy zwolennicy wolnej woli maja rację, gdy
się zasłaniają swą wiara religijną. Całkiem nie! Idzie tylko o stwierdzenie, czy
astrolog ma prawo czy nie ma go mieszać się do tego zagadnienia filozoficznego,
tudzież, czy ma prawo troszczyć się o los i istotę mniemanego wpływu gwiezdnego, co
jest sprawa fizyka i biologa. Pogląd nie nowy, ale aktualny w swej logice. Poproszą o
kilka minut skupienia, w którym rozwinę sama definicje terminu wolna wola. Otóż
wolna wola – tak mówi się – jest tą dziedziną, którą cenimy ze względu na
możność słusznego wyboru z pomiędzy naszych czynów tego, który najlepiej prowadzi
do osiągów, uważanych za dobre.

Małoznaczne jest dla nas w tej chwili, że osobiście odrzuciliście tak
głębokie pojęcie, które wyznacza wielkość ludzkości. Zobaczymy tylko, czy
astrologia nie przysłania w rozmaity sposób tego uświęconego przeświadczenia naszej
odpowiedzialności moralnej. Jasnym jest, że możemy być odpowiedzialni tylko za czyny,
poprzedzone wolna wolą. Należy więc, aby czyn każdy był: 1. produktem chcenia, 2.
chciany dobrowolnie. Z tego wynika, ze tam, gdzie brak jednego z tych wymogów, czyn nie
da się podciągnąć pod osąd prawa moralnego i religia niekoniecznie im się zajmuje.
To też od razu wyeliminujemy z debaty wielką, powiedzmy największą ilość naszych
działań. Teologowie pozostawiają je zupełnie kontroli astrologa, tak jak to ma
również miejsce z przyrodnikami. Mówiłem już, że działania są dwojakiego rodzaju.
Na pierwszym miejscu znajdują się działania w o ogóle świadomie niechciane
(bezwolne), uwarunkowane życiem wegetatywnym, stanem ruchem i rozwojem naszego organizmu
fizycznego, jest to w sumie ów świat mały, mikrokosmos, otwarty dla oryginalnych
dociekań metoda astrologiczną.

Na drugim miejscu są działania nie wywołane przez wolę naprawdę wolną, a
mianowicie te, które nie są skutkiem rozumowania ani wynikiem wyboru naszego umysłu.
Otóż wszystkie niezmienne dążności natury ludzkiej, jak przede wszystkim pragnienie
szczęścia oraz wszystkie przejawy świadome i podświadome, nie są wzbronione dla
astrologów starających się przeniknąc tajniki manifestacji psychicznych i
metapsychicznych.

Ale wszystkie takie działania nie dobrowolne tkwią w naszej niższej
podświadomości, obok której istnieje jeszcze podświadomość wyższa, czy całe życie
nadnaturalne duszy, które chrześcijanin nazywa życiem łaski. Dziedziną tą, przez
wiedze powszechną mało zgłębianą, zajmuje się prawie wyłącznie teologia.

Astrolog winien przyznać, że nie ma sposobu rachunkowego do przeniknięcia
tego właśnie elementu nadnaturalnego. Byłoby niedorzecznym uczynić to z pomocą
zmieszania danych astrologicznych z danymi wiary czysto objawionej. Utworzylibyśmy tym
samym kwadraturę koła, zmuszająca do pobytu w trzęsawiskach, z których przecież
chcemy wyjść.

Reasumując, stwierdzam, że w nas, w naszej naturze – nazwałem ją
podświadomością niższą – są elementy złożone, gdzie problem wolności nie gra roli
i które astrolog dociekać może bez sprzeciwu. Powiedziałem również, że wierzący
uznaje w nas jeszcze jedną nadnaturę – podświadomość wyższą – gdzie zagadnienie
wolnej woli nie wysuwa się, lecz gdzie astrolog nie ma głosu doradczego.

Idźmy teraz dalej i dotknijmy do rdzenia samego naszej rozprawy. Cała nasza
aktywność ludzka znajduje się między tymi dwiema dziedzinami nieświadomości, między
tymi dwoma stanami podgranicznymi. Podchodząc do tej aktywności jednocześnie od strony
zniżnej, którą rezerwuję życzliwie dla dociekań horoskopii urodzeniowej, oraz od
strony zwyżnej, która naświetla teologia, ogarnia nią się wszystkie nasze działania
ludzkie we właściwym tego słowa znaczeniu.

Teraz pozwólcie przedstawić klasyczny szemat naszych działań. Zdają
się przychodzić szybko jak błyskawica, lecz są one jednak wynikiem licznych działań
pośrednich, które się rozwijają jak następuje. Przede wszystkim, w chwili
wprowadzenia się w ruch, intelekt nasz jest w nieładzie, poruszany, jeśli można tak
powiedzieć, przez działania dwóch podświadomości: naturalnej i nadnaturalnej.
Jednocześnie inteligencja nasza krystalizuje swe pragnienia w miarę większej lub
mniejszej znajomości rzeczy zewnętrznych. Rozpoznawszy i osądziwszy zamiar jako dobry
lub zły, powoduje intelekt wejście w działanie woli, kształtując jasno intencje
działania w przedmiocie osiągnięcia celu zamierzonego. Lecz istnieje wiele dróg
prowadzących do celu, to też trzeba dalszego wysiłku woli, aby je odkryć. Poczem
dopiero wola zadecyduje wybór właściwy.

Przychodzą mi fataliści z zarzutem, że opisuję strukturę, proces typowy
czystego działania ludzkiego, w praktyce jednak tyle przeszkód narasta między
narodzinami intelektualnymi naszych działań, a ich rzeczywistą realizacją, że
wolność rzekoma zdaje się byc tylko iluzją, zbytkiem nieużytecznym, niewola, niż
wolą.

Tym fatalistom daję skromna radę, aby złagodzili to wszystko, co jest zbyt
kategoryczne, a zarazem zbyt płytkie w ich twierdzeniach, będących tylko
przypuszczeniami niekontrolowanymi i niedowiedzionymi, a będę w zgodzie a teologiem.
Przeszkody bowiem na drodze do realizacji celu wytwarzają potrzebna walkę wewnętrzną,
pobudzającą w nas świadomość wolnej woli. W ten sposób dochodzę do całkiem
słusznego wniosku, że dla doskonalszej analizy przeszkód, będących czynnikiem
pobudzania naszej woli, jest potrzebne wytężenie wspólnych wysiłków astrologów i
teologów, na nowo pojednanych.

Przeszkody, hamujące czynność naszej woli, filozofowie dzielą na dwie
klasy: 1. przeszkody stałe, 2. przeszkody przypadkowe. Do liczby przeszkód
stałych zalicza się na pierwszym miejscu przejawy tak doniosłe i niezwalczalne, jakimi
różnice temperamentów. Jeżeli np. przyjmiemy dawne określenia
ciepły-zimny-suchy-wilgotny, przeniesione na plan kosmo-zodiakalny jako
ognisty-powietrzny-ziemski-wodny, powiemy, że według siły tych czynników, utrwalonych
w momencie urodzenia – horoskopie – każdej jednostki, wolna wola takiej osoby będzie w
miarę ograniczona, lecz nie zniweczona. Taka obserwacja astrologiczna jest zgodna z
obserwacja astrologa i teologa.

Do poprzednie klasyfikacji można dodać to, co nazywamy stanem
patologicznym
. Astrolog określa go, dzięki określeniom niektórych punktów i
związków, interpretując je jako wyjątkowo złe na drodze od silnych zaburzeń
równowagi i zwykłej abulii poprzez wszystkie stopnie rozstroju nerwowego, umysłowego i
seksualnego do strasznego stanu paranoi, czyli ciężkiego obłędu. Tu jest jasne i poza
sprzeciwem, że w takich stanach wolność woli jest, jeżeli niezupełnie stłumiona, to
co najmniej silnie ograniczona. W tej tak doniosłej dziedzinie badania astrologiczne
określające naturę i zakres tych przeszkód dla każdej jednostki i w każdym wypadku, mogą
oddać
największe usługi nie tylko lekarzom, lecz także teologom.

Przejdźmy w krótkości do następnej serii ograniczeń woli, do przeszkód
powszednich, przypadkowych
. Astrolog wykrywa je przez obliczenie i studium tzw.
tranzytów, rewolucji i dyrekcji planetarnych. Obliczenia te pozwalają stwierdzić, czy
mają miejsce zaburzenia faktyczne, fizyczne, zewnętrzne, czy też urojone, psychiczne,
wewnętrzne. Te przewidywania astrologiczne starają się nas pouczyć dla użytku naszej
woli o przeszkodach występujących czasowo. Iść jednak dalej i czynić przepowiednie,
idące po linii niweczenia naszej wolnej woli, nie jest zadaniem astrologa. Iść zaś
jeszcze dalej i wróżyć pospolicie bez zastanowienia na skutki wróżby, to już jest
dziełem szarlatana.

Uwagi powyższe prowadzą nas do dalszego potrójnego wniosku:
filozoficznego, teologicznego i astrologicznego
.

Filozof twierdzi, że mechanizm naszych czynności jest splotowy. Proces
rozwojowy idzie stopniowo od inteligencji do samego urzeczywistnienia zamiaru za pomocą
woli. U podstawy są cechy dziedziczne, ciążące na organizmie. Na następnym szczeblu
znajdujemy wykształcenie i doświadczenie, powiększające lub zmniejszające liczbę
motywów działania. Przyczyn, ustalających wybór środków wykonalności, istnieją
tysiące. Łańcuchy przeszkód, hamujące swobodę wykonalności naszych czynów i
przeszkadzających w osiągach zupełnej wolności, istnieją u każdego.

Teolog wyjaśnia, że z naszym wspaniałym darem w postaci swobody
działania współzawodniczą wielorakie zjawiska o kierownictwo naszym wyborem, że czyny
nasze są tajemniczym rezultatem niepojętej syntezy czynników fizyko-spirytualnych, a
wywodzącym się bądź z natury i przedmiotów nas otaczających, bądź z naturalnego
porządku łaski Bożej.

Astrolog domaga się od nauki, aby studiowała wpływy gwiazd w celu
ustalenia przeszkód ograniczających użyteczność wolnej woli. Niestety nasza wiedza
urzędowa przeważnie milczy na pytanie o bycie i niechętnie analizuje to zagadnienie
niemal abstrakcyjne, czuje brak kompetencji do przekroczenia konkretnych granic substratu
naszych czynów i osądzenia ich właściwej istoty, spirytualnej i moralnej.

Istnieją dwa rodzaje wartościowania, podobne do dwóch różnych stoków tej
samej góry. Astrologia kieruje się na jedna pochyłość, teologia – na drugą, lecz ani
jedna, ani druga nie może jeszcze osiągnąć właściwego szczytu góry, kryjącego się
we mgle. Wolna bowiem wola nie jest jeszcze gotowa odkryć ostateczną swą tajemnicę.
Astrologia katolicka słusznie jednak może ludziom pomagać dla lepszego poznania siebie
i ich środowiska. Dzięki naukowej ścisłości astrologii, jest każdemu możliwe
przyczynić się do stopniowego oczyszczenia tej nauki z jej tendencji szkodliwych, a
zużytkować jej wartości dodatnie. Ułatwi to też zrozumienie starej maksymy: Sapiens
dominatur astris – Mędrzec panuje nad gwiazdami.

Ideałem zaś astrologa powinno być osiągniecie mistrzostwa w studiach nad
wpływem gwiazd, które Opatrzność ustanowiła jako kierowników lub sług naszego
przeznaczenia.