1999 czyli wszystko dobrze – daj Bóg wytrzymać

1999 to dla astrologów niebywała gratka, gdyż na ten rok
czekaliśmy od ponad czterystu lat. Ponieważ dość długo to trwało, więc niektórzy
się nie doczekali, a nam się jakoś udało i teraz, prawdę mówiąc, ja sam nie mam
specjalnej ochoty zajmować się prognozowaniem. A na co mam ochotę? Zamienić się w
słuch, sprawić sobie nowe okulary i obserwować, gapić się, czytać doniesienia
prasowe, oglądać reportaże i relacje telewizyjne, obracać na ekranach moich
komputerów horoskopy państw, organizacji politycznych i wojskowych, korporacji
gospodarczych, banków, przywódców politycznych, różnych VIP-ów i analizować,
porównywać, sporządzać notatki etc.

A dlaczegóż to czekaliśmy na 1999 tak długo? Ano
dlatego, że w XVI stuleciu Nostradamus zapowiedział:

Rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć
siedem miesięcy
Z nieba zstąpi wielki król trwogi (przerażenia)
Wskrzesić wielkiego króla Angoulmois.
Przedtem, potem Mars panować (panuje) szczęśliwie.

O Nostradamusie i jego Centuriach napisano tak
wiele, w takiej obfitości, że ciekawych i chętnych powinno to zaspokoić aż nadto. A
czegóż to o nim i jego przepowiedniach nie pisano! Pogubić się w tym można, ale jedno
jest tutaj pewne: chodzi o rok 1999, który właśnie nam nastał. Ale nie tylko, nie
tylko… I w tym sęk, Szanowny Czytelniku. Gdyby bowiem mieć na względzie wyłącznie
prognozę na rok bieżący, to jakoś dalibyśmy sobie radę, gdyż parę katastrof mniej,
parę więcej, nic szczególnego, ludzkość już nie takie rzeczy widziała. I
przeżyła.

Napisałem kiedyś książkę Końca świata nie będzie
(wyd. Pegaz, Warszawa, 1992). Ludzie kupili, nakład był znaczny, przeczytali, pisali do
mnie listy, jedni potraktowali to poważnie, inni nie bardzo, jak to ludzie. Były o tym
artykuły, recenzje, jedna Pani w bardzo poważnej gazecie napisała o moich prognozach
tak jakoś ostrożnie, aczkolwiek lekko kpiąco. A potem gdzieś się podziała zarówno
ta Pani jak i jej opinia, chociaż gazeta została. Nawet pewien prezydent, wtedy bardzo
znany, zadzwonił do mnie i powiedział, że czyta tę książkę pasjami i że chce się
ze mną spotkać, aby omówić ważne sprawy. I już się ze mną prawie umówił, ale jak
wiadomo, prezydent jest człowiekiem zajętym, a to przez obowiązki, a to przez koterie,
więc do spotkania jakoś nie doszło. No to czekałem spokojnie na tę przyszłość, o
której nie udało się porozmawiać z tym ważnym i bardzo zajętym człowiekiem. Miałem
co robić, nie nudziłem się i nawet nie miałem czasu zagrać w ping-ponga. Aż
nadszedł ten rok 1999, jeśli kalendarz się nie myli i ja sam nie mam jakichś
przywidzeń. Ależ mam przywidzenia, bo właśnie abp Muszyński na konferencji prasowej
zwrócił uwagę, że faktycznie jesteśmy już w III tysiącleciu, gdyż mnich Dionizy
Mniejszy obliczając datę narodzin Chrystusa pomylił się w rachunkach o 4-6 lat. Więc
czasami wydaje mi się, że to sen. Jak to, już, 1999? Patrzcie państwo, doczekaliśmy.
1999 – liczba to magiczna, tak ładnie i tajemniczo się prezentuje na papierze, w
kalendarzach, na ekranach.

I od razu, jakby się umówili, telefonują redaktorzy,
dziennikarze, publicyści i pytają: no i co, napisze pan o tym? O czym? – pytam
niewinnie. – No, o 1999 roku, jakąś prognozę.

Szanowni Redaktorzy, gdyby to była tylko sprawa jednego
roku! Od lat robimy wszystko, aby się sprawdziły najgorsze przepowiednie i wydaje nam
się, że można ten cały pasztet przełknąć w ciągu jednego roku, choćby tak
znaczącego jak jedynka plus trzy dziewiątki. Nic z tego. Rok 1999 zapoczątkowuje cały
serial, wiele lat rozliczeń, a przy rozliczeniach, wiadomo, jedni tracą, inni zyskują.
Smutne będzie to, że zbyt wielu straci, a ci, co zyskają, nie bardzo będą mogli się
z tego cieszyć.

No, obudził się we mnie astrolog, więc do rzeczy, trzeba
jakoś przymierzyć się do prognozowania. Chociaż prawdę mówiąc, nie bardzo mi chce,
gdyż jaki jest koń każdy widzi.

A jak się to robi? Co się bierze pod uwagę?

Nostradamus niewątpliwie był geniuszem, chociażby
dlatego, że zakpił sobie z wielu pokoleń astrologów, zostawiając mętną sieczkę
swoich przepowiedni i tym samym zaprzągł do roboty multum umysłów, którym się
zdawało, że cały ten gips poukładają w czytelne wzorki. Nic dziwnego, że
astrologowie i komentatorzy, zmęczeni deszyfracją skrawków, które powypadały z worka
wielkiego maga, łapią się za chociażby jedną konkretną datę. Wszyscy są zgodni co
do tego, że tą datą jest 11 sierpnia 1999r. kiedy to nastąpi pełne zaćmienie
Słońca, przy szczególnej, bardzo wyrazistej i spektakularnej konfiguracji planetarnej.

Pasmo cienia o szerokości około 112 km przetnie Indie,
Pakistan, Iran, Afganistan, Irak, Turcję, południowo-zachodnią strefę Morza Czarnego,
Bułgarię, Rumunię, Austrię, Węgry, Francję (dokładnie Paryż), południowy zachód
Anglii, wcześniej zaś widoczne będzie od linii brzegowej USA na oceanie Atlantyckim.

Zaćmienie Słońca to w końcu nic szczególnego,
corocznie mamy nie mniej niż dwa i nie więcej niż pięć takich zaćmień oraz nie
więcej niż trzy zaćmienia Księżyca. Tak więc co roku możemy obserwować nie więcej
niż siedem zaćmień. W XX.stuleciu siedem zaćmień miało miejsce tylko w latach 1917,
1935 i 1982r.

W 1999r. zaćmienia są tylko cztery: Księżyca 31
stycznia, Słońca 16 lutego, Księżyca 28 lipca i Słońca 11 sierpnia.

I właśnie zaćmienie sierpniowe budzi u astrologów i
prognozujących wydarzenia jasnowidzów największe emocje! Na niebie pojawia się Wielki
Krzyż Planetarny: Słońce&Księżyc w znaku Lwa, Saturn w znaku Byka, Uran w znaku
Wodnika i Mars w znaku Skorpiona. I co tu kryć, ja sam, wpatrując się w horoskop tego
zaćmienia, czuję dreszcze, bo jeśli muza Urania zdołała mnie czegoś nauczyć, to
widzę, że to nie przelewki. Ale wiem też, że nic nie dzieje się od razu, więc
tłumaczę sobie i innymi, że będziemy musieli poczekać na skutki tego zaćmienia, aż
nadejdzie czas dokładnych aspektów planet tranzytujących do znaczących punktów
Wielkiego Krzyża. Zaćmienia jednak, a raczej ich wpływ na bieg wydarzeń, mają to do
siebie, że są odczuwalne zarówno przed, jak i po samym wydarzeniu astronomicznym.
Zacznijmy więc kojarzyć, jeśli już Pan Bóg dał nam rozum. Najpierw jednak zwróćmy
się do naszej bardzo zdolnej, młodszej siostry astronomii.

Zaćmienia Słońca o podobnych parametrach astronomicznych
powtarzają się okresowo. Okres ten nazywa się Saros. Musi on być całkowitą
wielokrotnością zarówno miesiąca synodycznego, jak i smoczego. Już starożytni
obliczyli, że wynosi on 223 miesiące synodyczne czyli 242 miesiące smocze. Z obliczeń
wynika, że po upływie 54 lat i około 34 dób zaćmienia powtarzają się w tym samym
regionie geograficznym i mniej więcej o tej samej porze roku.

Można wyróżnić i obliczyć tzw. serie zaćmień
Słońca, z których każda seria zaczyna się zaćmieniem na biegunie północnym (bądź
południowym), a po upływie 1190-1330 lat seria taka kończy się na przeciwległym
biegunie.

Obserwacja zaćmień prowadzona jest od niepamiętnych
czasów. Herodot w swojej Historii pisze, że kapłani egipscy obserwowali i obliczali
zaćmienia w przeciągu 11 tys. lat.

W tradycji astrologicznej zaćmienia Słońca zawsze
oznaczały problemy, kłopoty, katastrofy, szczególnie dla państw, narodów i regionów,
które znalazły się w strefie cienia. A dla władców oznaczały one wojny, rewolucje,
bunty, choroby, nagłe upadki dynastii, a nawet śmierć.

A dlaczegóż to astrologowie zwracają tak baczną uwagę
na zaćmienia i przypisują im tak istotne znaczenie? Aby to zrozumieć, wystarczy podać
parę przykładów, nie wnikając w zawiłości interpretacyjne astrologii światowej, a
więc gospodarczej, społecznej i politycznej.

  • zaćmienie Księżyca 25 sierpnia 1523r. o godz.15:15 w 11
    stop.11? znaku Ryb (czas na Mediolan, kalendarz juliański). Od 5 do 19 lutego 1524r. w
    tymże 11 stop. Ryb miała miejsce wielka koniunkcja Saturn-Jowisz-Mars, a 19 lutego
    miało miejsce synodalne spotkanie Słońca z Saturnem, w miejscu wielkiej koniunkcji i
    opozycji Księżyca ze Słońcem-Saturnem-Marsem-Wenus-Merkurym. Efekt: w maju 1524r.
    wybuchła w Mediolanie i okolicach wielka epidemia, która trwała 3 i pół miesiąca,
    pochłaniając 100 tys. ofiar, w tym 30 tys. w samym Mediolanie.
  • zaćmienie Księżyca 12 marca 1914r. przypadło na
    opozycję do MC oraz Marsa-Neptuna w horoskopie Kaisera, natomiast zaćmienie Słońca 21
    sierpnia 1914r. miało miejsce w koniunkcji ze Słońcem w horoskopie cesarza Franciszka
    Józefa (ciekawe, co by na to powiedział dzielny wojak Szwejk?). A co było potem? Wojna
    światowa, na którą Szwejk poszedł walczyć za Najjaśniejszego Pana, co temu
    ostatniemu niewiele pomogło, gdyż zmarł on 21 listopada 1916r. o godz.21.00 w wieku 86
    lat. A Szwejk, dzięki Jarosławowi Haszkowi, żyje do dzisiaj w doborowym towarzystwie
    Don Kichota, Sowizdrzała, Gargantui i Pantagruela, Guliwera, Stańczyka i paru innych
    bohaterów naszej ziemskiej historii.
  • zaćmienie 30 lipca 1935r. przypada na Słońce w horoskopie
    Mussoliniego (urodz. 29.07.1883r. godz. 14:00 LMT w Davia Il Predappio, Italia) i powoduje
    fatalny zwrot w polityce dyktatora;
  • zaćmienie Słońca 19 czerwca 1936r. o godz.5:15 w
    27stop.44? znaku Bliźniąt, w koniunkcji z Marsem posadowionym w 25 stop. Tegoż znaku.
    Zaćmienie to miało miejsce nad Hiszpanią, gdzie rewolucja wybuchła 17 lipca 1936r.
  • zaćmienie 19 kwietnia 1939r. na Słońcu w horoskopie
    Hitlera miało widocznie fatalny wpływ na jego decyzje, co w końcu doprowadziło do
    totalnej klęski III Rzeszy, która zamierzała przetrwać co najmniej tysiąc lat, a
    przetrwała zaledwie lat dwanaście, czyli jeden obieg Jowisza wokół Słońca; tak to
    Wielki Nauczyciel Jowisz pouczył wodza, że plany istnienia należy uzgadniać z Niebem;
    ale też pouczył nas wszystkich, do czego prowadzi faszyzm, czyli chłostanie ludzi
    rózgami;
  • zaćmienie 12 listopada 1947r. na Słońcu w horoskopie
    Mahatmy Gandhiego, który ginie z rąk mordercy 30 stycznia 1948r.;
  • zaćmienie 20 lipca 1963r. na Słońcu w horoskopie
    J.F.Kennedy?ego (urodz.29 maja 1917r. godz.15:00 EST w Brookline Massachusetts USA),
    który ginie w zamachu dn. 22 listopada tegoż roku; zaćmienie to tranzytuje Dom VIII
    horoskopu Stanów Zjednoczonych.

Warto zwrócić uwagę na to, że tragiczna śmierć
księżnej Diany wydarzyła się 31 sierpnia 1997r., tuż przed zaćmieniem Słońca 1
września tegoż roku. Pozwolimy sobie zacytować słowa Matki Teresy, z którą Diana
była w osobistej przyjaźni: Nie zawsze rozumiem wyroki boskie. Ta tragiczna strata ma
zapewne o wiele większe znaczenie, niż jesteśmy w stanie sobie to wyobrazić.

Zaćmienia Słońca, a raczej ich skutkowanie
astrologiczne, przejawia się różnorako i tropienie takowych skutków, a także
powiązań wydarzeń historycznych z zaćmieniami, jest jednym z najciekawszych zajęć
profesjonalnego astrologa. Wymaga to solidnej wiedzy historycznej, a w każdym razie pasji
poznawczej i umiejętności korzystanie z wielorakich materiałów źródłowych.
Przykłady? Proszę: Karol Marks urodził się 5 maja 1818r. o godz. 1:33 w miejscowości
Trier (Niemcy) w dniu zaćmienia Słońca. Nie było ono widoczne w samych Niemczech, ale
pasmo cienia padło w tym dniu na Rosję i przeszło przez Petersburg, gdzie 100 lat
później idee Marksa pomogły bolszewikom wziąć władzę. Czy coś z tego wynika dla
astrologii? Zapewne tak, a w każdym razie, w relacjach Nieba i Ziemi nadal poszukuję
algorytmów, które manifestują się poprzez wydarzenia historyczne.

Inny przykład, nie mniej istotny: otóż, licząc od 11
sierpnia 1999r., trzy okresy Saros wstecz miało miejsce zaćmienie 9 lipca 1945r. Ciekawe
jest to, że 24 czerwca 1945r., dobę przed zaćmieniem Księżyca, w Moskwie odbyła się
Defilada Zwycięstwa, podczas której armia sowiecka rzuciła zdobyczne sztandary
hitlerowskie do stóp Stalina, stojącego na Mauzoleum Lenina, czyli na grobowcu swojego
poprzednika. Ale na tym ta opowieść o zaćmieniach 1945r. się nie kończy. 16 czerwca
owego roku na poligonie Los Alamos dokonano, pierwszej w historii ludzkości, próbnej
eksplozji bomby atomowej. Zaś 17 lipca 1945r., kilka dni po zaćmieniu Słońca,
rozpoczęła obrady konferencja poczdamska, na której strona amerykańsko-brytyjska
umiejętnie wykorzystała próbny wybuch jaśniejszy od tysiąca Słońc, a tym nie mniej
podczas tej konferencji Winston Churchil ? człowiek, któremu Wielka Brytania
zawdzięczała tak wiele – przegrał wybory w Anglii.

Tak to się plecie na tym świecie, gdy cień pada na
Ziemię, a życie toczy się dalej.

A czego możemy się spodziewać po zaćmieniu 11 sierpnia
1999r.? Co nieco już wiemy, sprawdźmy więc, czy pokrywa się to z przepowiednią
Nostradamusa.

15 października 1997r. o godz. 4:43 czasu lokalnego z
przylądka Cap Canaveral w USA wystartowała rakieta Cassini. Celem tej misji
badawczej jest gromadzenia danych w oparciu o obserwację Saturna. Na pokładzie rakiety
zmagazynowano dla celów naukowo-badawczych 30.kg plutonu. Już same nazwy Saturn i Pluton
jakoś nieszczególnie radośnie astrologom się kojarzą. Ale co tam skojarzenia
astrologów, ta sprawa jest o wiele poważniejsza niż same symbole i sygnifikacje. Otóż
program Cassini jest nie tylko najdroższym przedsięwzięciem w dotychczasowych
programach eksploracji kosmosu, lecz okazuje się, że rakieta Cassini w dniu 16 sierpnia
1999r. znajdzie się w odległości zaledwie tysiąca km od Ziemi, przy czym nie wiadomo,
czy nie wejdzie ona w strefę przyciągania naszej planety i czy aby nie… spłonie w
górnych warstwach jej atmosfery. Z 30.kg plutonu, co wystarczy, aby wielki król
przerażenia przybył z nieba.
Ciekawe, że dzieje się to za prezydentury Clintona,
urodzonego 19 sierpnia 1946r. o godz. 07:45 w Hope USA, któremu jakoś nikt nie miał za
złe decyzji stworzeniu takiego zagrożenia, natomiast uwaga amerykańskiego senatu i
opinii publicznej całego świata skupiła się na marginalnym pozamałżeńskim love
story prezydenta. Zaćmienie?

Mówią, że najciemniej jest pod latarnią. No to
popatrzmy uważnie, może coś zobaczymy. Rakietę nazwano Cassini na cześć
pierwszego dyrektora paryskiego obserwatorium astronomicznego J. D. Cassini (1625-1712). W
1675r. zauważył on ciemną przerwę między pierścieniami Saturna, która od tej pory
nosi nazwę przerwy Cassiniego. Odkrył on też cztery tzw. dalsze księżyce Saturna.
Ciekawe, że pierwszy z wielkiego rodu astronomów, Gian Domenico Cassini, był na
początku swojej kariery wybitnym astrologiem, gwoli prawdy trzeba jednak zaznaczyć, że
pod naciskiem kościoła wyparł się tej herezji i zajął się wyłącznie
astronomią. Jeszcze ciekawsze jest to, że takie zaprzaństwo nie przeszkodziło ani
papieżowi, ani dostojnikom kościoła, ani królom uzależnionym od Watykanu nadal
korzystać z wiedzy i pracy astrologów. Studiując historię, coraz częściej mam
wrażenie, że astrologia jest jak smaczna i pożywna potrawa, którą możni tego świata
raczą łaskawie spożywać, byle w ukryciu przed gawiedzią, której dostają się
ochłapy w postaci jarmarcznych przepowiedni.

Ale, wracając do szacownego Cassini, to jakoś tak się
składa, że między 18 lipca a 19 września 1999r. Pluton będzie tranzytował 8 stopień
znaku Strzelca, bardzo ważny punkt w horoskopie Paryża, zaś MC horoskopu zaćmienia
Słońca 11 sierpnia 1999r. przypada dla Paryża na równie znaczący 7. stopień znaku
Lwa. Zarówno Cassini, jak i Nostradamus, byli znacząco związani ze stolicą Francji.

Nostradamus mówi o jakiejś zmianie, która prowadzi do
wskrzeszenia wielkiego króla Angoulmois. Co to znaczy i o kim mowa? Franciszek Orleański
Valois, z rodu Angoulmois urodził się 12 września 1494r. w Cognac. W 1515 r. zasiadł
na tronie jako Franciszek I. Został królem po 32.latach panowania despoty Ludwika XI.
Historycy twierdzą, że Franciszek I prowadził wyniszczające (a niektórzy nawet
dodają, że bezsensowne) wojny na terenach ówczesnej Italii, prześladował
protestantów, zjednoczył swoje siły z luterańskimi Niemcami, aby przeciwstawić się
ekspansywnej polityce katolickiej Austrii. Co więcej, w tym samy celu zawiązał
koalicję z imperium otomańskim, a tureckie okręty wojenne, które pojawiły się w
portach francuskich, wywołały oburzenie i sprzeciw katolickiej Francji. Franciszek I
znalazł się nawet w niewoli, z której wykupili go Francuzi, ale pod warunkiem, że…
odtąd będzie przebywał w Paryżu, a nie zajmował się wojaczką kierowaną przez niego
z innych rezydencji. Najciekawsze jest to, że mimo wojen i problemów, które ściągał
swoją wojowniczą polityką na Francję, był Franciszek I królem lubianym i szanowanym.
Należy on do plejady władców oświeconych, o wyjątkowej charyzmie. Franciszek I
Angoulmois otworzył szeroko drzwi i okna Francji, a tym samym Europy, na wolnościowe i
humanistyczne idee włoskiego Odrodzenia. Osobiście sprawował mecenat nad wybitnymi
twórcami sztuki, poetami, pisarzami i malarzami. Król ten uratował wielkiego Franciszka
Rableais od prześladowań kościoła katolickiego. To dzięki niemu Leonardo da Vinci
znalazł schronienie w ostatnich latach swojego życia, które przeżył w Chateau de
Cloux pod Amboise nad Loarą, w miejscu, które zwano bardziej włoskim od samych
Włoch
. Franciszek I nadał językowi francuskiemu status języka oficjalnego,
kończąc tym samym panowanie łaciny we Francji. Utworzył też instytucje szkolnictwa
wyższego.

Jeśli Czytelnik zechce więcej dowiedzieć się na temat
tajemniczej postaci Angoulmois z przepowiedni Nostradamusa, to polecam ciekawą pracę
Davida Ovason Nostradamus. Sekrety przepowiedni. Wyd. Świat Książki, Warszawa
1998.

A co do Marsa przedtem i potem panującego
szczęśliwie,
to przeczytałem na ten temat tyle komentarzy, że ogarnia mnie błogi
spokój, gdy pomyślę, ileż tu możliwości interpretacyjnych. Udało mi się, na
szczęście, zachować zdrowy rozsądek, do tego stopnia, że nie mam ambicji, by Marsa i
króla z rodu Angoulmois ubrać w jeszcze jedną wersję. Jeśli uważnie się rozejrzeć,
to wystarczy faktów i prostych reguł astrologii klasycznej. Więc idźmy dalej, póki
sił i dobrego rozeznania nam starczy.

J. Chirac, prezydent Francji, urodził się 29 listopada
1932r. i w jego horoskopie, od 7 do 16 sierpnia 1999r., Pluton będzie tranzytował
Słońce.

Clinton, Chirac, Jelcyn, Hussein, a także Fidel Castro
urodz. 13 sierpnia 1926r. mają z tym zaćmieniem jakieś ważne sprawy do załatwienia.

Ciekawostka, a może nie tylko: Anatolij Kaszpirowski
urodz. 11 sierpnia 1939r. będzie obchodził 60. urodziny w dniu fatalnego(?) zaćmienia.
Zadaję sobie pytanie: o co chodzi? Astrolog też musi myśleć, a tym razem ma o czym.
Czyżby wielcy magowie, panujący nad umysłami i emocjami tłumów znaleźli się w
trudnej sytuacji? Bo kiedy piszę te słowa, leży na moim stole roboczym gazeta z wielkim
tytułem na pierwszej stronie: Był Prorokiem, a tekst powiadamia o śmierci
Jerzego Grotowskiego. Bardzo ciepło i serdecznie postrzegam postać Grotowskiego, który
w 1955r. opowiadał mi w Gdańsku o swoich planach życiowych, byliśmy wtedy jeszcze
bardzo młodzi i obaj nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co nas tak naprawdę czeka.
Wielkość Jerzego Grotowskiego jest niezaprzeczalna, rozumiem jego uczniów i
współpracowników, którzy mówili o nim Mistrz. Mam, co prawda, poważne
wątpliwości co do nazywania go prorokiem, ale widzę, że odszedł z tego świata
mocarny duch o światłym umyśle, który jako człowiek urodził się 11 sierpnia 1933r.
w Rzeszowie. Gwoli prawdy zaznaczam, że po niegdysiejszych rozmowach w 1955r. nie
widziałem więcej Jerzego Grotowskiego bezpośrednio, natomiast z oddali, robiąc swoje,
z serdecznym zaciekawieniem obserwowałem realizację jego planów, a byłem przy tym
zafascynowany tym, jak i w jaki sposób idea wiodąca spełnia się w konkretnym życiu.
Patrząc na jego horoskop zastanawiałem się, jak też zaćmienie Słońca w dniu urodzin
1999r. wpłynie na jego losy. Śmierć fizyczna zmienia w tym przypadku nie tak wiele, jak
mogłoby się wydawać. Usłyszymy jeszcze o Grotowskim, a zaćmienie wydobędzie coś, o
czym jeszcze nie wiemy.

Rozmyślam więc o tym, że Wielki Krzyż Planetarny jest
początkiem pewnej historii, która staje się coraz bardziej wyrazista. Wyłania się
zarys historii jak najbardziej nowoczesnej, a przecież nadchodzące wydarzenia zawarte
są w naszej teraźniejszości, smażą się na patelni dziejów najnowszych.

Fakty napływają do mojej pracowni strumieniem, z którego
udaje się wyłowić to większą, a to mniejsza rybkę. Na przykład, zastanawiam się,
co też oznacza i zapowiada ingres Saturna w znak Byka (1 marca 1999r. godz.13:25 GMT).
Widzę poważne problemy ekonomiczne, kryzysy bankowe, niepokój na giełdach i zapowiedź
poważnych fluktuacji kursów walutowych, kłopoty w Szwajcarii, głód w Afryce,
rozpaczliwe poszukiwanie chociażby cienia porozumienia na Bliskim i Środkowym Wschodzie.
A tu przede mną nowa porcja gazet i tygodników, w których takie oto ciekawostki: pod
wielkim tytułem To już koniec zdjęcie bożyszcza koszykówki NBA Michaela
Jordana, który kończy karierę sportową i tym samym odchodzi z zespołu Chicago Bulls,
tak tak, właśnie Byków! No, czyż nie jest to wspaniała ekwiwalencja ingresu Saturna w
znak Byka?! Saturn ogranicza i wymusza, tak głosi klasyczne ujęcie jego wpływu na
tranzytowany przezeń znak i punkty ekliptyki. A wielki, wspaniały Byk MJ odchodzi od
Byków właśnie teraz, gdy już wyczuwalne są wpływy Saturna, który powoli, ale
nieuchronnie, kończy tranzyt w znaku Barana i za niecałe dwa miesiące wejdzie w znak
Byka właśnie. Ale to nie wszystko, złoty cielec koszykówki Jordan urodził się 17
lutego 1963r. w nowojorskim Brooklynie. Taki zbieg okoliczności, patrzcie państwo,
właśnie 16 lutego 1999r. będzie zaćmienie Słońca. Decyzja Jordana jest ze wszech
miar słuszna, sam doradziłbym tej gwieździe sportbiznesu, aby się gdzieś dobrze
schowała, a nade wszystko, aby dobrze ulokowała i zabezpieczyła swoje pieniądze, boć
to przecież najbogatszy sportowiec świata. Ale do mnie Jordan się po poradę nie
zwrócił, zapewne dlatego, że gorąco bym go namawiał, aby nie zaglądał więcej do
kasyna i nie przegrywał tam fortuny, tylko znalazł sobie inne zajęcie, godne wielkiego
sportowca, który musi grać i ryzykować. Grozi mu marnotrawstwo, które za pięć lat
może zniweczyć jego fortunę.

No tak, ciężkie czasy nadchodzą dla Byków, przynajmniej
tych z Chicago. Ale wertuję tę samą gazetę i widzę, że Saturn nie tylko w Chicago
narobi kłopotów. Otóż okazuje się, że w dniu 12 stycznia Trybunał Konstytucyjny RP
utrzymał w mocy przepis, który nakazuje rozbiórkę każdej nielegalnej budowli bez
wyjątku. Otóż były jakieś próby łagodzenia tej dziwacznej ustawy, chciano tak
jakoś bardziej po ludzku, ale nic z tego: Saturn porządkuje, wprowadza restrykcje,
jednym słowem nie będzie żadnej samowoli, gdy Sędzia Saturn znajdzie się w tzw. Domu
II czyli w królestwie Byka, a więc tam, gdzie my ludzie mamy na tej ziemi jakoś się
urządzić.

Aż tu nadchodzi następna porcja informacji: dymisja
szefa brazylijskiego banku centralnego i dewaluacja tamtejszej waluty o 8 proc.
doprowadziły do paniki na światowych giełdach (Gazeta Wyborcza z dn.14.1.1999).
I
od razu wiadomo: to są tylko kwiatki, jagódki będę potem, jak powiada stare
porzekadło rosyjskie, a jest ono tutaj jak najbardziej na miejscu, biorąc pod uwagę
sytuację gospodarczą i finansową byłego imperium, które wcale to a wcale nie
zrezygnowało z ambitnych planów, aby powrócić do dawnej świetności. Za jaką cenę?
Na to pytanie odpowiedzą lata 1999-2007.

A o przysłowiowych jagódkach napomknął już George
Soros, który analizując stan gospodarki światowej i kryzysu finansowego ostrzega: Czasami
rynek, zamiast kołysać się miarowo jak wahadło, rozwala całe gospodarki jak taran do
wyburzania domów. Rynek zagraża dziś społeczeństwu otwartemu bardziej niż
totalitaryzm. (Gazeta Wyborcza 16-17 stycznia 1999r.).
Analiza Sorosa jest fachowa i
polecam ją Czytelnikowi jako znakomity aneks do naszych rozważań.

Jest o czym rozmyślać, Szanowny Czytelniku. Teraz, kiedy
już wiemy, że zaćmienia zapowiadają jakieś ważne wydarzenia, a także zdajemy sobie
sprawę, że przepowiednia Nostradamusa dziwnie wiąże się i zgadza z zaćmieniem
sierpniowym 1999, a także biorąc pod uwagę obecną sytuację na świecie, możemy
śmiało zaryzykować poważne pytanie: co tam, panie, w polityce?

Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta, a to
bynajmniej nie dlatego, że te gwiazdy to ino zawracanie głowy, lecz z zupełnie
innych powodów. Przede wszystkim dlatego, że w obecnej sytuacji jeden rok, choćby 1999,
nie stanowi o kierunku przemian. Ale niewątpliwie jest to rok krytyczny.

Astrolog, który chce prognozować wydarzenia
nadchodzących lat, jest w dziwnej sytuacji. Od wielu lat bowiem na temat roku 1999
namnożyło się tyle przepowiedni, proroctw, zapowiedzi i analiz, że dodać w tej
materii coś nowego wydaje się butną zarozumiałością. Niektóre z tych analiz i
prognoz wyraźnie demonizują sytuację, jak też zapowiadają wszelakie spektakularne
nieszczęścia. A chociaż są wśród nich opinie stonowane i wyważone, to jednak obraz,
który zarysowują, wcale nie jest pogodny. Jedną z ciekawszych prac na ten temat jest
wnikliwa książka Berlioza pt. 1999, wydana jeszcze w latach 80. obecnego
stulecia. Znakomita analiza i prognoza zawarta jest w książce pt. Black Dawn. Bright
Day,
której autorem jest Sun Bear we współpracy z Wabun Wind (wyd. Fireside, USA,
1992). Sun Bear, indiański jasnowidz, dostarczył wielu rzetelnych i realistycznie
wyważonych informacji, których sprawdzanie się obserwuję od kilku lat. Ciekawe, że
dla Polski zapowiedział on m.in. powodzie, klęski żywiołowe, a także inwazję…
gryzoni i insektów.

Skupiony na realiach i horoskopach, staram się zobaczyć,
jaki jest główny kierunek dokonujących się zmian. I widzę, że ma miejsce, dzieje
się przemiana globalna, która dotyczy sensu istnienia człowieka na planecie Ziemia.

Wszystko wyraźnie wskazuje na przemianę mutacyjną
gatunku homo sapiens
. Uważam, iż jest to główny – i Bóg raczy wiedzieć na ile
ważny – problem naszych czasów. Przyznam też, że wszystkie inne problemy wydają mi
się marginalne.

I tu przypominam sobie, jak pewna stacja telewizyjna
zwróciła się do mnie, abym wziął udział w serialu na wielce modny temat tzw. Epoki
Wodnika
. Obejrzałem już sporządzone odcinki serialu, w których były i czary, i
mary, i strachy na Lachy, i opowieści o herosach, którzy żonglują sobie mocarnymi
siłami przyrody; i bioenergie, i transcendencje, i filozofia nowego człowieka, który
ho, ho, jak wiele może; i joga, i olaboga. A po ekranie skakały płomienie, powiewały
tiule, kołysały się kościotrupy itp. akcesoria nadchodzących czasów Nowego Wieku.
Obejrzałem, struchlałem i odezwałem się nieśmiało: Szanowni Państwo, to jest
muzeum, mauzoleum i prosektorium. To, co nazywa się Nowym Wiekiem, wcale nie potrzebuje
strzyg, demonów, wampirów i egzorcystów. Nowe czasy już nadeszły, już się dzieją,
na oczach i w przytomności nas wszystkich. Jest to tak oczywiste, że aż niewidoczne. –
I co to jest?
– zapytała Pani Reżyser, a Pani Producent spojrzała zaciekawiona,
jakbym za chwilę miał zaproponować jakąś nową, pyszną zabawę w piaskownicy.
Jest nas na planecie ponad sześć miliardów –
zacząłem wyjaśniać, czując, że
się pocę i zapewne nie podołam. Ale przynajmniej spróbuję, pomyślałem, i
ciągnąłem dalej: – Zbliżyliśmy się do masy krytycznej. Dalej jest już tylko
eksplozja bomby demograficznej, która wcale nie jest mniej groźna od nuklearnej. Takiej
sytuacji na planecie jeszcze nie było. Miliardy ludzkich istot żyją w kołowrocie
cywilizacji technicznej. Słuchają radia, oglądają telewizję, obsługują urządzenia
techniczne, prowadzą samochody, latają samolotami, rozmawiają przez telefony,
wytwarzają produkty w sposób zmechanizowany, posługują się pieniądzem, wchodzą do
banków jak do świątyń, kupują gotowe produkty, łączą się z nieustannie
obiegającą cały świat informacją, komputeryzują swoje mózgi.

Nasza fizjologia, uczucia, wymiana doświadczeń i
informacji coraz bardziej stają się procesem technologicznym. Można wyliczać wiele
nowoczesnych zachowań, które nieomal natychmiast wchodzą na trwałe do krwioobiegu,
stają się nawykiem.

A skąd taka moda na te wszystkie psychoterapie, kursy
przystosowawcze, szkoły przetrwania, metodologie szybkiego przyswajania i uczenia się,
socjotechniczne metody uzyskiwania sukcesu i robienia kariery, sprawności intelektualnej,
fizycznej, społecznej i seksualnej? A skąd się biorą te wszystkie grupy i sekty,
które uczą nie myśleć i nazywają to medytacją, no bo rzeczywiście, jak zaczniesz o
tym wszystkim myśleć, to zwariujesz. Skąd to się bierze, że nasze dzieci mają w
szkołach programy nauczania, które potem muszą odreagować miotając się w
delirycznych transach i słuchając ogłuszającej muzyki?

Czy rzeczywiście nadchodzi Armageddon? Przecież ta
bitwa ostateczna już się dokonuje, jesteśmy na jej przedpolu, pozostały nam tylko te
bardziej spektakularne potyczki. Walka toczy się w nas samych, wokół nas, nieuchronnie.
Bierze w niej udział elita cywilizacyjna, która już zmieniła biochemię swoich
systemów nerwowych i nawyki swoich funkcji fizjologicznych, oraz masowe populacje naszego
gatunku, które nie mają możliwości genetycznych i ekonomicznych, aby dostosować się
do warunków takowej zmiany.

Z jednej strony człowiek elity, homo cybersapiens,
którego mózg staje się bioelektronicznym gadżetem, ale to on trzyma w ręku
techniczną moc cywilizacji, którą dysponuje, chociażby dlatego, że potrafi ją
tworzyć i obsługiwać. Z drugiej strony masy, które uczestniczą w technologicznych
procesach wytwarzania, otrzymując za to względną, aczkolwiek godziwą zapłatę; oraz
masy ludzi coraz biedniejszych, chociaż nie na tyle, aby umrzeć z głodu; i, w końcu,
ogromne rzesze ludzi umierających z głodu, wycieńczenia, na skutek stresu
cywilizacyjnego, okrutnych i ogłupiających wojen lokalnych. Nowe, zmutowane elity
cybersapiensów wykazują jeszcze resztki człowieczeństwa, ale to już tylko kwestia
czasu.

Selekcja (słowo brzmi okrutnie, ale dokładnie oddaje
to, co się dzieje) dokonuje się nieustająco. Ludzie, którzy nie mogą i nie potrafią
nadążyć za elektronicznym Duchem Czasu, są wdrażani do sfery obsługi, gdzie ich
mózgi, systemy nerwowe i funkcje żywotne muszą się przystosować do szczególnego
rodzaju skupienia, aby utrzymać się w stosownym tempie przemian cywilizacyjnych. Jeśli
bowiem okazują się nieprzydatni, to są wyłączani z obiegu energii społecznej.
Wszelkie akcje charytatywne są tylko odzewem na krzyk rozpaczy, aczkolwiek ich pożytek
polega na tym, że dają jeszcze wielu jednostkom szansę, aby zdążyły wskoczyć do
rakiety opuszczającej stare dzieje.

I tak dokonuje się bitwa pomiędzy starymi i nowymi
czasy, a w gruncie rzeczy pomiędzy prototypem człowieka kosmicznego i odchodzącym w
przeszłość homo jeszcze sapiens. Na tej planecie jedni spożytkowali genialne umysły
Edisonów i Einsteinów, a tym samym zafundowali sobie sztuczne światło cywilizacji,
drudzy zaś patrzą na to z rozdziawioną gębą i narzekają, tęskniąc za środowiskiem
naturalnym, którego nie można uratować, bo go już nie ma.

Pretensje, próby powstrzymania tego procesu i
sentymenty nic tutaj nie pomogą. Można nadchodzący świat nazywać Antychrystem, można
mieć nadzieję na drugie przyjście Zbawiciela. Zapewne wszyscy doczekają się swojego
Boga. Jedni ożywią swojego Złotego Cielca i wjadą na nim do swojego wirtualnego raju,
inni pójdą za prorokiem i opuszczą tę planetę, na której nie mają już szans na
przeżycie. I to jest Armageddon.

Tylko niewielu ludzi wie, że pomiędzy starymi i
nowymi czasy, na wodach wieczności, unosi się Arka.

Rzeczywistość Ery Wodnika jest już na ulicach, w
zakładach pracy, przy komputerach, rozmawia przez telefony komórkowe, projektuje rakiety
i broń masowego rażenia, obsługuje linie technologicznego wytwarzania produktów,
klonuje istoty żywe, wymienia informacje, transplantuje organy wewnętrzne, zażywa coraz
bardziej wysubtelnione leki nowoczesnej chemiofarmakologii, ingeruje w kod genetyczny
człowieka, zapładnia in vitrio, bada procesy starzenia się, narkotyzuje się, urządza
orgiastyczne festyny muzyczne, zapełnia stadiony i czci idoli filmu, sportu,
technokracji, bogactwa, władzy i seksu.

Ludzkość nie ginie i nie zginie, ona się adaptuje
do nowej energetycznej struktury ziemskiego bytowania
, przemienia w kosmicznych
mutantów. Spóźnieni, którzy nie dotrą na czas do wirtualnej rzeczywistości, albo nie
zechcą do niej wejść, będą musieli znaleźć sobie inną przystań, być może inną
planetę.

I co Państwo z tym zrobicie? Zabronicie? Napiszecie
jeszcze jeden katechizm? Opowiecie coś o dobrym Bogu i złym Szatanie? Pokażecie
jakiegoś kabalistę dumającego nad talią Tarotu, albo wróżkę z kryształową kulą i
kotem na ramieniu? Powiecie, że jak trwoga to do Boga, albo że jak joga to nieboga?

Prawdziwi kabaliści, autentyczni jogowie, mędrcy
milczą. Dlaczego? Ponieważ rozumieją znaki czasu i zdają sobie sprawę, że tak jest,
bo z tej drogi nikt ludzi zawrócić nie może. A zresztą, dokąd miałby ich zawrócić,
albo skierować? Mass mediom mędrcy nie są potrzebni. Potrzebni są szarlatani,
prestidigitatorzy, żonglujący wróżbici, mądrale, co wszystko wiedzą dokładnie i
wcale. Tak więc dajmy sobie spokój, bo ja też muszę zastanowić się nad swoim życiem
i zobaczyć, gdzie jestem i co z tego wynika. Proponuję, aby pieniądze i środki
techniczne, przeznaczone na te wszystkie wygibasy telewizyjne i bełkot polityków,
spożytkować inaczej: odwiedzić, z ekipą telewizyjną, tych paru mądrych ludzi,
którzy jeszcze żyją na planecie i zapytać ich, jak widzą sytuację i co można
zrobić, aby złagodzić przebieg nieuchronnych wydarzeń.

Propozycja ta nie została, oczywiście, wzięta pod
uwagę. Może dla Czytelnika będzie ciekawe i to, że pięć lat temu zwróciłem się
listownie do burmistrza Hiroszimy i japońskich notabli, aby wzięli mecenat i
sfinansowali podobny projekt. Do dzisiaj nie mam żadnego odzewu na tę propozycję, z
czego słusznie chyba wnoszę, że mają oni ważniejsze sprawy na głowie.

Żyjemy w Polsce, gdzie jeszcze wystarczy miejsca dla
wszystkich, ale nie wszędzie na świecie jest tak sympatycznie i kolorowo. Przeglądam
notatki i znajduję taki oto zapis: Chińscy komuniści jeszcze w latach 50. popierali
model rodziny wielopokoleniowej i wielodzietnej. Ale już wtedy nieograniczony przyrost
naturalny niepokoił przewodniczącego Mao Zedonga. W rozmowie z Piotrem Jaroszewiczem w
1958r. Mao przewidywał, że i w Chinach, i w Polsce liczba ludności szybko podwoi się,
a potem potroi. ? Jak się do tego przygotowujecie? – Mao Zedong pytał Jaroszewicza. –
Czy też rozważacie zorganizowanie życia narodu na dwie zmiany, dzienną i nocną,
które egzystować będą w przeciwstawnych rytmach? A jak chcecie przekonać ludzi do
dwuzmianowych domostw, w których jedna zmiana mieszkańców będzie spać, podczas gdy
ich zmiennicy będą pracować? Życie dwuzmianowego narodu będzie bardzo efektywne, ale
jakże trudne do zorganizowania. Co ma na przykład robić nocna zmiana rolników? (Gazeta
Wyborcza. Magazyn. 15-16 maja 1998r.).

Wielka i obłędna myśl Mao nie została dotychczas
zrealizowana, ale nie pocieszajmy się zbytnio, ponieważ: Z tych obaw wzięła się
kampania kontroli urodzin, którą rozpoczęto już po śmierci Mao, w 1979r. Każdy
dorosły Chinczyk co miesiąc musiał wypełniać ankietę o swym stosunku do
antykoncepcji i wyjaśniać, jakich środków antykoncepcyjnych używa. W komunach władze
stworzyły powszechny system kobiecych grup wzajemnej kontroli miesiączki. Od tamtego
czasu niewiele się zmieniło. Ponad 330 tys. specjalistów od kontroli urodzin stara się
co miesiąc skontrolować okres każdej Chinki. Tam, gdzie specjalistów brak, kobiety
zaufania partii śledzą, czy sąsiadki mają okres w terminie. Wszystko po to, by w
rodzinie mogło się urodzić tylko jedno dziecko. Rodzice marzą o chłopcu, dziedzicu
tradycji. (GW. j.w.)
.

No i wiadomość z ostatniej nieomal chwili: w Chinach
zatrważająco zmieniły się proporcje płci w przyroście naturalnym, na trzech
chłopców rodzi się jedna dziewczynka. No i tak sobie myślę: czy wierzyć starym
przesądom, że jak się rodzi więcej chłopców, to będzie wojna? A mężczyźni bez
kobiet stają się okrutni…

Jeśli uważnie obserwować sytuację i fakty, to w
prognozowaniu astrologicznym nie jest już tak potrzebna odpowiedź na pytanie: czy
coś (co?) nastąpi
, tylko kiedy? Otóż rok 1999 i lata następne są
krytycznym okresem owego kiedy!

Zaćmienie Słońca 11 sierpnia 1999r., jeśli można się
tak wyrazić, uderza jak mistrz karate w czułe punkty ewoluującego organizmu planety i
ludzkości. Analizując horoskopy 1999 zastanawiam się, co dalej? A o tym Nostradamus
pisze tak:

Słońce dwadzieścia w znaku Byka,
ziemia zatrzęsie się tak mocno,
Wielki wypełniony teatr zostanie zniszczony,
Powietrze, niebo i ziemia mroczne i zmartwione,
Wtedy niewierny wezwie Boga i świętych.

Dla Nostradamusa (i nie tylko dla niego) niewierny
oznacza wszelkich wyznawców religii innej niż chrześcijańska. I oto w dn.16 stycznia
1999r. prezydent Iraku Saddam Hussein zaproponował utworzenie ugrupowania
antyzachodniego, aby przeciwstawić się dominacji Stanów Zjednoczonych w świecie, co ma
oznaczać nawiązanie poważnej współpracy ekonomicznej, politycznej i wojskowej oraz
zapewnienie równowagi i pokoju w świecie.
Idea to będzie znajdować posłuch i
zwolenników, a w kwietniu-czerwcu 2000r. stanie się realną siłą.

Jest oczywiste, że ciekawią mnie wypowiedzi i prognozy
astrologów dotyczące wydarzeń, które czterysta lat temu zapowiedział Nostradamus.
Czytam Mountain Astrologer (June/July 1998), a w tym szacownym piśmie Tem
Tarriktar w artykule Millenial Alignments 1999-2000 twierdzi, że główny kryzys
rozwinie się w połowie 1999r. i będzie dotyczył państw, które w horoskopie mają
silnie zaakcentowane znaki stałe. Punktem kulminacyjnym będzie sytuacja na wiosnę
2000r., kiedy to siedem planet spotka się w Znaku Byka.

Takie konfiguracje widoczne są gołym okiem, chociaż
astrologowie zazwyczaj w pracy używają okularów. Tarriktar twierdzi, że: 1. nastąpi
pogorszenie sytuacji na Środkowym Wschodzie, 2. wojowniczy Saddam Hussein po raz ostatni
wchodzi do gry (ale nie pisze, że będzie to wejście fortissimo, a dodajmy, że wcale
nie wygląda na ostatnie), 3. nowy biologiczny wirus będzie szokiem dla ludzkości (nie
brak już obecnie takich przygód z wirusami, a ostatnio w Tanzanii uaktywnił się
ponownie wirus cholery), 4. cały globalny system ekonomiczny może ulec destrukcji
(Tarriktar jest wielce subtelny w swoich prognozach, gdyż kryzys światowego systemu
gospodarczego jest nieuchronny, a to z wielu względów, nie tylko ekonomicznych i
finansowych), 5. Izrael będzie punktem zapalnym, na którym skupi się atak w
nadchodzących latach przełomu.

W tej sytuacji Tarriktar zaleca… gromadzenie
różnorakich kolekcji, które przyniosą ich właścicielom bogactwo i pociechę.

A co robi profesjonalny astrolog, jeśli chce zobaczyć,
jakie wiatry historii powieją? Porównajmy nadchodzące sławetne zaćmienie Słońca 11
sierpnia 1999 z horoskopami państw i narodów. To już rutyna, ale popatrzmy:

Stany Zjednoczone (4 lipca 1776 godz. 02:17
Philadelphia) – historycznie bezprecedensowy nacisk tranzytów na pozycję Księżyca w
tym horoskopie. Oznacza to ostry kryzys bezpieczeństwa narodowego, zaburzenia życia
gospodarczego, histeryczne odreagowania zbiorowości na sytuację nową i dotychczas
nieznaną, problemy rodzinne, komunalne, mieszkaniowe, katastrofalne wahania na giełdzie,
wzrost cen nieruchomości, wymuszoną zmianę polityki inwestycyjnej, spiralę
koniunkturalną wartości i cen środków obrotowych. Znaczące posadowienie Księżyca w
18 stop. znaku Wodnika wskazuje na tendencję do masowej histerii, paniki, niepokojów i
wahań społecznych. Większe jest w takim przypadku prawdopodobieństwo odreagowania na
sytuację, niż podejmowanie działań prewencyjnych. W I oraz II wojnach światowych
Amerykanie też czekali, aby w końcu odreagować, gdy atak został bezpośrednio
przeciwko nim skierowany. Samo zaćmienie nie oznacza jeszcze natychmiastowych problemów,
aczkolwiek napotkałem w literaturze prognostycznej zapowiedź wybuchu masowej histerii i
paniki, a może nawet wojny, w dniu 4 lipca 1999r. I rzeczywiście, jeśli pomyśleć, że
jest to dzień święta narodowego i wystarczy kilku szaleńców sterowanych przez
terrorystyczne centrum w Bagdadzie lub w innym nie mniej zbrodniczym miejscu. Aż strach
pomyśleć, ale myśleć trzeba. Jeśli spojrzeć na sytuację owego 4 lipca, to można
uznać, że nic się takiego nie wydarzy, ale co się odwlecze… Powiedziałbym, że
horoskop Stanów Zjednoczonych należy obecnie nieustająco mieć na uwadze, dosłownie
przed oczyma. A co Clintona, to już potwierdził on przepowiednię Nostradamusa: Przy
końcu XX stulecia problemy będą zbyt poważne, a ludzie zbyt mali, aby je rozwiązać.

Niestety, dotyczy to nie tylko Clintona.

Rosja ma dwa istotne horoskopy: 8 listopada 1917r.
godz.02:12 Peteresburg oraz 8 grudnia 1991r. w Mińsku (układ o powstaniu Wspólnoty
Państw Niepodległych) – w obu horoskopach naciski zaćmienia są wyraźne. Dotyczą one:
1. pozycji Urana w Wodniku, Saturna w Lwie, oraz Słońca i Merkurego w Skorpionie z
1917r., co oznacza rozpaczliwą próbę restytuowania imperialnej potęgi byłego ZSRR,
aczkolwiek przy jednoczesnym zachowaniu pozorów państwa demokratycznego; 2. pozycji
Słońca, Marsa i Merkurego w Strzelcu w horoskopie z 1991r., co oznacza, przy
sprzyjającym tranzycie Jowisza, mobilizację militarną i tendencję do interwencji
zbrojnych. Najgroźniejsza jest jednak zapowiedź dyktatury wojskowej, która pojawia się
na skutek krachu gospodarczego, finansowego oraz głodu, który zaskoczy Rosję w 1999r.,
bez żadnej gotowości, aby temu problemowi sprostać. W scenariuszu wydarzeń wyraźnie
widoczna jest zbrojna interwencja rosyjska zarówno na Bałkanach, jak i na Bliskim oraz
Środkowym Wschodzie. Wielki rosyjski manewr, według horoskopów, jest aż nadto
wyrazisty: najpierw oburzony świat islamu atakuje Stany Zjednoczone, a właściwie i tak
naprawdę rzuca się na Europę, a potem Rosjanie przychodzą jako tzw. wyzwoliciele.
Ta partytura jest już ograna, ale sprawdza się w każdej sytuacji, gdy trzeba ratować
imperium z kłopotów wewnętrznych. Jeśli państwa arabskie zaatakują Izrael, a ten
odpowie kontratakiem jądrowym, to powód do interwencji jest aż nadto przejrzysty;
jeśli lokalne wojny w Zatoce Perskiej będą miały charakter groźny dla stabilizacji
gospodarczej świata, to również jest pretekst do zaznaczenia obecności Rosji w tym
regionie.

Irak (14 lipca 1958r. godz.04:00 Bagdad, ale należy
wziąć pod uwagę horoskopy operacji wojskowej Pustynny Lis 16 grudnia 1998r, godz.20:24
Bagdad oraz horoskop Saddama Husseina: por. Od koniunkcji do koniunkcji cz.II w
tymże dziale Astrologia). Jest to miejsce zarzewia III wojny światowej,
aczkolwiek sam język spustowy broni palnej nie jest bezpośrednio odpowiedzialny za
wystrzał. Odpowiedzialny jest szaleniec, który naciska cyngiel, ale takowy szaleniec
zawsze się jakoś w podobnej sytuacji znajdzie i zadziała. Tym razem jego siedzibą jest
Bagdad.

Izrael (14 maja 1948r. godz. 16:00 Tel Aviv) – ten
horoskop wskazuje, że w 1999r. ostre sytuacje i zmiany są nieuchronne, ale
najpoważniejsze problemy, w tym zagrożenie totalne nastąpią po kwietniu 2000r.
Wygląda na to, że Izrael stanie się główną sceną owego wielkiego teatru, w którym
okaże się, że na oklaski jest za późno. Wojna arabsko-izraelska wisi w powietrzu, w
przenośni i dosłownie. Wygląda na to, że na Środkowym Wschodzie zostanie użyta broń
nuklearna i jest to tylko kwestia czasu. Kiedy? W 1999 jeszcze nie…

Bałkany – w tym kotle spokoju nie ma i nie będzie.
Interesująca analogia astrologiczna występuje pomiędzy tym regionem a Indonezją,
Indiami, Kaszmirem i Pakistanem, w których to regionach zanosi się również na wojnę,
niestety nuklearną.

Korea Południowa (15 sierpnia 1948r. godz. 12:00
Seul) oraz Korea Północna (12 września 1948r. godz. 12:00 Phenian) – oba
horoskopy wskazują na to, że konflikt pomiędzy tymi państwami jest jeszcze jednym
punktem zapalnym wojny światowej. Caspar Weinberger w swojej książce III wojna
światowa, rok 2006
(ostatnio ukazało się wydanie polskie) właśnie w tym regionie
lokalizuje początek wojny światowej. Tę kartę rozgrywać będą Chiny, których
horoskop (obliczony dla 1 października 1949r. godz. 12:00 Pekin) jest bodajże
najbardziej wyrazistym przykładem zagrożenia, jakie niesie rok 1999. Koniunkcja Marsa i
Plutona w Lwie w punkcie zaćmienia Słońca prowadzi do gwałtownych zmian struktury
władzy i układów personalnych, a wydarzenia 2000r. przybliżą Chiny do nieodwracalnych
decyzji militarnych.

Rzeczpospolita Polska rozpoczęła rok 1999 od
wprowadzenia w życie dwóch fundamentalnych dla ludności reform: administracyjnej oraz
służby i ochrony zdrowia. Jak na razie, efekt jest zaiste rewolucyjny: normalny,
przeciętny obywatel nie wie, gdzie jest jego władza lokalna i gdzie oraz jak ma się
leczyć. Można powiedzieć, że tym samym jesteśmy na szpicy przemian, których treść
i głębię rodacy poznawać będą przez kilkanaście następnych lat. W marcu staniemy
się pełnoprawnymi członkami NATO, a między sierpniem a grudniem dowiemy się, ile to
kosztuje. Wojny w 1999r. nie będzie, bo Rosja, Białoruś i Ukraina muszą mieć czas na
przeorganizowanie swoich struktur, nim zabiorą się do radzenia sobie z problemem
zjednoczonej Europy. Połączenie się Rosji i Białorusi przybliży naszą wschodnią
granicę pod sam nos niedźwiedzia, ale nam się nadal będzie wydawało, że
niedźwiedź, co dużo ryczy, jest na pewno tresowany. Złudzenie to w końcu pryśnie,
ale nie w 1999r.

W końcu, nie wszystko jest tylko polityką. Pozostają
jeszcze anomalie klimatyczne, zmiany biegunów i pola magnetycznego Ziemi, program HAARP
czyli techniczna manipulacja jonosferą w wykonaniu amerykańskiego zespołu badawczego, a
także zapowiedź deszczu asteroidów, które znajdą się w polu przyciągania naszej
planety. I wiele innych zapowiedzi, które spełniają stare życzenie: obyś żył w
ciekawych czasach.

A coś przyjemnego w tym fascynującym 1999? Niewątpliwie
odkrycia astronomiczne, w tym śladów życia na innych planetach; szybki rozwój technik
medialnych, w tym komputeryzacji oraz internetu; nowe techniki łączności
videotelefonicznej; bulwersujące, ale ciekawe informacje o kontaktach z innymi
cywilizacjami. Gdzie nie spojrzysz, wszędzie technika. A ludzie? Paru z nas otrzyma
nagrody Nobla za odkrycia astronomiczne i eksplorację kosmosu, aczkolwiek najważniejszym
odkryciem będzie opracowanie naukowych metod teleportacji struktur materialnych.

A kiedy skończyłem pisać te skromne rozważania
astrologa, wyszedłem na spacer, zaczerpnąć świeżego powietrza. I usłyszałem wycie
syreny karetki reanimacyjnej, która przemknęła unosząc na swoim obłym cielsku wielkie
cyfry numeru pogotowia 999.

Leon Zawadzki