IGOR 22 SIERPNIA 2017 – OSIEMDZIESIĘCIOLECIE

bo życie zaczyna się po siedemdziesiątce

[ze wspomnień o Igorze]

…najważniejsze to trzy rozmowy telef z Igorem oraz ekwiwalencje jogiczne.

Leon – Maria – Igor. Petersburg 2003

Igor, samotność, która po śmierci Aleksandra Isajewicza Sołżenicyna [AS] stała się, od śmierci Matki, jeszcze bardziej dotkliwa. W ostatnich czasach więź z Matką podtrzymywała na duchu Igora, a przyjaźń z Aleksandrem Sołżenicynem gruntowała codzienność w poczuciu zrozumienia i bliskości z człowiekiem, który w skupieniu duszy odnajdywał te same wartości. Wokół było już pusto, poumierali lub umierali najbliżsi współpracownicy, sława przygniatała Sołżenicyna, szacunek okazywany przez ludzi dla Igora uniemożliwiał bezpośrednią prostotę relacji. Pozostawały długie rozmowy telefoniczne, w których obaj mężczyźni odnajdywali podobne wspomnienia, te same wglądy w rosyjską rzeczywistość serca i umysłu, tę samą biografię umęczonych ciał, ten sam horyzont zdarzeń, taki sam bezmiar wysiłków, które spływały po otumanionych umysłach narodu jak źródlana woda po skałach wodospadu. Igor powiedział do mnie, z pogodną rozpaczą w głosie: – Ty panimajesz, strana ogromnaja, a ljudej nietu! (Rozumiesz, kraj ogromny, a ludzi nie ma!). Obaj, z AS, trzymali się na fali swoich życiodajnych Niewiast: Igor dzięki więzi z Matką Eugenią Michajłowną, która dobiegała setki (bieg na 100 z szybkością 99,5 lat na stulecie), zaś AS dzięki żonie Natalii, która pracowała z nim serce w sercu, ramię w ramię przez ponad 40 lat. W ostatnich latach AS poruszał się na wózku, posługiwał tylko prawą ręką i pracował, pilnowany przez żonę, by oszczędzał siebie, tylko po 8 godzin na dobę. Natalia Dmitriewna, na trzy miesiące przed śmiercią AS powiedziała do Igora przez telefon: – Aleksander Isajewicz powiedział mi dzisiaj, że nasza misja została wypełniona. Igor do mnie: – W tym momencie zrozumiałem, że to już koniec. AS już wiedział, że odchodzi. I odszedł. W głosie Igora zabrzmiała pretensja: jak to, odszedł?! i tak mnie tu zostawił?!

Zapytałem: – Jak teraz? – Dyra, konieczno, dyra ogromnaja! Nie s kem pogoworit’, nie s kem pomołczat’ (Dziura, oczywiście, dziura ogromna! Nie ma z kim pomówić, nie ma z kim pomilczeć).

Słuchałem Igora, którego głos w słuchawce tel brzmiał wyraźnie, dosadnie i wnikliwie. Myślałem, jak tych dwóch rosyjskich Bohatyrów znowu i znowu zdobywało tę samą Szklaną Górę, której zdobyć nie można. Nie zgadzam się, już od wielu lat, z wiodącą ideą, która im przyświecała, jak ogarek w ciemnościach rosyjskiej duszy. Ich ciała, ich historia, ich biogramy rzucały chwiejne cienie na ściany pieczary, z której imperium rosyjskie nie może, nie potrafi wyjść na wolną przestrzeń. Wiem od dawna, że nie tędy droga. A przecież podziwiam tych mężczyzn, którzy potrafią być wierni swemu Przeznaczeniu, pracować w wieku 89 tylko, ach tylko 8 godzin na dobę, modlić się w wieku 68 razem ze swoją Matką i codziennie sporządzać z nią notatki o każdym szczególe życia rodzinnego wstecz i w poprzek, wzywać cały naród, by miał odwagę opuścić strefę łgarstwa i poświęcał dziennie 1 (jedną!) minutę na modlitewne skupienie i refleksję na sobą, nad życiem i śmiercią (to autentyczne wezwania AS do narodu); podziwiam AS, który w prawie pustej sali Dumy Rosyjskiej mówił o godności duszy ludzkiej, wywołując śmiech, tak, śmiech deputatów (dupy na etacie). Jestem pewny, że to był śmiech, dla AS gorszy niż ironiczne uwagi, gdy znęcano się nad nim na Łubiance. Podziwiam Wędrowców, którzy chcieli odczarować Rosję, a w końcu znaleźli się w historycznej Alei Złudzeń osaczeni przez marmurowe i kamienne posągi Przeszłości.

Zapytałem Igora: – Jak sobie dajesz radę na co dzień? – Na dwa tygodnie przed śmiercią AS przysłał mi trzy tomy swojego Archipelagu z odręczną dedykacją, w której przekazywał dar łagernogo zeka (obozowego więźnia) dla mnie takiegoż łagiernogo zeka. Poprosił stanowczo, abym przyjął stypendium zapomogę z Funduszu AS, który od dawna wspomaga byłych dysydentów reżymu. Ongiś odmówiłem. Teraz AS i Natalia Dmitriewna nalegali, abym po śmierci Matki, przyjął. Zgodziłem się. Otrzymuję z tego Funduszu sto dolarów miesięcznie, mogę za to zapłacić za mieszkanie i podnająć pomoc domową. Resztę robię sam, za śmiesznie niską rentę, to znaczy jakoś żyję. Wegetacja znośna. Wokół pustkowie, a ludzi pełno. To już nie mój świat. Wraz ze śmiercią Matki i AS mój świat się skończył.

Powiedziałem: – Masz tutaj, w Ramadanom, swoją przystań. Sam ją stworzyłeś, ofiarując mi Jogę swojej duszy. Rozumiem, że Rosja nie może zobaczyć jej świetlistej natury. Ale Ty?! – Światła wystarczy – powiedział, – a my, no cóż, spełniliśmy nasze, a ichniego nie widać.

 

I dodał zadziornie: – A ty, rozumiem, trzymasz się zapowiedzi Bułhakowa. – Jakiej? – zapytałem. – Nie pamiętasz?! – zdziwił się. – Oto ona: Napisz, zanim umrzesz!

Obaj zaśmialiśmy się z głębi serca. Umówiliśmy się na następną rozmowę w dniu 21 sierpnia o 16tej czasu polskiego. 22 sierpnia są Igora urodziny: 71

Jutro postaram się napisać o ekwiwalencjach jogicznych Anno 70 na drodze z Oświęcimia do Kayvalji.

Ramanadom

11-12 sierpnia 2008