BACZ na EGO cz.3

Leon Zawadzki
BACZ na Ego cz. 3
Rozmowy z Joginami

o obiegu gówna w naturze


 Jog nad tzw. tirthamem, czas prania szaty – foto MP Indie 2005

Jak zawsze, od wielu lat, od czasu do czasu trzeba na P3 dokonać akcji asenizacyjnej. Czyli wynieść ekskrementy – nasze i nie nasze, do lasu i tam, w specjalnie wykopanym dole, zakopać. Zapytałem leśniczego, czy dobrze zlokalizowaliśmy dół asenizacyjny. Powiedział: – Znakomicie. Pełny obieg gówna w naturze. – A las? – zapytałem – a drzewa. – Są wam wdzięczne…

W naszym narzeczu nazywa się to "wynieść wodza", ponieważ w samych początkach Ramanadomu, (1985) toaleta była umieszczona tak, że kojarzyła się z pozycją wodza we wspólnocie. Potem przewędrowała na tyły domostwa, stała się wygodniejsza, lecz wciąż wymaga dbałości o higienę usuwania nieczystości.

W zeszłym roku powiedziałem do nauczyciela Jogi z ośrodka w Krakowie: – Ramanadom stał się skansenem, teraz są wygodniejsze dla ludzi ośrodki Jogi.  – No cóż – powiedział – u Was jest dość prosta samoobsługa, chociażby toaleta, i to wynoszenie "wodza"…

Pokiwałem głową i zacząłem myśleć. Rzeczywiście, wokół, nawet blisko, ośrodki wypucowane, kultura literatura kafelki i politura. Tak trzeba, postęp musi być, cywilizacja racja demokracja, to w końcu nie gównokracja. A u nas? Musimy wyłączać pompy, jeśli zbierze się więcej niż 5 osób, bo poziom wody w studniach i zbiornikach… A myć się trzeba wtedy w potoku, woda jest czysta, płynie z pobliskich źródeł, ale jest zimna, nawet w lecie. Gotowanie strawy na piecu, ogrzewanie domu to kominki. Trzeba odpowiednio wcześniej przygotować drewno, to praca na całe lato i jesień – zakupić, przywieźć, pociąć, porąbać, składować, przenieść z drewutni do domu, czyścić i konserwować piec i kominki, usuwać popiół, pozamiatać, umyć podłogi.

Zastanawiam się: a jak to było w tych pustelniach i ośrodkach, w których ta Joga się kształtowała i cyzelowała aż po Joga Sutry, a do "naszych czasów" było jeszcze ze 2 tys lat z hakiem? Jak Oni dawali sobie radę bez gazu, prądu, waterclozetów? Wiele takich myślo-czucio-kształtów przemknęło mi przez mózgownicę?

No i te okrzyki zachwytu_ – Jak tu u was pięknie! Ja (JA!) też chciałbym/chciałabym mieć (MIEć!) taką chatę w lesie! Patrząc i słysząc, przypominałem sobie tych, co się osiedlili niedaleko nas, żeby być bliżej "źródła wiedzy i praktyki", a po 2-3 latach rejterowali do miast, żeby wygodnie (nareszcie!) tę Jogę ćwiczyć, na stosownych materacykach, kupując akcesoria i tarzając się z zachwytu i uwielbienia przed wypasionymi "nauczycielami", z których co jeden to mądrzejszy.

Przyglądając się tej sytuacji, zobaczyłem, że oczywiście łatwiej i przyjemniej jest usiąść na sedesie i po wyfajdaniu spuścić wodę, nie zastanawiając się nad własnym guanem, które spływa sobie rześko, a dezodoranty w pachnącym sraczu skutecznie zacierają pamięć o defekacji. Tak samo z myślakami: człowiek się wypróżni na bliźnich, na ustrój, rząd, głupotę i "praktyką duchową" spuści wody duchowe, i znowu może zaczynać od początku…

Przypomniałem sobie też, jak pewna moja uczennica, której było "niewygodnie" w naszej Szkole Jogi Integralnej (Warszawa), wycofała się do swojego luksusowego mieszkania. Aż pewnego razu, gdy wróciła do domu, okazało się, że instalacje sanitarne miały "cofkę" i mieszkanie jest zalane ekskrementami z całej kamienicy, więc brodząc w nieczystościach musiała posprzątać sama, bo nikt nie chciał się podjąć tej roboty. Opowiedziała mi o tym, przerażona i zniesmaczona. Nic nie odpowiedziałem, uznałem, że uczenie Jogi dla niej się skończyło. Lekcji ani ekwiwalencji ćwiczebnej nie zrozumiała, jej broszka. Jak mawia Claude Diolosa: Taka jej Karma!

Przypomniałem sobie autentyk: kiedy propagatorzy sowieccy zachwalali kołchoźnikom mechanizację rolnictwa, to na jednym ze spotkań, z rolnikami z dziada pradziada, padło pytanie: – A powiedz no, kochanieńki, czy ten traktor też sra? Okazało się, że traktor nie produkuje nawozu, ani w Rosji, ani w Hameryce, więc teraz mamy nawozy sztuczne, akurat pasują do sztucznego życia, i w biedzie i w dobrobycie. Coś za coś – jak mawia pewien astrolog z Europy Wschodniej.


 Leonid Breżniew w saunie

W czasie wojny był taki żydowski dowcip: – Słyszałeś, Hitler kupił sobie szklany nocnik. – Tak? A po co? – Żeby widzieć co narobił…

Dzisiaj rano wynosiliśmy z Michałem "wodza". Po oczyszczeniu i posprzątaniu powiedziałem do Marii: – No widzisz, nauczyciel z Krakowa ma piękny ashram. Jego adepci wyginają się wdzięcznie w pięknej sali, na gustownych materacach, w strojach jak najbardziej, że aż oko się raduje, jak ten rozwój duchowy się z minuty na minutę zbliża do oświecenia. A my?! – Co my? – zapytała Maria. Odpowiedziałem, sam po sobie nie spodziewając się, co powiem: – Jeżeli tyle lat człowiek pracuje z gównem, to w końcu musi się nad nim pochylić.

W 2005 gościliśmy w Ramanadomu naszego Przyjaciela Swamiego Maheshanandę z Instytutu Kayvalyadhama w Lonavla k/Chennai. Obejrzał dom dokładnie i powiedział: – Tak, dobrze, ashram nie powinien być zbyt wygodny.

Najlepszego! jak mawia Jogin Aleksiej.
PS. No tak, mamy jeszcze kupę do zrobienia.

* * * * * * *

Wysłałem moje rozważania do Jogina Aleksieja. Wybitny praktyk Jogi, według starych tradycji i relacji ćwiczebnych. Praktykował w Ramanadomu, w Akademii Yogi w Moskwie, w Ashramie Swamiego Satyanandy w Indiach. Rozmawiamy o praktyce, o sytuacji, o życiu…
Napisał do nas:

Marysiu, Leonie – zmywałem toalety aszramowe w Indiach (jako praktyka)
Kąpałem się we własnym gównie we własnej wannie – praktyka z Akademii Jogi w Moskwie, wieńcząca miesięczną lewatywo-terapię – autentyk, tak aby obniżyć trochę ego. Jeździłem do Moskwy w brudnych wagonach.

Dzisiaj ludzie nie tylko nie praktykują jogi, ale nie mają AUTENTYCZNEJ motywacji do praktyki. Te wszystkie ośrodki z ładnymi kiblami nie mają nic z ducha autentycznej jogi. Pisuję z tymi instruktorami i widzę, że Joga się – dla większości z nich – jeszcze nie zaczęła mimo, że już uczą Jej innych.

Ashram – Serce Jogi – to KOCHANE MIEJSCE wyrosłe z SERCA, a nie z komercji i marketingu i TO JEST NAJWAŻNIEJSZE. Ludzie powinni przyjeżdżać realizować praktyki kontemplacyjne, a nie sanatorium dla zmęczonych poszukiwaczy "wrażeń duchowych" z wygodami. Urządzony przez zachęcających do praktyki instruktorów, aby się dziecina "uduchowiła" i "oświeciła". Powinien być egzamin wstępny – czyli 2 tygodnie wyłącznie czyszczenia toalety i pracy na rzecz ośrodka Jogi. Dopiero po zaliczeniu można przechodzić do praktyki czegokolwiek.

Piszesz: Zastanawiam się: a jak to było w tych pustelniach i ośrodkach, w których ta Joga się kształtowała i cyzelowała aż po Joga Sutry,
a do "naszych czasów" było jeszcze ze 2 tys lat z hakiem? Jak Oni dawali sobie radę bez gazu, prądu, waterclozetów?

Jak?! już opisuję – w maju w Indii bywa 50 stopni. Czy dawniej była klima? wiatraki? wygody? nie było. Swami Satyanada uczył swego ucznia, mojego druha Swamiego Muktidharmę, czyścić toaletę w Indiach (są różnice między indyjskimi, a zachodnimi) liściem palmowym. Budując aszramę, od rana do nocy z maczetami, skorpionami i wężami wgryzali się w naturę przy upale takim, że można zemdleć. Swami Satyananda przez 12 lat pracował jak "wół" dla aszramu, np. nosił wodę z dzikiej Gangi przez dziką przyrodę do aszramu. Większość naszych "luksusowych" joginów zesrałaby się w gaciory, gdyby kazano im przez tydzień żyć w takich warunkach. Toaleta – proszę bardzo – zasuwaj w krzaczory z liściem, tylko uważaj, aby cię wąż w dupsko nie ugryzł i odganiaj się umiejętnie od ukąszeń moskitów.
Kąpiel – Ganga.
Moskity – oczywiście – cały dzień i to chmary.
Przyjemności – oczywiście – trochę wody i dobre spojrzenie Guru.


 Swami Satyananda

Po latach Satyananda opisywał: To był piękny, cudowny czas w moim życiu.

Brud i gówno to też część Absolutu – niektórzy o tym zapominają.


 Jogowie Sadhu – po uzyskaniu zezwolenia Maria zrobila to zdjęcie, Indie Płd. 2005

PS. Jak będzie mi dane odwiedzić P3 (mam nadzieję w październiku) to chętnie Wam wszystkie "wodze" i "kible" wysprzątam i drewna narąbię – nie martwcie się – w miarę czasowych możliwości pomogę Wam, bo Wam potrzeba pomóc – porąbać drewno, coś zreperować, oczyścić itp. Damy radę.

Najlepszego
Al