z notesu astrologa 031

Leon Zawadzki
męskie rozmowy

Fragmenty niektórych rozmów (1999-2003) korespondencyjnych, które dla adeptów astrologii mogą być przydatne. Musiałem, oczywiście, pozostawić tylko wiodące tematy, natomiast wszelkie imiona własne zostały usunięte bądź zmienione.
Były to męskie rozmowy, z tej prostej przyczyny, że jestem starzejącym się człowiekiem i nie mam już czasu na wszelkie być może.


Respondent: Jak mam prowadzić te rozmowę? Czy też może przestać pisać cokolwiek?

LZ: Skąd bierze się takie pytanie, taki problem? Czy jest to tylko zwrot retoryczny, kokieteria epistolarna? Jeśli wniknąć w sens tego pytania, to za kotarą słów i znaku zapytania ukrywa się bezradność dot. samej sztuki prowadzenia rozmowy na temat.
Tej umiejętności można się nauczyć, ale wymaga ona dyscypliny poznawczej. Reguły prowadzenia rozmowy, która ma sensowny początek, rozwinięcie tematu, przedstawienie dowodów, wnioskowanie należą do starej sztuki heurystyki. Pojęcie to (z grec.) oznacza sztukę zmierzającą ku wykrywaniu prawdy; umiejętność obserwacji faktów i związków między faktami, a dzięki którym temu dochodzi się do poznania prawd, bądź stawiania hipotez. Po odkryciu prawa hydrostatyki Archimedes krzyknął Heureka!
Niezwykle ważną częścią heurystyki jest umiejętność stawiania pytań: 1. umiejętnie postawione pytanie zawsze zawiera w sobie część odpowiedzi; 2. na nieumiejętnie postawione pytanie nie ma właściwej odpowiedzi; 3. wszelkie pytanie można sprowadzić do wspólnego logicznego mianownika i dopiero wtedy starać się o znalezienie odpowiedzi; 4. stosowany skrót winien odwoływać się do tematycznie ogarnianej całości.
Wiele lat temu proponowano mi tzw. klasę autorską i zapytano, co chciałbym wykładać. Odpowiedziałem, bez chwili wahania, że podejmę się uczyć tego, czego w szkole nie uczą. Można by to nazwać przemądrzale pragmatyką życiową, ale w gruncie rzeczy chodzi o umiejętność sensownego poruszania się po zwyczajnej codzienności, w której nieustannie dzieją się sprawy i rzeczy cudowne, niezwyczajne. Przedstawiłem nawet konspekt planu tematycznego, pokiwali głowami i… nic z tego.
Przez rok akademicki 1998/99 wykładałem w elitarnej Szkole Biznesu (filia w B-B) metody prognozowania w marketingu i starałem się przekazać wiedzę o tym, jak można korzystać z wiedzy astrologa. Uznali, że nie i skasowali ten cykl. Pytam: – O co chodzi? – Pan miał ich uczyć metody, a nie tego, jak mają z niej korzystać. – Oszaleliście – powiedziałem – ktoś, kto potrzebuje prawnika, nie musi być prawnikiem, ponieważ studia prawnicze, aplikantura, doświadczenie doradcze i procesowe to co najmniej 2/3 życia. Przestali w ogóle ze mną rozmawiać.
I tu, w tle, za kotarą, tkwi i szczerzy zęby wyobrażenie: astrologia to coś, czego można się w tri miga nauczyć. To przecież nic trudnego, wystarczy przeczytać parę książek, wysłuchać jakiegoś kursu i załatwione – mamy astrologa.
Astrologowie, ci z prawdziwego zdarzenia, byli ludźmi głęboko i gruntownie wykształconymi. Zawsze łączyli w sobie tradycję wiedzy z heurystycznym zmaganiem o następne obszary poznania.
A co robią niedouczeni astrologowie? Oprócz tego, ze się wymądrzają i poszukują mocy, to najczęściej rozpoczynają flirt z magią, szamanizmem, wiedźmiarstwem i in. praktykami, które owszem mają swoje uzasadnienie, ale do astrologii klasycznej przystają jak śmieciarka do faetonu.
Rozumiem, że wszelakie kursy, grupy dyskusyjne mają swój styl i sznyt. Zastanawiam się: a może znalazłem się we właściwym miejscu o niezbyt stosownej porze? Muszę odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Respondent: Ja mam wiele wątpliwości i wiem że niełatwo jest mi je
rozwiać… Jeśli ktoś potrafi, to dlaczego nie będzie mi nauczycielem. Temu
chyba ma służyć nasza rozmowa?

LZ: …być nauczycielem – to wymaga relacji. Jasnych i uporządkowanych. Wyobrażać sobie, że jak ktoś wie, to niech mnie nauczy… A niby dlaczego? Bo mi się to należy?!
Doprawdy, poniewieranie nauczycielem jest do tego stopnia ugruntowane w przytomności społecznej, że nawet nauczyciele w to uwierzyli. Albo się dostosowali.
Mój drogi młodszy Przyjacielu astrologii: nic Ci się nie należy! Masz taką możliwość, i tylko. Jak z niej skorzystasz, to już Twoja sprawa. Jeśli będziesz tkwił w przekonaniu, że nauczyciel jest od uczenia, jak d… do s…, to będziesz miał do czynienia nie z nauczycielami, lecz z belframi ewent. z zadufanymi bubkami z ostatniej łapanki pedagogicznej. Nauczycieli jest co kot napłakał. To też są ludzie, mają ciało, rodziny, płacą rachunki i podatki, czasami chcą odpocząć.
Tydzień temu byłem w szpitalu i miałem możność obserwować pracę mojej znajomej pani doktor, która jest jednym z lepszych w Polsce specjalistów od tomografii komputerowej. Siedziałem z nią w kabinie rentgenologa i podziwiałem najnowocześniejszą technikę, od której aż kręci się w głowie. Widziałem, jaką wiedzą i fachowym doświadczeniem musi dysponować i operować moja znajoma, w której ręku jest życie i śmierć człowieka leżącego w tubie tomografu.
Zapytałem: – Jak wygląda Twój rozkład zajęć? – Jestem w szpitalu, w tej kabinie od rana do około 18-tej, raz na trzy doby mam dyżur 36.godzinny. Każdy zapis musi być zweryfikowany, omówiony, udokumentowany. – Czyli średnio pracujesz 560 godzin w m-cu przez ca 23,5 doby robocze.- Tak wychodzi – powiedziała.- Ile Ci za to płacą? (w 2000 r.) – Mam 900 (dziewięćset, tak dziewięćset!) zł m-cznie podstawowej plus dyżury czyli razem ok. 2000 (dwa tysiące) zł m-cznie. – Czyli płacą Ci 3 zł 57 groszy za godzinę pracy. ? Tak – Ile lat uczyłaś się, żeby być tej klasy specjalistą? – W sumie ponad 25 lat. – Jak sobie radzisz, masz przecież dwoje dzieci, mieszkanie, chcesz czasami odpocząć. – Mąż też zarabia, ale wiesz – powiedziała – najgorsze jest to, że nie mogę oddalić się od szpitala, bo jest tylko jeden zmiennik i dyrekcja boi się, że jak ten zachoruje, to tomograf będzie bezużyteczny. No i te awantury. – Jakie awantury?- zapytałem.- Awanturują się lekarze pogotowia, że przyjmuję w kolejności zależnej od życia lub śmierci pacjenta; skandale robią pacjenci, że czekają już dwie godziny, gdy muszę podjąć decyzję, a nie wszystko od razu jest oczywiste; nieustanne naciski ze strony administracji…
Czy ta sytuacja ma się jakoś do astrologii? Jestem doradcą mojej znajomej i chciałem zobaczyć na własne oczy jak wygląda jej życie, a 5/6 jej życia to kabina operatora tomografu. Jest to praca wysoce szkodliwa dla zdrowia!
Może ona być nauczycielem akademickim, ale broni się przed takową perspektywą, gdyż twierdzi, że studenci medycyny chcą przede wszystkim dyplomu i potem się urządzić. – Wszystko się we mnie burzy – powiedziała – gdy to widzę. Nie, zostanę tutaj, chociaż proponują mi pracę na uczelni.

Respondent: Co do Kasi, to przyznam, że po długich jej namowach zwróciłem się do Pana, żeby Pan zajął się jej horoskopem.  Powiedział Pan, że Kasia jest osobą dorosłą i może sama poprosić o wykonanie dla niej pracy.

LZ: – Panie Leonie – powiedział do mnie Mistrz Teofan Sadowski – niech pan uważa na kobiety. Zaspakajanie ich zachcianek nigdy jeszcze nikogo nie uczyniło astrologiem, ale wielu już skończyło marnie i sami nie wiedzą, gdzie podziała się ich energia.
Kasia nie napisała i nie poprosiła. Jakoś to przeżyjemy.
I teraz, niech Pan sobie wyobrazi nauczyciela, który słyszy i widzi coś takiego, jak Pan powyżej opisał. Czy będzie on starał się, wkładał w ucznia duszę i energię, poświęcał mu czas etc., jeśli energia ta zostanie zmarnowana tylko dlatego, że Kasia ma kaprysy? Pół biedy, jeśli kaprysy te zaspokajał Pan sam, bo to jego sprawa. Ale dlaczego mają tym się zajmować inni? Bo nic nie kosztuje?
Wiem, że to co mówię, nie będzie dobrze widziane. W najlepszym razie zostanę wapniakiem, w gorszym starym zgredem, który Bóg wie, co sobie wyobraża.
Jeśli jest jednak cień najmniejszej szansy, abyśmy się porozumieli, to możemy próbować. Jeśli nie, to mam czym się zająć, bo kocham to, co robię i muszę utrzymywać rodzinę.
NB. Król Sparty Leonidas przyjął wysłanników władcy, który oblegał Spartę. Powiedzieli: – Poddaj miasto, bo jeśli weźmiemy je siłą, to zrównamy je z ziemią. Leonidas odparł: – Jeśli!

Respondent: Czy węzeł księżycowy może mówić o tym jak uwolnić się od uwarunkowań innych planet (danej nam tu i teraz karmy)? Zastanawiam się nad tym bo przecież jest węzłem karmicznym, czyli może jego rozwiązanie jest w stanie dać człowiekowi wolność i niezależność od czynników zewnętrznych jakimi są nie tylko planety, ale i inni ludzie?

LZ: W astrologii rozróżnia się 1. zasadę niebiańską, czyli kosmologiczny układ planetarny oraz 2. świat sublunarny, czyli ziemskie uwarunkowania kondycji ludzkiej. Razem tworzą one konfigurację indywidualnego horoskopu.
Stąd też najczęściej popełniany błąd przy interpretacji horoskopu: interpretator bierze pod uwagę ogólne znaczenie i dyspozycje sygnifikatora (a także aspektu, dyrekcji, progresji itp.), natomiast zaniedbuje lub pomija jego konkretne posadowienie w horoskopie; tym samym spoza lasu nie widzi drzew. Taki interpretator jest jak turysta-amator, który przechodząc przez las nie zdaje sobie sprawy z indywidualnych potrzeb, uwarunkowań wzrastania i kolei losów konkretnego drzewa żyjącego w tym lesie.
Takiemu podejściu sprzyja bałagan w terminologii astrologicznej, np. zamienne używanie pojęć horoskop, kosmogram, mandala; takoż określenie wpływ planety, częstokroć stosowane w opracowaniach astrologicznych, które jest eufemizmem. To, co nazywamy wpływem planety jest próbą odwzorowania miejsca i znaczenia sygnifikatora w kosmologicznym (zasada niebiańska) układzie planetarnym, w którym konkretne (sublunarne) powiązania scalają moc stwórczą zjawiska zwanego życiem i śmiercią na kręgach istnienia. Postrzeganie współzależności – pomiędzy niebiańską zasadą i regułami obowiązującymi w świecie sublunarnym – jest warunkiem koniecznym dla interpretacji horoskopu; oderwanie pierwszej od drugiej skutkuje tak, jak jest to opisane w Księdze Przemian hex. 10 linii 3: Jednooki może wprawdzie widzieć, lecz to nie wystarcza, by widział jasno. Kulawy zdolny jest wprawdzie stąpać, lecz to nie wystarcza, by szedł przykładnie. Kto pomimo takich słabości ma się za silnego i przez to naraża się na niebezpieczeństwo, prowokuje nieszczęście, zabiera się bowiem za coś, co przekracza jego siły. [I Ching wg R.Wilhelma, Warszawa 1994]. W komentarzu J. Szczuckiego brzmi to jeszcze dosadniej: W czasie ofensywy bardziej, niż kiedykolwiek, konieczne jest harmonijne współdziałanie poznania i czynu. Nie wystarczy znać istoty ataku, należy jeszcze znać jego metodę. Nie wystarczy cenić samej wiedzy, należy jeszcze bardziej cenić jej realizację. Bez tej realizacji pojawia się jednostronność i niedowartościowanie. Właśnie ta jednostronność i niedowartościowanie wyrażone są wizerunkami tekstu. Często się jednak zdarza, że w podczas kryzysu ludzie na próżno wiodą rozważania na temat istoty zjawisk, o istocie bytu, lecz nie korygują swoich działań nabytą wiedzą. Z tego powodu, nawet ich ograniczona wiedza pospolituje się w końcu i staje się martwym schematem. I właśnie tacy skostniali ludzie bezskutecznie działają w czasie kryzysów. Tekst orzeczenia wyraża to następującymi słowy: Słaba linia na trzecim miejscu. I jednooki może widzieć; i jednonogi może nadepnąć. Jeśli jednak taki nadepnie na ogon tygrysa, to ugryzie on tego człowieka. Nieszczęście. Wojownik działa zamiast wielkiego władcy. [J.K.Szczucki Księga Przemian przekład Leon Zawadzki].
Węzeł Księżycowy jest punktem szczególnym, bowiem umownym: nie jest samym Księżycem i jego sytuacją orbitalną, vide momentem dynamicznego położenia na ekliptyce, lecz punktem przecięcia się drogi Księżyca z ekliptyką. Z tego też powodu Węzeł Księżycowy należałoby traktować bardziej jako aspekt; w horoskopie informuje on o relacji pomiędzy tzw. przenoszeniem światła lunacji a jednym z elementów zasady niebiańskiej, którym jest ekliptyka. Na tym styku zachodzi sprzężenie zwrotne pomiędzy ogólnym a szczegółowym; w tym punkcie – jak w soczewce kosmicznego oka – skupiają się promienie tworzące obraz relacji pomiędzy niebiańską dyspozycją i zalążkami ziemskich warunków egzystencji. Można porównać oba Węzły do dwóch okularów lornety, przez którą obie półkule mózgu mogą obserwować wstępowanie (zadań życiowych w konkretnych warunkach) i zstępowanie (odczytywanie zapisu zakodowanego i ujawniającego się w konkretnych warunkach). Oczywiście, do postrzegania sam okular nie wystarcza, potrzebne jest też mózgowie i jego przyległości.
Uwolnienie od złoża karmicznego jest procesem, bez wyjątku bolesnym. Do tego potrzebna jest wiedza oraz metoda jej zastosowania. Przede wszystkim należy odczytywać (jest to proces) treść zalążków karmicznych (- Pierwsze, co musi pan zrobić, to zobaczyć samego siebie, i zapewniam pana, że nie będzie to przyjemny widok– powiedział do swojego rozmówcy Nisargadatta Maharaj). Następnie przystąpić do ich ujmowania i wypalania. Ujmowania najlepiej jest dokonać u samego korzenia, ale na to stać dusze wysoko rozwinięte i zaprawione w sztuce kontemplacji.
Można tę robotę porównać do pracy z drzewem owocowym w sadzie żywota: jedni przycinają gałęzie, kultywują odmiany, nawet okalają drzewo płotkiem i robią zeń pomnik przyrody; inni pobierają odrostki i szczepią gdzie się da; itd.
Wypalanie dokonuje się tylko w ogniu miłości, która jest wielką nagrodą za bolesność tego procesu. Na tym świecie decyduje tylko miłość i śmierć.

Respondent: Szukam też elementów mogących zespolić Wielkie Arkana z astrologią. To dwie opowieści o fazach rozwoju i muszą się gdzieś przecinać.

LZ: Widziałem i analizowałem wiele koncepcji łączących Arkana Wielkie i Małe z astrologią, takoż komplementarne (raczej: skompilowane) teorie łączące Koło Shao Yunga Księgi Przemian z systemem astrologii zodiakalnej.
Zobaczyłem, że te próby dokonywane są przez kogoś, kto koniecznie chciałby wyrazić symbol krzyża poprzez spiralę bądź odwrotnie. Można, oczywiście, ale wymaga to przekształceń wirtualnych. I tak samo jest z systemami poznawczymi, które mają swoje własne konwencje mentalne. Wielkość każdej jakości można wyrazić i zapisać na wiele sposobów.

  Tarot Arkan EREMITA
   Rabdos (posoch) Eremity ma 12 węzłów = 12 znaków Zodiaku
   Latarnia oświetla grunt pod stopami, nie oślepia patrzącego
   Jeśli zapaliłeś swoje Światło w ciemności, to nie możesz pozostać niezauważony [Głos Milczenia]

Pouczające jest poszukiwanie i odnajdywanie węzłów i punktów wspólnych, zajmowanie się analizą porównawczą Astrologii, Tarot, Księgi Przemian wzbogaca i pomnaża, poszerza i zaskakująco inspiruje. Po latach usiłowań doszedłem do przekonania, że nie ma takiej koncepcji, która byłaby prostym przełożeniem Tarot i Księgi na język astrologii zodiakalnej. I, co więcej, tak jest dobrze i skutecznie, bogato. Każdy z tych systemów ma swoją własną rytmologię, swoje reguły rachunku i geometrii. Punktów przecięcia jest wiele i poszukiwanie jednego takiego punktu jest zajęciem jałowym (jak to w systemach bywa…). Jeden jest tylko Bóg, Jeden bez Wtórego.
Pamiętam miesiące i lata pracy nad komplementarnym systemem Astrologii i Tarot. Pamiętam taką podróż pociągiem, z laptopem na kolanach i nieustannym przełączaniem programów. Aż usłyszałem: – I po co się tak męczysz?! Ziemia też nie jest doskonale kulista. Kto to powiedział? :
I cóż w tym nadzwyczajnego! I o jakie granice tu chodzi?! Granica potrzebna jest po to, aby nie pomylić narodów. U nas, na przykład, stoi żołnierz ochrony pogranicza i wie na pewno, że granica to nie fikcja i nie emblemat, ponieważ po jednej stronie granicy mówią po rosyjsku i więcej piją, a po drugiej stronie- mniej piją i mówią nie po rosyjsku.
A tam? Jakie tam mogą być granice, jeśli wszyscy jednako piją i wszyscy mówią nie po rosyjsku? Tam, być może, chcieliby postawić gdzieś żołnierza wojsk ochrony pogranicza, ale prawdę mówiąc nie ma go gdzie postawić. No więc wałęsają się wopiści bez jakiejkolwiek roboty, tęsknica ich bierze i zakurzyło by się papierosa… Tak więc, jeśli o to chodzi, to tam jest wolność… Chcesz zatrzymać się w Eboli – proszę bardzo, zatrzymuj się w Eboli. Chcesz iść do Canossy- nikt ci nie zabrania, idź do Canossy. Chcesz przejść Rubikon – przechodź…
[autor: Wienedikt Jerofiejew urodz. 24.10.1938r. godz. obliczona 10:17 w miejscowości Pojakonda 33E05 68N58; fragment powieści-poematu Moskwa-Pietuszki, przekład z ros. LZ]. Proszę zwrócić uwagę na horoskop tego Geniusza, który ma teraz swój pomnik na dworcu w Moskwie: niedomknięta walizka pełna butelek wódki różnych gatunków.
Właśnie, gatunki różne, ale wszystkie zawierają alkohol.
Można przytoczyć bardziej wzniosłe porównanie: wyroby ze złota różnią się kształtem, ale wszystkie są ze złota – porzekadło częstokroć cytowane przez praktyków jogi.

Respondent: Czy astrologia jest wiedzą czy nauką?

LZ: Ramakrishna, mędrzec z Kalkuty, powiedział: Dopóki pszczoła poszukuje nektaru, brzęczy. Kiedy znajdzie się w kielichu kwiatu i zaczyna spijać nektar, milknie.
Czy astrologia jest wiedzą? Temu pytaniu poświęcono wiele czasu, uwagi, cierpliwości, ponieważ jest to dysputa sprowokowana, której temat powraca co jakiś czas zupełnie tak samo, jak niektórzy podopieczni w poradni zdrowia psychicznego wracają do swoich terapeutów, bez których obejść się nie mogą, a sami żyć i radzić sobie z problemem nie potrafią. Temat jest znany i stary, jak znoszone kalosze i zardzewiały parasol: czy astrologia jest wiedzą naukową?
Zwracam uwagę, że o ile w poradni zdrowia psychicznego płacą za terapię, marnie płacą, ale jednak, to w tym przypadku my sami płacimy za nasze chęci udowodnienia (komu? może sobie samym), że jesteśmy naukowo podkuci i nasze kopytka (diabelskie zapewne, a jakże!) nie ślizgają się po nawierzchni logiki naukowej; że my też nie łykiem szyci, lecz cementuje nas wiedza, co nie sroce spod ogona wypadła, a także była uznawana i jest uznana przez niektóre gremia naukowe i uczelnie o uznanym statusie.
…nie możemy się porozumieć nawet co do języka, jakim się posługujemy, a co dopiero odnośnie meritum zagadnienia.
Otóż pojęcie wiedza jest szersze i semantycznie nadrzędne wobec pojęcia nauka. Jeśli bowiem dokonać rozróżnienia – odnośnie astrologii – tych chociażby dwóch pojęć, to jaśniejsze się stanie, że astrologia odnosi się bardziej do metapojęcia wiedza, niż do ściśle definiowalnego pojęcia nauka, która ma swoje reguły poznawcze zwane logiką naukowego wnioskowania oraz logiką języka naukowego.
Wiedza – ogół wiadomości zgodnych z rzeczywistością, a więc nie będących rezultatem fantazji; także umiejętności praktyczne. Wiedza naukowa oznacza zasób wiadomości z jakiejś dziedziny. […] Wiedza naukowa jest zmienna, z biegiem czasu wzbogaca się o nowe twierdzenia, będące rezultatem dokonywanych odkryć. Jednocześnie zaś wyłącza się z niej twierdzenia, które w świetle wyników najnowszych badań zostają podważone i uznane za fałszywe. [Wyrazy trudne, ważne i ciekawe. Wiedza Powszechna, Warszawa 1987r.]
W świetle logiki języka, uznawanego obecnie za naukowy, astrologia nie spełnia warunków nauki par excelence. Z tego punktu widzenia prowokacja sceptyczna ma swoje uzasadnienie i mogłaby być inspiracją do poszukiwań twórczych.
Ale we wszelkiej prowokacji wobec astrologii chodzi o to, aby zepchnąć astrologie na pozycję zabobonu i zespołu wierzeń a wtedy, jeśli uznamy ten punkt widzenia, to wszystko staje się jasne: można potraktować astrologów jako sektę, w najlepszym przypadku jako zbiorowisko kołtunerii pseudopoznawczej.
Na temat astrologii napisano i wypowiedziano tyle opinii, że jeszcze jedna, nawet najmądrzejsza, nie zmieni ani sytuacji, ani też nie wyjaśni paranaukowych bądź pseudonaukowych aspiracji niektórych astrologów. Rzecz w tym, że fundamentalne uzasadnienia astrologii opierają się na obserwacjach zarówno naukowych (astronomicznych), jak i doświadczeniach, których w żaden sposób nie można naukowo, czyli zgodnie z logiką języka naukowego, uzasadnić. Taka jest też postawa Ptolemeusza w jego Tetrabiblos.
Nie można naukowo udowodnić przeważającej ilości reguł astrologicznego wnioskowania, np. jeśli w horoskopie horarnym – pytaniowym władca D.III pozostaje w radykalnym aspekcie pozytywnym (trygon, sekstyl) z władcą D.VII, to informacja o wydarzeniu jest prawdziwa; jeśli aspekt ten jest radykalnie negatywny (opozycja, kwadratura), to informacja jest błędna, kłamliwa; jeśli brak jest aspektu radykalnego, to wnioskowanie należy przeprowadzać na podstawie pozostałych aspektów (kolejne reguły!); jeśli wschodzą pierwsze 3 stopnie ASC, to horoskop nie daje możliwości radykalnego wnioskowania (jest przedwczesny); jeśli wschodzą 3 ostatnie stopnie ASC, to pytanie jest spóźnione; a w obu powyższych przypadkach należy uznać horoskop za skaleczony i poczekać z wnioskowaniem do następnej informacji na ten sam temat; etc.
Jak powyższe reguły (a takowych są tysiące) udowodnić naukowo, zgodnie z językiem logiki naukowego wnioskowania? Poprzez badania statystyczne? Najlepsze wyniki nie spełnią wymogów weryfikacji naukowej. Poprzez tzw. sprawdzanie się prognozy? Ilość zastrzeżeń naukowych dot. takiej weryfikacji będzie większa niż się naiwnym entuzjastom wydaje.
Prowokacja pozornie sceptyczna dotycząca naukowości astrologii jest znamienna, ponieważ wymusza skupienie na pytaniu: a o co tak naprawdę chodzi?
Problem jest o wiele poważniejszy, niż wysiłek zmierzający do udowodnienia, że astrologia jest nauką. Warto się zastanowić: dlaczego problem ten w ogóle pojawił się w naszym polu widzenia?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy przede wszystkim rozróżnić problemy (powtarzam: problemy, a nie osoby).
Zacznijmy od siebie. Otóż, jeśli w jakimkolwiek środowisku profesjonaliści bądź pasjonaci zabierają się za kodyfikację wiedzy, to powinni znać nie tylko jej ogólne przesłanie, ale nade wszystko winni swobodnie orientować się w jej fundamentalnych, przez wieki nagromadzonych i sprawdzonych praktycznie, prawach stanowienia i regułach wnioskowania.
Po drugie, jeśli człowiek, który chce zrozumieć astrologię i  z pasją traktuje swoje wysiłki, daje się, jak motylek, nakłuć szpileczkami w rodzaju mnie to bawi; to jest fajna zabawa; to może być ciekawe, czyż nie tak? itp. zaczepki małego Kazia w piaskownicy, to znaczy, że albo wyrośnie z takich zabaw (daj Boże! ale kiedy?), albo nigdy nie stanie się astrologiem. A dlaczego? Bo szkoda czasu i atłasu. Czas to energia! Czas, poświęcony na przekonywanie Kazia, jest bezpowrotnie stracony, a nie ma go wiele, jeśli naprawdę chce się robić w astrologii i robić astrologię.

Respondent: Jeżeli dobrze obserwuje to właśnie w astrologii odchodzi się od gatunku astrologii wydarzeniowej zastępując ją astropsychologia głębi dzięki której próbujemy uchwycić to co duchowe czyli sens istnienia i działania.

LZ: Astrologia wydarzeniowa jest pojęciem używanym w astrologii horarnej, która dzieli się na astrologie 1.pytaniowa 2. wydarzeniowa 3. elekcyjna.
Pozostałe, jak np. astrologia polityczna, stosująca metody astrologii horarnej, mieści się w w/w działach, aczkolwiek metody rozpatrywania horoskopu politycznego są szczególne, zaś werdykt polityczny oparty jest na specyficznym interpretowaniu sygnifikatorów. Przy tym sama astrologia polityczna dzieli się na podgrupy tematyczne, o specyfice właściwej dla każdej z nich.
Rozumiem, ze Pan zakłada, iż odchodzenie od astrologii wydarzeniowej wynika z niemożności takowej, zaś astropsychologia głębi jest zasadna, gdyż zajmuje się tendencjami zmian na tle rozpoznanych uwarunkowań psychofizycznych.
Pisze Pan: Dla mnie prognozą jest uchwycenie sensu całościowych przemian jakie następują wokół nas bez zbędnego wdawania się w szczegóły, które mogą czasem prowadzić do wróżbiarstwa a wiec w ślepy zaułek. Moje zdanie na ten temat jest odmienne. Oparte jest na 1. studiowaniu astrologii klasycznej i usilnym praktykowaniu we wszystkich jej działach, 2. obserwacji konkretnej pracy mistrzów, którą mogłem podziwiać i zgłębiać dzięki ich życzliwości i wsparciu, 3. własnym doświadczeniu przy rozwiązywaniu problemów i podejmowaniu konkretnych werdyktów, 4. obserwacji wyników pracy tych moich uczniów, którzy umiejętnie korzystają z wiedzy i przyrodzonych zdolności.
Astrolog powinien wdawać się w szczegóły i nie bać się posadzenia o wróżbiarstwo. Wiem, ze jest to zadanie bardzo odpowiedzialne i… ryzykowne, ale kto się wilków boi, ten do lasu nie chodzi. Bywa, że taki odważny astrolog natknie się na przysłowiowe wilki i wygryzą mu one to i owo, ale tylko tak powstaje autentyczna umiejętność profesjonalna. Taki astrolog-traper staje się fachowcem, bowiem zagłębiając się w las można zrozumieć jego życie. Wilki zaś nie atakują człowieka bez powodu, chyba że już doprawdy nie mają nic smaczniejszego do zjedzenia.
Posądzanie astrologa o wróżbiarstwo jest zajęciem umysłów przyćmionych. Zazwyczaj słowo wróżbiarstwo traktowane jest z przymrużeniem oka i stad biorą się dobrowolni ślepcy, którzy nie pojmują, iż prekognicja wróżebna istnieje i ma swoje uzasadnienie. Owszem, przy podejmowaniu werdyktu astrologicznego występuje jeden z elementów autentycznego wróżbiarstwa, mianowicie akt jasnowidzenia, ewent. jasnoslyszenia, ewent. szczególny stan natchnienia, który pojawia się w efekcie kontemplacji astralnej na obiektach zwanych sygnifikacjami horoskopowymi.
Ptolemeusz pisze o tym już na początku swojego Centiloquium:
1. Każda przepowiednia winna być oparta zarowno na doswiadczeniu, jak tez na tradycji. Nikt – nawet mędrzec – nie potrafi uchwycić wszystkich form wydarzeń, konstelacje bowiem odsłaniają zaledwie idee przewodnia danego wypadku, nigdy zaś jego sprecyzowana postać. Praktykujący astrolog winien dlatego przede wszystkim przyswoić sobie zdolność wnioskowania. Lecz tylko natchnieni przez Bóstwo potrafią przepowiadać szczegóły. (podkreślenie – LZ).
2. Gdy badacz zechce wglądnąć w oczekiwane wydarzenie –
nie znajdzie zasadniczej różnicy między samym wydarzeniem, a jego idea.
3. Każde wydarzenie czy tez wypadek znajduje się zaznaczony
przez gwiazdy w horoskopie urodzeniowym.
4. Umysł biegły w nauce odkryje prawdę znacznie szybciej,
aniżeli jednostka wyszkolona w najwyższych gałęziach wiedzy.

Dodam, że być natchnionym przez Bóstwo jest darem Niebios, ale również, moim zdaniem: 1. jest efektem pracy w poprzednich wcieleniach (co oczywiście jest trudne do udowodnienia); 2. może być skutkiem zdarzenia (zazwyczaj nagłego i czasami dość drastycznego) w bieżącym wcieleniu, a w efekcie uwalnia dyspozycje karmiczne; np. historia kobiety Rosjanki, operatorki suwnicy, porażonej prądem 3.tys. wolt, która przeżyła i stała się żyjącym aparatem rentgenowskim, 3. może zostać wypracowane dzięki określonej dyscyplinie ćwiczebnej, z tym że: a/ program ćwiczebny może ujawnić uśpione umiejętności; b/ program ćwiczebny może wytworzyć takie umiejętności dzięki dyspozycjom tkwiącym w naturze człowieka.
Z mojego doświadczenia: tylko połączenie ugruntowanej wiedzy astrologicznej (por. w/w p.4 Centiloq.) i umiejętności wchodzenia w stan natchnionej kontemplacji astralnej pozwala odczytywać szczegóły i widzieć zjawiskowy przebieg wydarzeń.
Z powyższego wynika, ze astrolog powinien dbać o swój stan: 1. wiedzy konkretnej, zarówno przekazanej w sztafecie pokoleń od mistrza do ucznia, jak i pomnażanej przez niego samego; wiedza ta zawarta jest w dziełach klasycznej interpretacji wg reguł wnioskowania astrologicznego (np. Ptolemeusz, Morin de Villefranche, Ambelain i in.), 2. dyspozycji wewnętrznej do kontemplacji astralnej.
Obserwuje się, niestety, że dyspozycja naturalna rzadko jest szanowana przez samego astrologa i zostaje roztrwoniona na skutek niewłaściwego trybu postępowania psychofizycznego.
Co więcej, astrolog powinien szczególna uwagę zwrócić na higienę i dyscyplinę swojej codzienności, szczególnie operowania: 1. żywiołami, co w praktyce astrologii hinduskiej zostało doprowadzone do perfekcji poprzez ćwiczebne akty kontemplacyjne na pierwiastkach rzeczywistości, 2. adaptacją przestrzenną – orientacją lokalizacyjną, 3. subtelną wibracją dźwięku dźwięków, szczególnie słowa, 3. energią gestu i symbolu, 4. barwą – subtelną wibracją materii, 5. subtelną wibracją emocji, uczuć i miłości.
Kontemplacja astralna oznacza: 1. umiejętność przykucia uwagi do obiektu poznania 2. wypełnienie pola przytomności jednym obiektem poznania w trwałym akcie przykucia uwagi 3. umiejętność utrzymywania stanu skupienia na obiekcie 4. ugruntowanie tej umiejętności tak, aby pojawiała się ona na zawołanie.
Tak prowadzona praktyka stwarza nieodzowne warunki dla zaistnienia aktu kontemplacyjnego, w którym obiektem poznania staje się horoskop, postrzegany od idei wiodącej dla sprecyzowanego tematu, zwanej przeznaczeniem indywidualnym i/lub zbiorowym do pojawiania się wewnętrznej wizji wydarzeń. Błędy astrologa najczęściej wynikają z zachwiania stanu uważnosci.
Jest oczywiste, ze profesjonalizm astrologa wymaga spełnienia tych samych warunków, co każdy profesjonalizm, np. pisarza, poety, sportowca, inżyniera, dziennikarza; każdy profesjonalizm ma swoją specyfikę, np. dziennikarz może sobie pozwolić na to, co dla sportowca jest zabójcze. Astrolog musi, tak czy owak, przestrzegać wielu zasad postępowania, włącznie z odżywianiem się, ubiorem, relacjami itd.
Sztuki astrologii, tak jak każdej sztuki (poeta, muzyk, malarz) i eksploracji naukowej (uczony, np. Fermat, Maxwell, nie mylić z naukowcem), nie można się wyuczyć. Oprócz zgromadzonej informacji na temat potrzebne jest jeszcze to coś, co piszącego czyni Żeromskim lub Haszkiem, a uczonego Bohrem lub Hawkingiem. To coś może się otwierać w procesach poznawczych i każdy ma prawo ku temu zmierzać.
Właśnie takie podejście do astrologii skłoniło mnie do opracowywania (również dla siebie samego) współczesnego nurtu szkoleniowego i praktyki astrologii świątynnej. Nie musiałem wyważać otwartych drzwi, ponieważ reguły praktyki ćwiczebnej nie ja wymyśliłem, są znane od tysięcy lat. W każdej epoce jednak astrologia świątynna musi znaleźć własne przełożenie, stosowne do warunków, aktualnego stanu wiedzy i umysłów.
Dlaczego świątynna? Ponieważ: 1. astrolog dokonuje skupienia na prawidłowościach i skutkach funkcjonowania Świątyni Boga, którym jest Wszechświat; 2. narzędziem pracy astrologa jest świątynia ciała psychofizycznego zwanego mikrokosmosem, ergo 3. astrolog winien dbać o właściwe relacje mikro – i makrokosmosu, a takowe możliwe są tylko wtedy, gdy ugruntował on i utrzymuje odpowiedni stan, 4. astrolog kontempluje sprawcze funkcjonowanie Wyższych Inteligencji w ich relacji z Ziemią i Człowiekiem; 5. czuje on całym sobą, że jego istnienie i praca są powołaniem i stara się temu sprostać.
Tak to widzieli astrologowie, których dzisiaj postrzegamy jako twórców astrologii klasycznej. Sam z takiego nurtu się wywodzę, a mistrzowie moi pomogli mi ujawnić złoże karmiczne, a potem otoczyli mnie życzliwa opieka i wsparciem, gdy wyruszyłem do samodzielnej praktyki. Staram się, z błędami a jakże, dokonać przekazu w tym nurcie i, na ile jestem w stanie, pomnożyć wiedzę, a także spłacać dług, jaki mam wobec moich Nauczycieli.
Jest oczywiste, że wielu kandydatów do takiej pracy nie wytrzymuje ani wymogów, ani ograniczeń, ani rozpoznanych i koniecznych uwarunkowań osobistych. Nie ma w tym nic złego, widocznie muszą jeszcze przeżywać coś innego (np. poczucie własnej ważności, sławę, uznanie, bogactwo, rozkosze, cierpienia i rozterki tego świata). Nie mając przy tym zaufania do Przeznaczenia, zaczynają manipulować wiedzą dla własnych korzyści.
A bywa (wcale nie rzadko), iż tzw. adept, który zgromadził parę okruchów astrologii klasycznej i nie jest w stanie sprostać żmudnej pracy nad jej historia i dorobkiem, chce udowodnić sobie i światu, że astrologia: 1. nie spełnia pokładanych w niej oczekiwań, 2. wymaga nowego myślenia, innego podejścia, znalazła się w marazmie i my ją z tego wyciągniemy, etc.
Owszem, pomnażanie wiedzy ma swoje etapy przesilenia, skoki jakościowe. W astrologii również. Ale milczące założenie, że starą astrologie to my znamy, czas więc na nową, zdesakralizowaną, najlepiej naukową, jest bałamutnym kłamstwem. Dlaczego? Adepci astrologii nie znają ksiąg Ptolemeusza i Morin de Villefrancha, Maniliusa i Picatrix, Agrippy, Albumasara, Biruni, Galena, Hipokratesa, Awicenny, Junctinusa, Lilly, Villanova, Papusa, Sefariala, G.O.M., Mouni Sadhu, Brandler-Prachta, Parasary, Bourgonne, Cartera, Robson, i wielu, wielu innych starych astrologów. Śmiem twierdzić, bo sam widziałem i słyszałem, że dość blade jest pojmowanie metodologii prognostycznych, opartych na zbornej koncepcji astrologii solarnej, lunarnej, pytaniowej, etc.
A dlaczego nie znają i mają blade pojęcie? Można na to pytanie odpowiedzieć jak belfer ze starej, dobrej, klasycznej szkoły: bo się nie uczą! A dlaczego się nie uczą? Bo lenie, a jeszcze dlatego, że ledwo taki liznął ociupinę miodu, to od razu robi się za starego bartnika. A do roboty, pszczołom tyłki podcierać!
Ale ja nie jestem takim belfrem i chociaż w pewnej mierze podzielam jego zdanie, to problem widzę nieco inaczej. Otóż astrologom brak jest solidnego wykształcenia, zarówno w astrologii klasycznej, jak w przyrodoznawstwie, astronomii, filozofii, matematyce, językoznawstwie, historii i tych pozostałych, koniecznych dla uprawiania rzetelnej astrologii, dziedzinach wiedzy. A dlaczego nie ma takowego wykształcenia? To proste – nie ma takiej uczelni.
Astrologią zajmują się ludzie wykształceni, i to nawet bardzo wykształceni, ale nie tylko oni… Filolog, filozof, fizyk, inżynier, lekarz, psycholog, dziennikarz, aktor… Wielu wnosi coś pożytecznego i ciekawego. Ale samą astrologię, pokłady jej wiedzy teoretycznej, praktyczne terminowanie u Mistrza traktuje się jako zajęcia nie całkiem konieczne. Rzetelne studium wiedzy astrologicznej jest rzadkością, ponieważ wymaga czasu, uporczywego poszukiwania i sprawdzania materiałów źródłowych, cierpliwości, stosownej higieny osobistej i ćwiczebnej, a także, co niebagatelne, naturalnych zdolności do zastosowania nabytej wiedzy w praktyce.
Czas?! Rzadko kto może sobie pozwolić na wiele lat szperactwa po starych foliałach, tysiące czynności, aby znaleźć odpowiedni i pożywny materiał tekstowy, przegryzanie się przez symbolikę komentowaną w językach obcych, w dodatku o składni zamierzchłej i dzisiaj zrozumiałej tylko przez językoznawców. Uporczywe poszukiwanie? Materiały źródłowe są trudne do zdobycia, nawet współczesne edycje wymagają znacznych środków finansowych i zabiegów, aby do nich dotrzeć. Cierpliwość? Lata lecą, astrolog też człowiek, chciałby żyć normalnie, musi zarabiać na siebie, chciałby kogoś pokochać, mieć rodzinę, mieszkanie, ciekawą pracę, która da mu godziwe środki utrzymania. Stosowna higiena osobista? Gdzie? W klitkach, zwanych mieszkaniami, wędrując z miejsca na miejsce w poszukiwaniu kawałka wolnej przestrzeni osobistej i roboczej, przy nieustającym a to braku środków do życia, a to poszukiwaniu pracy, albo utrzymaniu się w niej, jeśli się już znalazło ten kawałek chleba? Dyscypliny ćwiczebnej? U kogo i gdzie ma się tego nauczyć, w czasach, gdy praktykę zastąpiło ględzenie o rozwoju duchowym, a prawdziwego Mistrza udaje radośnie podniecony instruktor na kursach afirmowanych przez tak pokraczne nazwy, że trudno nawet je poprawnie po polsku wymówić?
Nie ma uczelni, nie ma wydziału, chociażby katedry astrologii na wydziale antropologii i historii kultury, nie ma środków finansowych, nie ma dobrze zorganizowanych i wyposażonych bibliotek. Nie ma dostępu do mistrzów, którzy tak skutecznie ukryli się przed tym całym chłamem i bełkotem, że jak już uda się do nich dotrzeć, to udają prostaczków, byle ich tylko zostawiono w spokoju i nie zabierano im czasu na tłumaczenie prawd oczywistych. A co mają robić, gdy astrologów, których przybywa jak mrówków, bulwersuje wszelka wzmianka o metodach predykcyjnych astrologii klasycznej. A już o ćwiczeniach kontemplacji astralnej, które są niezbędne, aby odnaleźć swoisty dla wglądów astrologicznych punkt widzenia, prawie nikt słyszeć nie chce, bo to, panie, jakieś mistycyzmy, zabobony…
A w dodatku, coś takiego, jak astrolog w ogóle, nie istnieje. Są ludzie, którzy uprawiają astrologię, wg nich sądzi się też astrologię jako taką. Statystycznie, najczęściej niestety, wielu tzw. astrologów, rzeczywiście uzdolnionych i nawet natchnionych, ześlizguje się w hackerstwo magiczne, jarmarczne wróżbiarstwo, ględzenie przez radio o tzw. horoskopie dnia lub tygodnia, telewizyjne trele-morele, prasę bulwarowa, taniochę horoskopów gazetowych itp.
Patrzę i podziwiam przyspieszenie, jakie narzucił Uran, a teraz już i Neptun w Wodniku. Ale jednocześnie czytam, że najwyższy czas zweryfikować, najlepiej statystycznie, astrologię i zobaczyć w końcu, dlaczego z jej paradygmatu ino trociny się sypią. Jednym słowem, nie bałamućcie naszych ścisłych umysłów, nie wmawiajcie nam przyrodoznawcom, że istnieje coś, co nie zostało udowodnione… W swoim umyśle czujemy się jak ryba w saku, wiec już najwyższy czas, aby sprawdzić, czy nie przyplątała się tutaj ta złota rybka zwana astrologią. Czas najwyższy ją złowić, wypatroszyć i podąć saute, a jeśli z przyprawami, to tylko w naszym, nowym sosie.
A astrologia? Popadła w marazm, i to w dodatku na świecie. Ten światowy marazm to Arroyo, Braha, Cozzi, Nolle, Rae, Erickson, Yates, Volguine, Wronski, Witte, Lewin, Barbault, Ambelaine, Campion, Głoba, Kwok Man-Ho, Cornu… A także współczesne szkoły francuska, niemiecka, amerykańska, angielska, włoska, rosyjska, że nie wspomnę o hinduskiej, arabskiej, chińskiej…
Proponuję całą energię, wszystkie pomysły, starania i wydatki, jakie są do zaoferowania dla rożniastych jałowych dysput n/t nowej astrologii, przeznaczyć na wysiłek zmierzający ku powołaniu uczelni astrologicznej z prawdziwego zdarzenia. Ku temu prowadza dwie drogi. Jedna, to powołanie wydziału, lub na dobry początek katedry astrologii na szacownej uczelni wyższej, na przykład Uniwersytecie Jagiellońskim, który ma swoje tradycje astrologiczne i może się na nie powołać. Druga, to powołanie uczelni samodzielnej, opartej na fundacji odwołującej się do prywatnych źródeł finansowania. Ten wysiłek to pole do sensownego popisu dla młodych i nieco starszych rewolucjonistów, którzy z inspiracji Neptuna w Wodniku mogą sięgnąć obecnie nawet po taka gwiazdkę z Nieba.


  Franciszek Muskietorz
  horoskop, do którego otrzymałem dane od samego mistrza Franciszka z Borowej  Wsi.
  Spotkania i rozmowy z Nim były dla mnie ucztą porozumienia i możliwością wglądu
  w warsztat autentycznego profesjonalisty.
 
 Posłowie: Człowiek, który nauczył się pisać i czytać, posiadł  sprawność intelektualną. Może korzystać z tej sprawności, ale nie znaczy to, że automatycznie rozumie wszystko, co czyta. Najczęściej rozumie to „po swojemu”.  Ma szansę, aby się uczyć i wnikać w bardziej skomplikowane funkcje intelektu, inspirowane przez inteligencję. Może podjąć taki wysiłek, który wymaga dyscypliny poznawczej. Jeśli ograniczy się do łączenia treści, które przeczytał, z własną imaginacją „na temat”, to nie osiągnie sprawności profesjonalnej w tak „poznanej” dziedzinie wiedzy. Jest to oczywiste, ale szczególnie niebezpieczne wtedy, kiedy po przeczytaniu „vademecum lekarza ogólnego” zabiera się do leczenia ludzi. To samo dotyczy astrologii. Proces poznawczy każdej konkretnej dziedziny wiedzy jest żmudny i pracochłonny. Utrapieniem dla astrologów profesjonalnych są „astrologowie” z ostatniej łapanki, którzy słyszeli, że gdzieś dzwonią, ale nie są w stanie zobaczyć gdzie, po co i czym jest dźwięk dzwonów zwiastujący łączność między adeptem wiedzy a subtelnym przekazem wieści o światach energii subtelnych. Przykładem może być nagminne odwoływanie się „astrologów” do wyrwanych z kontekstu wiedzy astrologicznej fragmentów zasad i reguł interpretacyjnych. „Bo ja mam, proszę pana, Wenus w Koziorożcu i teraz Uran przechodzi mi przez ascendent”. Analiza, interpretacja horoskopu oraz budowanie werdyktu musi być oparte na skutkowaniu całego horoskopu w dynamice jego przejawiania się. Domaganie się od astrologa, aby zajął się szczególnymi obawami czy nadziejami właściciela horoskopu, w oparciu o Wenus w Koziorożcu i Urana na asc, grozi karambolem, z którego mało kto wychodzi bez szwanku. A jeśli takie stosowanie „wiedzy” uprawiają (a uprawiają, i to nagminnie) „astrologowie”  ogłaszający swoją omnipotencję, to już dreszcze grypowe i ktoś w sąsiedztwie skrobie ołowianą michę nonsensu. (zapis z 2013 r.)

www.logonia.org