Dżiwanmukta & Karma

Leon Zawadzki

ciało, umysł i parę innych drobiazgów
czy Nauczyciel Dżiwanmukta bierze na siebie karmę uczniów?

Otrzymaliśmy pytanie, a w gruncie rzeczy stwierdzenie, że Dżiwanmukta (Nauczyciel wyzwolony za życia) przejmuje na siebie karmę uczniów i z tego też powodu tzw. wielcy Nauczyciele jogi częstokroć poważnie chorują i z tego powodu umierają (lub opuszczają ciało niezdatne już do normalnego funkcjonowania). Przykładem mogą być Nisargadatta Maharaj – rak gardła, Paramahansa Ramakrishna – rak gardła, Ramana Maharshi – rak przedramienia i in. 
                                       * * *
Pytanie to i pogląd takowy uważamy za ważne, więc poniżej parę uwag na ten temat.

Pogłoski, interpretacje o tym, że Dżwnamukta bierze na siebie karmę(y) uczniów jest prostym przeniesieniem doktryny chrześcijańskiej, że Chrystus wziął na siebie winy tego świata etc. Ludziska mają taką potrzebę, żeby ktoś udźwignął ich winy, poniósł ten ciężar, a oni z lekką wypróżnioną duszą podążą ku wieczystej szczęśliwości. A najlepiej bezboleśnie, prędko jeśli nie wcześniej…

U podłoża tej absurdalnej "interpretacji" tkwi przekonanie, że ciało Dziwnamukty jest równie doskonałe, jak Jego Stan Turiya. To, że narodziło się z cielesnych rodziców, że zawiera w sobie genotyp i genom egregoru, to dla mitomanów drobiazg. Oni chcą wierzyć, że istnieją ciała nieśmiertelne, bo a nuż się uda samemu sobie załatwić podobną fuchę i zagrać swoją rolę przed oniemiałym ze zdziwienia światem. Casus bajania o nieśmiertelności ciała, który głosił Leonard Orr, a którego Nauczyciel nieśmiertelności cielesnej Haidakhan Babaji w 1984 w końcu umarł jak wszyscy, jest wart zastanowienia (można znaleźć info przez google).

U podstaw tego przekonania (raczej: teorii wynikającej z niewiedzy) leży brak zrozumienia, że zwycięstwo nad śmiercią i cierpieniem dokonuje się poprzez praktykę (np. Atma Vichara), która wprowadza na orbitę nieśmiertelności duchowej i tam – czyli zawsze TU – znajduje przejście do Jedności z Atmanem (Bogiem, Najwyższym, Ostateczną Prawdą).
Co więcej, w tej praktyce konieczny jest etap Śmierci Mistycznej, która zazwyczaj nie niweczy ciała, ale kończy z dolegliwym przywiązaniem do jego funkcji doczesnych, niweczy utożsamianie się z ciałem. 

Owszem, w obecności Nauczyciela, a nawet podczas skupienia na Nim, może pojawić się lepsze samopoczucie, a nawet uzdrowienie z dolegliwości, czyli tzw. "cud". Najczęściej dlatego, że energia ciszy stanu medytacyjnego, który udziela się w bliskości z Nauczycielem, wzmacnia ucznia i pozwala na uwolnienie od lgnięcia do własnych problemów, które są przyczyną cierpienia a nawet choroby. Najczęściej też, gdy uczeń lub pielgrzym powraca do swojej normalności, do swojego "naturalnego środowiska" i okoliczności – problem, cierpienie i choroba powracają. Jest to również słaby punkt tzw. leczenia bioenergo, gdy po skutecznej pomocy cierpiący czuje się uwolniony od cierpienia, lecz jeśli nie zmieni trybu i sposobu życia, to po jakimś czasie problem i dolegliwość powrócą.

Zdarza się też, że Nauczyciel zwraca się do ucznia mówiąc: – Oddaj mi swoje zmartwienia. Jeśli uczeń potrafi przyjąć taką ofertę i przyjąć taką postawę, to znaczy, że uzyskał szansę, aby przyjrzeć się swoim kłopotom, a to pierwszy krok do uwolnienia się od nich, następnie zaś do odnalezienia korzenia tych problemów. Czy Nauczyciel "połyka" te problemy i żyje z nimi, zajmuje się ich przetrawianiem i wydalaniem, za cenę własnego cierpienia z ich konkretnego powodu? Nie, gdyż dla Niego nie są one problemami, a ponadto doskonale wie, że istota choroby nie tkwi w objawach, ale w sanskarach i wasanach, czyli w dyspozycyjnej sferze świadomości cierpiącego. Uczeń zaś, gdy ponownie zaatakują go zalążki karmiczne, jako dyspozycje, będzie mógł sobie z nimi radzić, chociażby już na poziomie mentalnym, zanim wezmą w posiadanie naturę jego cielesności; będzie też w naturalny sposób poszukiwał metody wypalenia zalążków karmicznych, aż w końcu zabierze się za swoją prywatną stajnię Augiasza czyli za złoże karmiczne.

Należy też być przytomnym, że Karma nie oznacza jedynie "złego skutkowania", a jej owoce mogą być nawet wielce "przyjemne". Jeśli by więc Nauczyciel brał na siebie karmę ucznia bądź pielgrzyma, to powinien go "pozbawić" również skutków pozytywnej – w rozumieniu doczesnym – karmy. A Karma, jako taka, może skutkować również w ten sposób, że umożliwia spotkanie z Nauczycielem i skupienie na przekazie Wiedzy. Lepsze samopoczucie jest, w tym przypadku, obietnicą uwolnienia, ale nie jest jeszcze spełnieniem.

Jeśli już przyglądać się temu "braniu na siebie karmy uczniów (dlaczego tylko uczniów?!)", to warto zwrócić uwagę na zanieczyszczenia, których Dżiwnamukta doznaje, z prostego powodu styczności z takowymi. Czym innym jednak jest uwalnianie człowieka od jego karmy, a czym innym zwyczajne zainfekowanie ciała Nauczyciela podczas relacji astralnej z człowiekiem cierpiącym. Na każdym poziomie doświadczanego istnienia obowiązują niezbywalne reguły kosmicznej gry energetycznej,, uszanować je musi również Dżiwnamukta. Takie jest Prawo. Co do interpretacji, to warto przeczytać znakomitą biografię Ramakrishny napisaną przez Christophera Isherwooda „Ramakrishna i Jego uczniowie”. Ramakrishna wypowiedział ważne pouczenie: "Prawda nie boi się interpretacji". 

               JOGOWIE/agni_hotar_of tangore.jpg
               
Ziemia nie jest miejscem dla "wiecznej szczęśliwości", to szczególna sfera Bytu, na której obowiązuje hierarchia tattwiczna. Daje to szansę na nieśmiertelność duchową. Jeśli Nauczyciel twierdzi, że może tylko przekazać Wiedzę i tym samym wskazać Drogę, ale podążający musi sam dokonać Przemiany, to głosi Prawdę zgodną z Prawem. Dotyczy to wszystkich i każdego, w tym również radzenia sobie z własną Karmą.

Wskazane jest również w tych rozważaniach wziąć pod rozwagę relację pomiędzy Karmą a Dharmą.

PS. Pamiętam, jak na spotkaniu z Vimala Thakar (Warszawa, bodajże 1983 r.) zapytano Ją, czy leki, które uśmierzają cierpienia i proces umierania mają wpływ na przebieg procesów karmicznych, a więc czy łagodząc cierpienie zaburzają spłatę karmiczną? Odpowiedziała, bez chwili wahania: – Tak, niewątpliwie, mają takie znaczenie i taki wpływ.
Dla wielu ludzi taka postawa wydać się może "okrutna", ale nikt ich nie zmusza, aby się do niej stosowali. Każdemu swoje – jak mawiają wtajemniczeni.

                A_RAMANA/ramana09_log.jpg
                 
Gwoli zaspokojenia ciekawości możemy przekazać (niesprawdzone przez nas, bo jakże) wieści, że na tym świecie żyją baaardzo starzy jogowie, którzy poświęcili całe swe istnienie doczesne praktyce długowieczności dzięki hatha-jodze. Zamieszczamy fotografie dwóch takich mistrzów długiego życia.

              
               
Jednocześnie przypominamy odpowiedź jakiej udzielił w tej kwestii Dżiwanmukta Śri Nisargadatta Maharaj: gdy mistrz długowieczności zaproponował mu, że nauczy go tej sztuki, Nisargadatta odpowiedział: – A po co? Nieustanne staranie o ciało, o życie na uwięzi doczesności, toż to nudne i niepotrzebne przy-wiązanie!
Ramana Maharshi, umierając, usłyszał wołanie ucznia: – Nauczycielu, nie odchodź! I powiedział: 

           
            – Ja nie odchodzę. Dokąd mógłbym odejść?!

foto z archiwum Logonii:
1. Dewraha Baba w wieku lat 250
2. Jego uczeń Dewraha H. Baba też w wieku leciwym
3. Agni Hotar z Tangore – Mistrz Ognia z Jogicznej Straży
    Pożarnej

www.logonia.org