Orle Gniazdo przy ¬ródle

Leon Zawadzki

Orle Gniazdo przy ¬ródle


            Droga malowniczo wije się krętymi serpentynami wciąż niżej i niżej, w dół i w dół, w jeden z jarów jerozolimskich, ku ¬ródłu En Kerem, przy którym, według podania i legendy, Maria Matka Jezusa spotkała brzemienną Elżbietę, gdy ta nosiła w Sobie dziecko, nazwane potem Janem Chrzcicielem. W mniej więcej połowie kanionu są domy mieszkalne, sklepy, restauracje, kawiarnie i liczne grupki ludzi, którzy przybywają tu, aby odpocząć od łoskotu wielkiego miasta, a w soboty znaleźć się poza narzuconą przez ortodoksów pokorą świętowania.

            Tu trzeba zaparkować samochód i dalej, już na piechotę, drogą, można by rzec, polną, dość szeroką, nad urwiskami bez żadnych balustrad i ogrodzeń (jeżdżą tu też samochody, ale tylko rdzennych mieszkańców) dochodzi się ku domostwu, którego posadowienie jest wypisz wymaluj (!) orlim gniazdem na przepaściami kanionu. Owszem, są i schody kamienne, i tarasy, i tarasiki, i nawet placyk dla samochodu, i mały skwerek z lampami ogrodowymi do ćwiczeń dla jogów, antropozofów, dzieci ze szkoły waldorfskiej, etc., au naturel dla homo sapiens oraz innych owieczek, kozic i jaszczurek.

bottom

            Przybyszów przyjmuje Gospodyni, i od razu jest oczywiste, jak widok hen po Horyzont, że to Shakti tego Domu. Rosła, silna kobieta, urodzona w Iraku, z rdzennie irackiej rodziny. Sam dom, o sklepieniach okrągłych, podzielonych na harmonijne sektory, zwieńczone centralnym, zbieżnym w środku punktem kopuły. Nade wszystko KAMIEŃ, wszędzie wszystko z kamienia i trudno tu dostępnego drewna. Każdy szczegół domu i otoczenia robione, wykonane i dopracowane rękoma wyłącznie Gospodarzy. Dla gości wygodne, w arabskim stylu poduchy i zycbadle, Gospodyni podaje herbatę – mocna, pachnąca nieznanymi ziołami, w niewielkiej rzeźbionej szklaneczce w barwach złotej jesieni z domieszką indygo. Wchodzi Gospodarz. I od razu jest jasne i bez wątpienia, że Ecce Homo! Siedemdziesięcioletni, urodzony w Tel Avivie, opowiada o sobie, a opowieść ta jest historią samego domu i rodziny.
 
            Dla niego zaczęło się, tak naprawdę, gdy w 1966 miał tylko siebie, kawałek chleba, chlebak i gitarę. Wędrując po wzgórzach, jarach i kanionach Jerozolimy, zobaczył urwisko, starą oborę dla kóz i poczuł, że tak, tu jest właśnie TO miejsce. Ale nie spodziewał się, że w tej ruinie, jaką były resztki arabskich zabudowań koziej obory, cokolwiek będzie mógł stworzyć, zagospodarować. Uznał, że to przywidzenie i z żalem nastawił się na rezygnację. Nastał rok 1967 i w wojnie 67′ te tereny Jerozolimy przeszły pod zarząd Izraela. Gospodarz nasz zaczął więc chodzić dokoła tych ruin, wysiadywać nad nimi jak ptak nad zburzonym gniazdem i odwoływać się do władz Izraela, aby pozwoliły mu to miejsce nabyć, odbudować, odkupić, rozbudować. Nie otrzymywał na to zgody, ale czuł, że to miejsce domaga się jego uwagi, że obiecuje i zaprasza, że nie chce być tylko gruzowiskiem, a w końcu, że to jego MIEJSCE. A zatem, powoli, nieustannie nalegał, wnosił prośby, niósł skargi, obiecywał. W końcu zgodzono się, pod warunkiem, że teren i zabudowania nadal pozostaną własnością państwa Izrael, lecz proszący otrzyma ten dom i działkę w arendę, zaś jego obowiązkiem będzie odbudowanie domu i opieka nad nim. Przyjął te warunki, zabrał się do roboty. Firmy, które mogły mu pomoc, strasznie się mądrzyły i wiedziały wszystko lepiej. Zdecydował więc, że firmy won, a on podnajmie prostych robotników, którym powie, co i jak mają robić, bo miał swoją WIZJę DOMU. 

            I tak się zaczęło, a kiedy zrobił już tyle, że odbudował dom i urządził jego obejście na własnoręcznie obrobionych tarasach skalnych, to pojawiła się ONA, jego żona (boć pierwsza kobieta, która z nim była, odeszła, uważając, że podjął się zadania niewykonalnego, że jest szaleńcem i zachowuje się jak koziorożec, a ona nie miała ochoty być jego kozicą, chciała być normalną kobietą). Gdy pojawiła się ONA, zmieniła się Aura Domu, wzrosła Moc Ochronna Gniazda i władze zgodziły się, aby kupili całość terenu wraz z zabudowaniami.

            ON pracował w radio Izrael jako reżyser dźwięku. ONA zajęła się domem, rodzeniem trojga dzieci, w końcu została jedną z najbardziej wziętych i szanowanych nauczycielek w szkołach systemu pedagogiki antropozoficznej. W ich Domu pojawiały się dziesiątki, a potem setki ludzi poszukujących sensownej dyscypliny poznawczej, kultury duchowej. 

             Słuchałem uważnie. Zapadł zmierzch, potem nastała noc. Zapytałem, czy mogę o nich napisać. Gospodarz zgodził się, i dodał, śmiejąc się, że tylko on wyraził zgodę na wywiad z tv Al Jazira, bo nikt tutaj nie chciał z nimi rozmawiać. I zauważył: – Wiem, że w przyszłości relacje miedzy ludźmi będą takie właśnie, jak dzisiaj pomiędzy nami. Zapewne tego nie dożyję, ale wiem, że tak będzie.

            Zaczął padać deszcz, Gospodarz powiedział, ze odwiezie nas swoim samochodem do parkingu, gdzie stał nasz samochód. Przyszliśmy do nich tą drogą, wiedziałem, że jeździł on nią tysiące razy, ale odetchnąłem z ulga, gdy okazało się, ze deszcz nie jest taki ulewny i chętnie pójdziemy piechotą. 

            W drodze powrotnej zastanawiałem się, jak samochód naszej przewodniczki poradzi sobie ze wzniesieniami, po których będzie się wspinał na przełęcz kanionu. Owszem, droga od parkingu jest asfaltowa, ale gdy jechaliśmy na dół, miałem wrażenie, że spadamy, a nie jedziemy. Wszystko odbywało się jednak sprawnie, koliście i zakrętasowo, w świetle licznych reflektorów, które albo wspinały się na kolejne zbocza, albo spadały w dół, lecąc w ciemność nocy i deszczu ku ¬ródłu, przy którym NP Maria spotkała brzemienną Elżbietę. Tak głosi legenda. ¬ródło właśnie widziałem i Wodę też, a teraz wszelka turystyka wywietrzała mi z głowy, bo jak okiem sięgnąć, od przełęczy, na wzgórzach migotały, pełgały, wibrowały, łączyły się w poświaty i odblaski światła Jerozolimy.

Jerozolima 13 grudnia 2008