Dostojewski w Krakowie

Leon Zawadzki
Prolegomena do filozofii naturalnej 5

Galicja w krainie czarów

WAP_LOGONIA/dostojewski_hor.jpg

Rebe, dzisiaj jest 30 maja A.D.2000 i ten list należy czytać do tyłu, jak mawiała Adela, której lotne powiedzonka w rodzaju włóż szalik do szyji notowałem skrupulatnie, ale gdzieś mi wcięło notatki i cytuję z pamięci.
Kiedy Ty pędziłeś bimber ezoteryczny w Warszawie, ja jechałem pociągiem 26 maja do tejże i o godz. 15.45 otrzymałem wieści telefoniczne, co mogły powalić konia, na którym Czapajew zdobywał władzę dla bolszewików.  Ale jest to opowieść, której poczta elektroniczna może nie wytrzymać, więc na razie dam spokój z tym tematem. Powiem tyle, że jest nas trzech braci, a ja akurat z Marią byłem świeżo po obejrzeniu spektaklu Bracia Karamazow w Krakowie. I o tym to spektaklu przesyłam Ci opowieści, gdyż ochoczo powróciłem do psychodelicznego bohatera mojej młodości Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego.
23 maja 2000r. pisałem do Ciebie:
Rebe, byliśmy w Krakowie, który jak Ci wiadomo, jest miastem nie tyle dziwnym, raczej coraz dziwniejszym. Ma się eine kleine wrażenie, że deszcz w tym mieście pada w drugą stronę, coś jak słynny okrzyk cioci Pesi: Wot czudesa, pokojnika abratno wezut! Jako filologus, co się ocierał o słowiańskie trele, wiesz zapewne, że słowo abratno ma kilka synonimów, a jeden z nich oznacza ponownie, znowu; natomiast w języku literackim: z powrotem. Tak więc tłumaczenie okrzyku, czy też wykrzyku cioci Pesi na jęz. polski literacki brzmieć winno: Ale cuda, nieboszczyka z powrotem wiozą!
Niestety, los tak chciał, że zabrakło cioci Pesi na widowni sceny kameralnej Teatru Starego, gdzie – siedząc w VII rzędzie na miejscach 3 i 4 (numerologia, mein liebe Rebe Number One) – oglądaliśmy w skupieniu Braci Karamazow. A trzeba Ci wiedzieć, że spektakl trwa 6 godzin ze sporym hakiem, przez dwa dni, od godz. 18.00 do za pięć minut wieczne odpoczywanie racz dać widzowi Panie!
Sala jest mroczna i stara, tą roztrajbowaną starością, w której wszystko trzyma się na przetartych gwintach. Podczas przedstawienia, w tri miga robi się duszno. Widz wstrzymuje dech, więc nic dziwnego, że na sali słychać nie tylko kwestie, muzykę oraz okrzyki aktorów, lecz również – od strony widowni – pyknięcia pękających pęcherzyków płucnych. Można jednakże domniemywać, że owo wstrzymane oddychanie widzów dyrektor administracyjny teatru poczytuje za objaw transu duszy biegnącej po samej krawędzi Sztuki nad przepaścią Istnienia. Wyprowadzić go z błędu będzie trudno, a to z tego prostego, Rebe, powodu, że go (dyrektora adm., znaczitsja) po prostu nie znamy.
Wnoszę także, mój Przyjacielu, że najbardziej dramatyczne wydarzenie spektaklu, które miało miejsce podczas owych dwóch dni triumfu teatru nad Dostojewskim, także nie otrzeźwi dyrekcji Teatru Starego, o którym słusznie jest napisane w Michała Rożka Przewodniku po zabytkach i kulturze Krakowa: Jest to najstarszy funkcjonujący do dzisiaj budynek teatralny w Polsce. Dostojewski został, co prawda, wystawiony (dosłownie i w przenośni) na scenie kameralnej w budynku przy ul. Starowiślnej, ale nie zmienia to faktu: po I części spektaklu, w nocy z 20 na 21 maja, poprzedzającej część spektaklu drugą, zmarł aktor Juliusz Grabowski, który w Trzech braciach K. grał rolę Maksimowa. Ściślej rzecz ujmując, należałoby powiedzieć, że zmarł człowiek Juliusz Grabowski. I o zakład pogrzebowy idę, że w niemałym stopniu przyczyniły się po temu nie tyle fatalne warunki atmosferyczne zewnętrzne (ciśnienie, deszcz, itp. okoliczności depresyjne), ale wyraźna niechęć pana Juliusza do pracy w duchocie, gdyż jak wiadomo, wysiłek motoryczny aktora jest zazwyczaj o wiele większy niż widza (za wyjątkiem cioci Pesi, gdy aktorzy, pijący siwuchę w jej melinie, proszą ją, aby coś zaśpiewała, gdyż stęsknili się za melodyjnym słowem prawdy o życiu). O tym za chwilę, ponieważ w etot moment śmierć Aktora, na chwilę przed objęciem wachty pokładowej, wstrząsnęła mną bardziej, niż spektakl pt. Stosunek przerywany, czyli jak Stary krakowski wyobraża sobie Rosję, Rosjan i Dostojewskiego.
Rebe, pozwól na talmudyczne rozważanie: wydawałoby się, że śmierć człowieka jest śmiercią człowieka, ale zważ, iż swoją determinacją ostateczną Aktor Juliusz od niechcenia rozwiązał problem, z którym od premiery w dn.10-11 kwietnia 1990r. (horoskop, Rebe, horoskop!) boryka się cały zespół TS przez ponad bite 6 godzin dwudniowego spektaklu.
Widzowie, dech wstrzymujący i tym samym przybliżeni do śmierci o jeden krok co najmniej, powinni ten zgon nagrodzić niemilknącą owacją, ale nie jest to przyjęte w podobnych okolicznościach. Chociaż w gruncie rzeczy tylko ten Jeden Człowiek, spośród nas wszystkich, miał odwagę odpowiedzieć od razu, biez promedlenija, na wszystkie wezwania zawarte w artystycznym pytaniu o sens życia w ogóle oraz dobra i zła w szczególności. [Mistrz Zen zebrał przed śmiercią swoich uczniów w sali głównej, usiadł pośrodku, obrócił ciało trzykrotnie wokół osi, następnie powiedział: Patrzcie uważnie, nie dajcie się oszukać! I umarł].
Rebe, wyobraź sobie spektakl pt. Kim jestem? grany przez lat 77 co wieczór przez Najstarszy Teatr Świata, a szlagwortem tego widowiska jest nieustające umieranie, śmierć jednego Aktora dziennie i, w dodatku, nikt nie wie kiedy na niego padnie… Dlaczego przez 77 lat tylko? A bo podoba mi się ta liczba, Rebe.
Okazuje się, Rebe, że brak przekonania co do nieuchronnej śmierci pozwala nam grać, ale po fakcie grają już tylko ci, którym nadal się wydaje, że ich to nie dotyczy. Chwała Juliuszowi Grabowskiemu i jeśli TS będzie komukolwiek wystawiał pomnik, to ten Aktor powinien być pierwszy w kolejce: czy masz jakiś pomysł, Rebe, jakby ten pomnik miał wyglądać?
Uff, Rebe, ale powróćmy do Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego, tym bardziej, że i on także już nie żyje.
…i teraz, Rebe, otwieram specjalnie dla Ciebie rubrykę Czy wiecie, że…, a przecież ja wiem, że Ty jesteś literaturoznawca przedni i – co ja Ci będę kadził – kto, jak kto, ale Dostojewski prowadzał Cię po tych samych zagadkowych zakamarkach duszy, po których Dante włóczył się za Wergiliuszem.
– Wy, robaczki świętojańskie – mówiła ciocia Pesia podczas podlewanych stoliczną wykładów z literatury, w małym mieszkanku Goldsteina na Litejnym w Pitrze – żyjecie w iluzyjnym dobrobycie moralnym, przekonani, że gdzieś na świecie można znaleźć miłującą człowieka sprawiedliwość. Rwący strumień młodości – tak się poezyjnie wyraziła – niesie wasze nieokrzepłe dusze ku rzekom płynącym przez światy odległe, problem jednak na tym polega, że woda płynie z góry na dół, a nie odwrotnie, zaś rzeki zależne są od ukształtowania terenu. Fiodor Michajłowicz zrozumiał to dość wcześnie, ale zamiast zostać, zgodnie ze swoim wykształceniem, inżynierem, zapadł był na chorobę nieuleczalną, jaką jest świerzb literacki czyli pisarstwo totalne. A dlaczego? Pytam ja się was, młode inteligenciki, dlaczego Fiodor Michajłowicz przez całe swoje życie rozwiązywał problemy w gruncie rzeczy nierozwiązywalne, zamiast całkować i różniczkować ku chwale rosyjskich fortyfikacji? Lionia – zwróciła się do mnie – czy horoskop może odpowiedzieć na to pytanie? – Może, cioteńko – powiedziałem – zgodnie z regułami sztuki, ale co to za sztuka mówić o tym, co już się dokonało? Tajemnica Dostojewskiego jest wielce osobista, tak samo, jak dusza każdego z nas. – I o to chodzi – ciocia Pesia odsunęła słoik z konfiturą i dziobnęła widelcem marynowany grzybek, ale nie wzięła go do ust – co takiego wiesz o życiu Fiodora, że ośmielasz się wygłaszać takie androny? (takuju czusz powiedziała dosłownie, a słowo czusz, Rebe, oznacza brednie, androny, głupoty, niedorzeczności). I dodała: – Hajnt maxt men alc tandet! (dzisiaj robi się tylko tandetę!).
Zrozumiałem, że oto przed ciocią Pesią zdaję zaliczenie o wiele poważniejsze, niż na uniwerku, do którego biegałem co rano przez most w porywach lodowatej wichury albo w strugach deszczu, totalnego jak pisarstwo rosyjskich oderżimych literaturnym diełom (oderżimyj, Rebe, oznacza nie tylko figurę językową czyli: nawiedzonego, zawładniętego, opanowanego demonicznym przymusem myślenia i czynienia, ale również kondycję psychofizyczną, która pośród murów Sankt Petersburga wydaje się być stanem naturalnym).
Rebe, w owej chwili, gdy padło to pytanie, czułem się jak Twój uczeń, któremu Rebe Silberfeld sprytnie wyjął z kieszeni ściągawkę, przejrzał ją, pokiwał głową, powiedział Tyż niedobrze! i z niesmakiem oddał nieszczęsnemu adeptowi wiedzy tajemnej.
Rebe, ponieważ Ty jesteś człowiek inteligentny, o Tobie przecież mówią: Rebe, ober hast a njux! (Rebe, co ma niuch!), a to znaczy o wiele więcej niż jakaś tam prosta inteligibiltat, która hob basajdt a rebus in a cajtung Wyborczes (rozwiązuje rebus w gazecie Wyborczej), to ja pozwalam sobie zrobić eine skoczkes nach jahre 1981, gdy autorzy jak najbardziej zachodni napisali w swój leksykon Życie erotyczne ludzi sławnych, że: Dostojewski – człowiek pod każdym względem porywczy – gdy się czymś podniecił, wprawiał się w stan istnego szaleństwa (oderżimyj, Rebe, jako się rzekło; Ty spójrz na ten jego Pluton w eine koniunktion mit Gwiazda Scheat!): dziko gestykulował i – jak twierdzili niektórzy – toczył pianę z ust. Osobiste doświadczenia wzmogły zainteresowanie Dostojewskiego zbrodnią. Gdy miał lat trzynaście, zmarła na suchoty jego matka, a w pięć lat później ojciec, nędzarz, lubieżnik i pijak, został w akcie zemsty zabity przez pańszczyźnianych chłopów. [wyd. polskie Puls rok 199?, s.153].
Rebe, i tu się zaczyna opowieść o tym, co się przytrafiło Teatrowi Staremu w Krakowie.
Rebe, często myślę sobie, że zachodnie myślaki powinny poprzestać na produkowaniu dobrych samochodów i prążkowanych prezerwatyw, natomiast wypowiadanie się na temat Wschodu powinno być u nich (vide i u nas!) karane grzywną za pierwszym razem, za drugim powinni dostawać wpierdol od mafii moskiewskiej, za trzecim razem, Rebe, należałoby ich porzucać na pustyni, gdzie do najbliższego teatru jest co najmniej pięćset mil i tylko jedna oaza z zatrutą studnią.
Aby Ci to przybliżyć, Rebe, pociągnę dalej moją odpowiedzio-wypowiedź na seminarium alkoholowym, gdzie literatura i życie splotły się w jedną całość, jak rozbite jajka w koszyku cioci Pesi.
– Cioteńko – zauważyłem z drżeniem lewej powieki, co u mnie oznacza podniecenie twórcze – Fiodor Michajłowicz był trzecim dzieckiem w rodzinie wybitnego moskiewskiego lekarza Michaiła Andrejewicza Dostojewskiego, który w swoim fachu odwalił 25 lat porządnej roboty chirurga. Z małżeństwa Michaiła Andrejewicza z Marią Fiodorowną urodziło się ośmioro dzieci: 13 października 1820r. (po staromu stilju, czyli wg kalendarza juliańskiego) syn Michaił, 30 października (11 listopada) 1821r. syn Fiodor, 5 grudnia 1822r. córka Barbara (Warwara), w 1825r. syn Andriej, 22 lipca 1829r. córki bliźniaczki Wiera i Liubow, 13 grudnia 1831r. syn Mikołaj, a w lipcu 1835r. córka Aleksandra.
0
Fiodor Michajłowicz Dostojewski
right
urodz. 11.11.1821 godz. 11:00 Moskwa
– Gdzieś ty się tego wszystkiego naumiał? – zdziwiła się ciocia Pesia i, sięgając rękoma ku swoim plecom, rozpięła stanik, nie zdejmując przy tym jedwabnej sukni z falbankami. Westchnęła i dodała: – Nieźle się Marija Fiodorowna nastękała!
– Ciociu Pesiu – wykrztusiłem ze wzruszeniem neofity – co czuje kobieta po urodzeniu ósmego dziecka, gdy ma lat 35 i męża, który nie panuje nad swoim nasieniem?
– Niech Pan Bóg broni, żebyś się kiedyś o tym na własnej skórze przekonał! – warknęła cioteńka – ponieważ życie jest zbyt krótkie, abyś zdołał to jeszcze przemyśleć. Za takie rozumiem to ludzie po dziesięć lat kiblują. I widząc moje zdziwienie, uśmiechnęła się. – No, jakby ci tu powiedzieć? Pękła pizdula, przepadły monety.
– Właśnie, cioteńko – zdawałem to zaliczenie już bez strachu, że obleję – Marija Fiodorowna zawinęła się raz dwa, bo zaczęła chorować poważnie, a nigdy nie była aktywistką komsomołu w skórzanej kurtce i z naganem sterczącym nad krzywymi nogami. – Rozwijasz się – burknęła ciocia Pesia.
– …więc w nocy z 26 na 27 lutego (stary styl) 1837r. o godz. 07.11 w Moskwie skonała na suchoty, gdy Fiedia, jej chorowity syn, o którego sławie nigdy się już dowiedzieć nie miała, ukończył lat 15 z okładem…
…a nie 13, jak piszą ci, co liczyć nie potrafią i wobec tego zawsze im się, Rebe, wszystko zgadza. Umierając, Marija F. poprosiła, aby dano jej do ręki ikonę Spasitelja (po naszemu Mesjasza, po krakowsku Zbawiciela) i tą ikona błogosławiła swoje dzieci, następnie męża swego, który swoim popędem rozrodczym jeśli nawet jej nie wykończył, to bez wątpienia śmierć jej przyśpieszył. Ale jego werwa plemnikowa mieściła się w ramkach priliczja, czyli, po krakowsku mówiąc, w granicach przyzwoitości oraz zgodnie z wyznawaną również przez Lwa Nikołajewicza Tołstoja zasadą rozrodczości spontanicznej (Sofja Andriejewna rodziła razy 16, z czego 11 dzieci przeżyło).
Rebe, co ma zrobić mężczyzna, który traci żonę w wieku lat 46, gdy jego hormony jeszcze nie wygasły a nawyk zanurzania się w ciepło kobiecych kształtów inspiruje jego wyobraźnię? Czyżbyś chciał, Rebe, powiedzieć, że powinien się ożenić? Ma już ośmioro dziatwy, której należą się opieka i dobra doczesne, zaś następna żona Bóg wie czego będzie się dla siebie domagać. Co więcej, ma ochotę na seks wyzwolony ze zobowiązań prokreacyjnych, siermiężnie bogaty w witaminy uniesień in alkowe (znowu ciocia Pesia ze swoją odesską jidische sprache), jest lekarzem i wie, że skończyła się epoka, ale pozostały jej owoce. Najpierw, chodząc po domu, rozmawiał z cieniem swojej żony i robił to na dwa głosy: sam do niej mówił i sam sobie jej słowy odpowiadał, potem…
…potem, Rebe, wdowiec ów zaczął pić. Dopiero wtedy zaczął pić, więc zachodnie wersje o tym, że był pijakiem, są tyle warte, co ich poglądy na afrykańskich szamanów.
…Michaił, ojciec Fiodora: w eto wremja pribliził k sebje bywszuju u nas w usłużeniji jeszczo w Moskwie dewuszku Katerinu – pisze w swoich wspomnieniach Andriej brat Fiodora. Synów urządził w szkołach i na uczelniach, córki oddał pod opiekę rodziny i wyniósł się z Kateriną do swojej wioski pod Moskwę. Dzieci z Katią nie miał, przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Szkoda tylko, że tej umiejętności niezapładniania nie stosował wobec własnej śp. żony Mariji F.
Sytuacja trudna, w gruncie rzeczy normalna, ale nie dla młodocianego Fiodora, który pamięta rodziców z czasów świetności rodziny, a teraz widzi ojca pijącego, coraz biedniejszego i w namiętnej relacji z dorodną dziewką służebną. Ojciec jest na tyle przezorny i uprzejmy wobec syna, że gdy Fiodor odwiedza go w derewenskoj usad’be (trzy izby i kuchnia, też mi dworek!), usuwa z domu Katerinę, aby syn nie widział jego służebnicy-kochanki, de facto drugiej żony wziętej ze stanu społecznie pośledniego.
Rebe, czy w tej sytuacji Skorpion zodiakalny, z koniunkcją Wenus-Neptun-Uran na szczycie Koziorożca, z koniunkcją Jowisz-Saturn w znaku Barana (czuły punkt 21-22 stop.) może życzyć ojcu śmierci, aby pozbyć się "hańby rodzinnej"? Może, Rebe, o czym wiemy i rozumiemy.
A kiedy zmarła matka Fiodora i żałość ogarnęła rodzinę, to w tym samym czasie śmierć Puszkina wstrząsnęła Rosją. Fiodor był tak przygnębiony śmiercią Poety, że powiedział do brata Andrieja: – Gdyby nie śmierć Mateńki, to prosiłbym ojca, aby pozwolił mi nosić żałobę po Puszkinie. Minie wiele lat i słynne wystąpienie Dostojowskiego na uroczystościach puszkinowskich stanie się wzorcowym hołdem dla Poety.
Na razie jednak Fiodor widzi "upadek" ojca, i domniemujemy, że może mu w skrytości serca życzyć śmierci.
27 maja 1839r. ojciec pisze list do Fiodora, w którym powiadamia go, że rodzinie grozi głód (!). I kilka dni potem, Michaił, ojciec Fiodora, lustruje swoich chłopów pańszczyźnianych, którzy mieszkają pod lasem, daleko od zabudowań dworskich. Widzi chamskie nieposłuszeństwo i arogancję, trafia go szlag i zaczyna wrzeszczeć. Młody parobek odpowiada mu grubiaństwem i gospodarz dostaje szału. Widząc to, ów parobek, ze strachu przed następstwami gniewu pańskiego, krzyczy: Rebjata, karaczun jemu!! Słowo karaczun oznacza: kaput, śmierć, koniec, zabójstwo, zniszczenie, a także: zły duch oraz (zważ, Rebe, ekwiwalencję!), oznacza też dzień 12 grudnia (stary styl) czyli przesilenie zimowe, tzw. Spiridonow dień. Piętnastu chłopa rzuca się na Michaiła Andriejewicza Dostojewskiego i zabija go.
Ojciec Fiodra Dostojewskiego został zamordowany. Ale na tym nie koniec upokorzenia: do wsi zjeżdża specjalna brygada policji carskiej, która… dogaduje się z chłopami-mordercami. Załatwienie sprawy kosztuje słono, ale chłopi znajdują pokaźną sumę i płacą, zaś sekcja zwłok nieszczęsnego Michaiła lekarza wykazuje… apopleksję.
– Lionia – odezwała się ciocia Pesia, która do tej pory słuchała cierpliwie moich opowieści, o wiele bardziej szczegółowych niż tutaj je, Rebe, opisuję – fakty znamy, albo wydaje nam się, że je znamy. Gołe fakty i tak ubrane są w jedwabne majtki jak panienki w łaźni. Ty nam lepiej powiedz, czy antysemita Fiodor Michajłowicz Dostojewski, który o Polakach mawiał i pisał paljaczki, co nie przeszkadzało mu płakać ze wzruszenia na samą myśl o Chrystusie, był humanistą, jak piszą o nim i gadają, czy tylko genialnym epileptykiem, któremu wszystko się pokićkało, jakby mu ktoś oczy na jaja naciągnął? A może jedno i drugie?…
– Ciociu – zawołałem – a ty, genialna Żydówka z Odessy, czy ty jesteś humanistką? – i ciocia Pesia roześmiała się, a pod suknią jej stanik osunął się aż na brzuch. – Oczywiście – zawołała – jasne, że jestem! Humanista to człowiek, który najpierw hats ojgedrikt opinjes (wyraża opinie) a potem strzela, zaś grob (wulgarny cham) najpierw strzela, a potem ojgedrikts opinjes. A wiesz, co jest ciekawe w Dostojewskim? A mesugener, ober geredt hot er cu der zax (Obłąkany, ale mówi do rzeczy).
Rebe, gdyby reżyser TS, który wystawił Braci Karamazow pojął tę prostą prawdę…
cd nastąpi, Rebe, obiecuję, ale teraz idę spać, bo po Warszawie mam piasek w oczach i odciski na mózgu.
30.05.2000
cz. II czyli Kak gawarjat Hrancuzy
Rebe, czy Ty zastanawiałeś się kiedykolwiek, jak naprawdę mały Kazio wyobraża sobie trzecią wojnę światową? Zapewne trudno Ci będzie jednoznacznie to ująć, tym bardziej, że horoskop Kazia jest malutki jak sam Kazio. Jeśli jednak na Sądzie Ostatecznym zapytają Cię: jak Francuzi wyobrażali sobie rosyjską duszę, to odpowiedź Twoja, Rebe, będzie na blachę i sam Yezuel asystent Metatrona wpisze Ci w niebiański indeks celująco.
Dla porządku jednak powtórzę: hrancuskie imaginacje dot. rosyjskiej duszy składają się z nieodgadnionych dali, smętnicy włóczącej się po knajpach zwanych z rosyjska kabakami (w rzeczywistości są to zabiegałowki), picia wódki ze szklanek, ewentualnie szampana z kryształowych kielichów, które potem się tłucze; cygańskiej orkiestry, która gra duszeszczypatielnyje mełodii oraz cygańskiego chórku, czyli dwóch trzech dorodnych samic gotowych przejść od belcanto do kopulacji i odwrotnie; dodaj do tego harmonistę i harmoszkę, przy czym harmonista jest jednocześnie niedźwiedziowato zwinnym tancerzem i wywija hołubce zwane kazaczok; do tego zestawu należy ryk z wszystkich gardzieli uczestniczących w umuzykalnionej libacji; podniecenie seksualne, które trudno jest rozwinąć w normalne kopulowanie ze względu na nadmiar emocji i alkoholu; wyjątkową uraźliwość, łatwo przechodzącą w dobroduszne obściskiwanie się, po którym, lub w trakcie którego, następuje zbrodnia w afekcie; to wszystko musi być zaprawione wykrzykiwanymi na granicy obłędu rozważaniami o sensie życia, względności dobra i zła, pomysłami naprawienia świata, gdzie zbrodnia chadza za pan brat z miłuj bliźniego jak cara samego. Czy coś pominąłem? A tak, skorpionowe tajemnice alkowy, w której sięgając pod bieliznę (obfitą, Rebe, obfitą!) samiec wydaje okrzyki, jakby za chwilę miał zanurzyć kutasa w pokrzywach, zaś jego bogdanka albo chichocze albo odpycha go gwałtownie, byle nie za daleko.
Takie wyobrażenie o russkoj dusze i płoti (płot’ oznacza cielesność, mięsopustną i ociekającą tłuszczem pożądania, drgającą od pragnień ukrytych a jednak widocznych) pozwala Hrancuzom mieć wrażenie, że dusza ta, rosyjską zimą przymarznięta do ziemi, usiłuje wydobyć się spod zwałów śniegu ku normandzkiej wiośnie, której uroków i tak zrozumieć nie jest w stanie.
Teatr Stary przyprawił francuską sałatę, dodając do niej krwisty befsztyk dostojewszczyzny i w tej glorii ukazał polskim teatromanom braci Karamazow według starej receptury mit fremde huljen zej, far dem ejgenem man krexcn zej (z obcymi hulają, a przed własnym mężem stękają).
Sukces francuskich imaginacji uskrzydlił spektakl Teatru Starego w Krakowie, ponieważ spełnione zostały wszystkie oczekiwania dot. wyobrażeń żabojadów na temat tainstwiennoj russkoj duszi. To ich rajcuje, zwłaszcza po rewolucji zwanej wielką francuską, gdy się okazało, że temperament mają podobny, tyle że nie gdaczą w alkowie, ale raźno biorą się ze znawstwem do roboty, bo w gruncie rzeczy jest to jedyna robota, na której się znają.
Pamiętasz zapewne, Rebe, filmy o astrologach (Hanussen np.), w których reżyser ma wyobrażenia, zaś aktorzy nie mają pojęcia; filmy o szachistach, w których reżyser ledwo ledwo potrafi odróżnić konia od żyrafy, zaś na czołach aktorów maluje się namysł czyli stan im zupełnie nieznany; o filozofach, którzy mają więcej przygód miłosnych niż Casanowa, no i o Casanowie, który filozofując ma coraz mniej czasu na swoje właściwe zajęcia.
Tak też zapewne było nach Krakau, gdy ukazałeś swoje oblicze festiwalowe i wysłałeś do mnie przez komórkę rozpaczliwe nuda. Jeśli napisać to po rosyjsku: nu, da! to otrzymamy polskie no, tak!
Prawdziwa aktorka rosyjska Faina Grigorjewna Raniewskaja powiedziała: Nu, da! Pamiętam paru porządnych ludzi. Boże, jaka ja jestem stara!
Rebe Widzower