W Mieście Astrologów 01

Leon Zawadzki & Maria Pieniążek
NANDRI
Z PODRÓŻY DO INDII cz. V
W MIEŚCIE ASTROLOGÓW
cz.1
PALMA IM ODBIJA

Szanowni Logonauci, zamieszczamy pełny tekst rozdziału W MIEŚCIE ASTROLOGÓW cz.1

Szanowny Czytelniku, dobrze wiedzieliśmy czego chcemy, dokąd i po co zmierzamy. Po kolacji wigilijnej, pierwszego dnia Świąt, zostawiliśmy za sobą marzenia o gościnie w Auroville i ruszyliśmy do stacji w Pondicherry, gdzie ostrożnie stąpając pomiędzy leżącym siedzącym handlującym na chodnikach i poboczach, w upale, ludem bożym, odurzeni zapachem moczu zwierząt i ludzi, zdobyliśmy miejsca w klekocie, który ruszył w skwar i kurz wciskający się do oczu. Naszym celem było miasteczko Vaithisvarankoil, najważniejsze, choć mało znane, centrum legendarnej Biblioteki Liści Palmowych.
Oto, co o BLP piszą dziennikarze: Jeśli naprawdę pragniesz poznać swoje przeszłe wcielenia oraz własne przeznaczenie, udaj się do Indii. Tam Strażnicy Przeznaczenia odczytają Twój los zapisany pięć tysięcy lat temu na palmowych liściach. Możesz nawet poznać datę swojej śmierci. Piecza nad zbiorami liści od setek lat przechodzi z ojca na syna. Kapłani wiedzą, że są strażnikami wielkiej tajemnicy.
Zainteresowanie biblioteką jest ogromne, większość przybyszy to Hindusi. Na wizytę należy umawiać się kilka dni wcześniej. Odczytywanie liści trwa wiele godzin i jest poprzedzone świętymi obrzędami. Los każdego z ludzi zapisany jest na dwóch liściach. Kapłan odczytuje tekst starotamilski, tłumacz przekłada go na znany pielgrzymowi język. Kapłani pytają, czy chce on poznać swoją przyszłość. Zainteresowany może określić, czego chce się dowiedzieć. Biblioteka Liści Palmowych jest jednym z cudów świata, tak niewiarygodnym i tajemniczym, że trudno jest uwierzyć w jej prawdziwość. A jednak ci, którzy tam byli, twierdzą, że dotknęli tajemnicy, zostali obdarowani wiedzą i odeszli osłupiali (źródło: Internet).
Miałem swoje powody, aby dotrzeć do Vaithisvarankoil. Jest w nim słynna Świątynia Boga Medycyny. No i oczywiście, wielu astrologów.
obrazki/literacka/blp_sbm.jpg
Tak zapewne wyglądał twórca BLP
Chciałem, po prostu, tych Kapłanów Astrologii zobaczyć przy pracy! Czytając książki, opracowania i fachowe artykuły o BLP, nabrałem przekonania, że efekty ich roboty są oparte na innej technologii dochodzenia do werdyktów, niż sprzedaje się to amatorom sensacyjnych reportaży. Za tymi Liśćmi widziały mi się bardziej głębokie i skomplikowane metody prognozowania, niż te wystawiane na pokaz. Temu właśnie chcieliśmy przyjrzeć się z bliska. A było nas dwoje profesjonalnych astrologów, Maria i ja, oraz Dariusz, który ukończył mój warszawski warsztat astrologii profesjonalnej.
Wszyscy troje wiedzieliśmy już, że podczas podróży i docierania do sedna będziemy wystawieni na przeróżne zagrywki handlarzy cudami. Oczywiście, aby zobaczyć, co jest grane w BLP, należało wcielić się w rolę pierwszych naiwnych, którzy pojęcia nie mają czym się to je i o co tu chodzi.
Miasteczko leży na dalekim południu Indii, w Tamil Nadu, 22 km od linii brzegowej Bay of Bengal. Pomyśleliśmy sobie, że jak dobrze pójdzie, to pojedziemy jeszcze lokalnym busem nad morze. Przyjechaliśmy do Varankoil około godziny 16-tej dnia 25 grudnia Roku Pańskiego 2004.
                                                   ***
Kurz opadał powoli. Kierowca autobusu nie wyłączał silnika, czekał aż tych troje białych wysiądzie, jeden z nich miał kłopoty z wydostaniem pakownego plecaka spomiędzy siedzeń, czarnoskóre kobiety dzieci pomagały mu, w końcu wszyscy troje opuścili zatłoczony bus, który natychmiast ruszył wzniecając ten sam kurz co właśnie opadał. Dwaj mężczyźni i kobieta zostali sami na dziurawej szosie pokrytej zaschłym łajnem, nie wiadomo jakich zwierząt. Ten z siwą brodą wpatrywał się uważnie w domy z szyldami, pełno ich było dokoła, na każdym wyraźne kulfoniaste napisy NADI ASTROLOGER albo NADI INTERPRETER taki to a taki. Zewsząd biegli ku przybyszom mężczyźni w białych dhoti owiniętych wokół nóg, śmigając boso po łajnie zaschłym, chyba krowim. Młodszy biały mężczyzna, bez brody co prawda, ale w miarę zarośnięty, spokojnie patrzał jak starszy jego towarzysz odbezpiecza najnowszy model Saturna-9, oczyma dając znak, że jeśli co, to wszystko jasne. Biegnący podbiegli. Kobieta przesunęła na brzuch pokaźny czarny pakiet, w którym równie dobrze mógł być schowany aparat foto, jak ładunki rakiet podręcznych ziemia-ziemia, więc podbiegający nieco strefili. Kobieta, jasna biała lady, pogodna siwa a nie ułomek, patrzała na nich przyjaźnie, przecie ostrzegawczo.
Było oczywiste, że pierwsza potyczka, pierwsze strzały zadecydują czy w Mieście Astrologów przybysze znajdą szacunek, na który zasługiwali, czy od razu, zgnojeni, nadawać się będą do podmywania krowich zadów. Miasteczkowi zaś, zatrzymując się przed nimi, nie wiedzieli czy to przyjechały zwyczajne barany do strzyżenia nożycami jyotisch hindu astrology, czy króliki do wytargania za uszy, wytrząsania z nich money a może właśnie – nie daj Subramanyan! zlituj się Parwati! – do miasteczka przyjechali fachowcy, ukrywający się pod maską zmęczonych białasów, odpluwających zgrzytający w zębach piasek. Patrzyli więc ciekawie na pasażerów, co wysiedli z bus-dygota, na szosie nie było nawet tabliczki z napisem bus station. Te badawcze spojrzenia trwały zaledwie 10 sekund, po czym posypały się strzały pytań: Nadi astrologer? for you?! I have verry good nadi interpreter! for you!! Przybysze spojrzeli obojętnie, leniwie, starszy brodaty splunął na pobocze, charknął, odbezpieczył butelkę z wodą, młodszy w miarę zarośnięty powiedział: no! po czym krótkim warknięciem zadał pytanie: where is Bhagaradżan?! dając tym do zrozumienia, że przyjezdni nie wypadli autobusowi spomiędzy panewek, lecz wiedzą czego chcą, dokąd zmierzają, a ci co ich spróbują zwieść z drogi mogą spadać z kursu do celu. Biała lady uśmiechała się tajemniczo jak Parwati przed użyciem broni jądrowej przeciwko rywalce Devakini Roztropek. Naganiacze odpadali jeden po drugim. Na kurzawce zeschłego łajna, chyba jednak nie tylko krowiego, został pomarszczony życzliwie zaciekawiony chudzielec w szmatach, które ongiś były białym dhoti, wskazał kierunek, a była tylko jedna droga jeden asfalt jedno łajno więc nietrudno pojąć dokąd biali powinni zmierzać.
Ruszyli, uzbrojeni w lekką broń osobistych uśmiechów i pewności siebie, dogonił ich kremowy car-taxi z czarnymi menami w środku, proponując podwiezienie, młodszy biały zapytał – jak daleko do centrum? – pięćset metrów/ biali machnęli do czarnych w podzięce, taxista jednak wyprzedzał, zatrzymywał się, pokazując drogę – taki uprzejmy no no! powiedziała po polsku biała lady, stary siwy pomyślał: – fachowcy? z sąsiedniej ekipy astrospecnazu?, zmrużył oczy i założył ciemne okulary – cholera ich wie, może to same jasnowidze?!
Kochani Przyjaciele, tak to się zaczęło, tak to zobaczyłem wysiadając z autobusu, varankoil przypomina miasteczko z amerykańskich westernów, zagubioną na skraju galaktyki mieścinę, w której mogłaby się rozgrywać akcja straży przybocznej Kurosawy, tu ziścić się mogą wizje chłopięce: jestem skrzyżowaniem gary’ego coopera w samo południe, w stanicy kurzeń na podolu, gdzie chcą nas zrobić w konia.
Rzeczywiście, bywałem w takich miejscowościach, będzie ze 30 lat temu, wjeżdżaliśmy w przesieki polesia gazikiem, rżnąc światłami ciemność, adam szedł do swojej jagi i kochał do świtu, ja leżałem na strychu, wdychając zapachy miłości i jajecznicy na boczku, adam mnie potrzebował, bo ledwo uszedł z życiem jak się miejscowi rzucili dokopać przyjezdnemu romeo…
… tym razem, na południu hindustanu, w tamil nadu przy równiku, też było cel pal gorąco, kurz, tylko zamiast jagi mieszkała tu Baba Jaga. No i te wizje z odległej epoki: razem z Hi-no kami samurajem idziemy jak tajfun po kurzawce traktu, pomiędzy domami przez wieś, czyszcząc do spodu, wycinając w pień krwawo zwaśnione rody, po czym odchodzimy tak jak nadeszliśmy, nie wiadomo skąd, nie wiadomo dokąd. Skąd takie napięcie? Dowiedziałem się o tym półtorej doby później, gdy wszystko już było jasne: wysiadając z busu w Mieście Astrologów, wchodząc do miasteczka nie wiedzieliśmy: następnego dnia rano! następnego dnia rano! następnego dnia rano! 22 km od Vaithisvarankoil ocean uderzy! dziesiątki tysięcy ludzi, z tego połowa to dzieciaki, zginie w oka mgnieniu. Dokładnie wtedy, gdy my, unoszeni nad doczesnym padołem mantrą om nama shivaya, po dokonaniu rozpoznania w legowisku boga medycyny, gotowi byliśmy użyć starej a zacnej broni eschatologicznej, by zakończyć w kurzeniu varankoil żenujące targowisko astrologów nad odwieczną tajemnicą biblioteki liści palmowych. Oto co poczuł astrolog-wojownik z XI stulecia, w służbie wielkiego Mahmuda, z którego rozkazu bywał w Hindustanie, podróżując po ziemi indyjskiej, trzykrotnie ją nawiedzając dla zebrania najlepszych wzorców wiedzy Bhrygu* zwanej gwiaździarską, ucząc się u ichnich mędrców sztuki astropredykcji. Mahmud koniecznie chciał najechać tę krainę, wysyłał swoich na przeszpiegi. Usłyszał: – Wiedzą więcej od nas! my jesteśmy lepiej uzbrojeni, ale ich kapłani ugotują naszych magów na wielbłądzim mleku.
Minęło równe tysiąc lat: dajcie mi konia, niech będzie latający dywan, dajcie mi Księgę, niech będzie astrolabium! trzeba zrobić klar na pokładzie żaglowca Karman, który opanowali wysoce w sztuce biegli magowie astralni. Posprzątamy i jako kolega po fachu szczerze doradzam, zobowiążcie się do przekazywania w tej mieścinie połowy waszych utargów na potrzeby świątyni boga medycyny, w przeciwnym razie Budhan** powiąże was w snopki i oskarży przed dziadkiem Karmanem, jakem śri harnaś baca astrologus beskid poland central europe!
Troje białych dotarło do centrum miasteczka. Skrzyżowanie, z lewej prawej sto na sto metrów, aż do bramy Wielkiej Świątyni wszędzie powtykane biura astrologów upstrzone naćkane zatłoczone zapchane szyldami. Nad kantorkami, straganami hotelami jadłodajniami, nad zacnymi domami, rezydencjami wszędzie prosto na skos z góry na dół, na dykcie, kamieniu, na murach, deskach, na płótnie napisy: ASTROLOGER NADI INTERPRETER taki to a taki hej! Swami Doktor Guru Holly Astrologer hej!
…a my do hotelu, w którym colonel bobowski telefonicznie zarezerwował dla nas pokój oraz wstępną rozmowę z astrologiem palmowym, z kimś kto ma tabliczkę ASTROLOGER oczywiście Nadi Interpreter, od teraz nazywać takich będziemy w skrócie ANI, could you repeat that, please?…
…więc idziemy, pomiędzy straganami przesmyk przejście wejście na wąziutkie kamienne schody, pniemy się w górę, stajemy przed kantorkiem na piętrze, przed zapyziałym spojrzeniem starego rwacza ciecia w recepcji, biedniaga, nie wie o co chodzi, jaka rezerwejszyn? obok, na czymś w rodzaju ławki, siedzi staruszek, zaraz spadnie, nie mogę się skupić na gadaniu z recepcjonistą, bo w mdłym świetle żarówki patrzę na konającego starugę, żeby przyjąć odebrać pobłogosławić jego ostatnie tchnienie, okazuje się ten ma tych tchnień jeszcze wiele, starcza mu na śliniącą się ciekawość co to za biała women ta lady? mały chłopaczek, czarny prosto z komina, zerka na nas, gotów jest zrobić wszystko, by ci biali zostali dali zarobić, wlepia w nas całego siebie, woła kogoś, wychodzi miły dziadulo, jeszcze się trzyma od zawietrznej, hotel jak na razie wygląda na hospicjum dla mężczyzn z dziecięcą obsługą, dziadzio z wąsem ach tak! rezerwejszyn była, a jakże, już będzie room dla three persons, prowadzą nas po schodach na wąskie tarasy, można się przechylić przez kamienną barierkę, zająć pozycję dyżurnego ruchu albo spaść na mordę na złamanie karmy, jest pokój room znaczy się, otwierają z kłódki: nora średniowieczna cela więzienna dla szczególnie niebezpiecznych błędnych rycerzy, duchota zatrzymuje na progu, krok do środka jeszcze krok i zdechniemy tu z braku powietrza zatęchłego smrodu, sienniki dziurawe na czymś co ma być łóżkami. Nasze przerażenie odczytuje tylko ten mały chłopak, rzuca się żeby coś poprawić, co on biedny może poprawić!, tu należy wszystko wysadzić w powietrze i zacząć od nowa. Oglądamy to co oni nazywają bad room, wzywamy świętych boga higieny powszechnej, niech będzie personalnej, nie pomaga. O, boski medyku, który w tym town masz swoją świątynię, żeby tu zrobić kucanasanę trzeba być akrobatą mieć odporność psychiczną trenera survivalu, no powiedzmy, że stać nas na to, ale ciemno w tej jamie bez okien, brak światła czy żarówki, my w końcu przyjechaliśmy tu po światło light do jasnej indologii! tak, po światło illumination, enlightenment, improvement of mind, ale chyba jasne, że duchowe światło może nie wystarczyć, gdy chcesz się wykucać w absolutnych ciemnościach, nie o ten absolut nam chodziło! przynoszą żarówkę wkręcają, błysk! rzeczywiście, oświetlenie to nie oświecenie, nie to samo, przepaliła się żarówka, staruszek pędzi po nową, mam boja, że on się zabije na tych schodach wąskich, na śliskich zakrętach, ach, ta moja nadopiekuńczość, przecież nie przyjechałem tu popędzać staruszków. Mówimy stop! mamy ważniejsze sprawy do załatwienia.
Zamykamy bagaż w tej norze, idziemy do ANI, z którym jesteśmy umówieni na wstępną rozmowę, na ustalenie procedury. Podobno pobierają odciski palców, muszę zobaczyć, to mi se libi, to je heskie! Powtarzam sobie: przyjechałem zobaczyć jak pracują słynni tajemniczy legendarni astrologowie, o których opowiada się dziwy starszej dziatwie uduchowionej niemożebnie, pisze się krótkie artykuły tak pełne przydługich zachwytów, że nie starcza już miejsca na zdrowy rozsądek, no i zawsze serwuje się przy tym tę samą opowieść: pięć tysięcy lat temu, w Indiach, żył święty mędrzec, Bhrigu, znany powszechnie jako Vashishta. Czerpiąc z Kroniki Akasha, w której zapisane jest wszystko, co było, jest i będzie, umiał odczytywać losy ludzi i świata. Spisał większość indyjskich legend, założył pierwszą Bibliotekę Liści Palmowych: na palmowych liściach losy stu tysięcy ludzi przyszłości, którzy przychodzić będą, nawet za parę tysięcy lat, aby się o swoim losie dowiedzieć. Dwunastu kapłanów sprawuje pieczę nad dwunastoma Bibliotekami, a tylko ci, którzy stawią się osobiście w którejś z bibliotek, mogą poznać swój horoskop i los. Oryginalnych zapisów dokonał mędrzec Bhrigu w języku starotamilskim, własną ręką, ale tych Liści już nie ma, lecz co osiemset lat kapłani skryby Bibliotek przepisują wierszowane teksty przepowiedni ze zmurszałych liści na nowe…

deszczułki ochronne Liści Palmowych
foto Maria Pieniążek 26.12.2004

… rozmyślam: wierzę, iż starożytni mędrcy odczytali specyficzny zapis astrologiczny w relacji Niebo-Człowiek-Ziemia, opracowali algebraiczne kody kluczowych struktur mechaniki niebios, do tego celu sporządzili stosowne instrumentarium, dokonali tego dzięki uprawianiu specjalnej techniki kontemplacyjnej; jestem nawet skłony uwierzyć, że owi siddhowie*** byli ze specnazu astralnego, wcieleni na Ziemi, po prostu desant niebiański, taki mały oddział Archaniołów Akasha, aczkolwiek wydaje mi się, że akurat Pięciu Mędrców to Pięć Żywiołów (w astrologii hinduskiej piątym żywiołem jest Przestrzeń); w kontemplacji widzieli wszystko? nawet to, że za kilka tysięcy lat, w 2004, przybędziemy do varankoil? przygotowali dla nas (albo i nie!) imienne osobiste opisy przeszłości takoż prognozy naszego żywota? ba! wszystkich naszych żywotów do tyłu wprzód na boki na zakrętach, ze szczególnym uwzględnieniem momentu gdy się dotelepiemy do BLP, której archiwa umieszczone są przecież w świątyniach rozrzuconych na ogromnej przestrzeni Tamil Nadu!; podanie głosi, że teksty najpierw spisano na trzech skórach wołowych? mamucich? wiele lat później przepisano na liście palmowe, następnie oprawiono w misterne deszczułki, tysiące zarchiwizowanych cv umieszczono w archiwalnych zbiorach świątynnych. Można przybyć z dowolnego miejsca na Ziemi, aby się dowiedzieć, czy pielgrzymujący do BLP trafił do właściwej Świątyni (miejsce), na swój dzień (czas), no i czy w ogóle jego wątłe istnienie zostało ujęte na liściu palmowym, bo mędrcy nie wszystkim taki dar sporządzili…
… rozmyślałem: kim są wybrańcy, godni mieć swoje Liście? jedna z wersji (a jest ich wiele) mówi, że tych wybranych jest 144 tys., co ci przypomina liczba znajoma ta? ano, 12 rodow – plemion Izraela, z których podczas armagedonu ocaleje po 12 tysięcy czyli właśnie owe 144 tys., stąd zapewne plotka, że ocaleją tylko żydzi, od kogo oni wtedy biedni będą mądrzejsi? dla kogo odkupią świat na krzyżu? komu podarują równanie e=mc2, opracują teorię wzgledności? Kto im wręczy nobla? jeżish matyja, ojcze dyrektorze! a jeśli ten armabushgedon zaczął się 11 września roku pamiętnego? nie kużden, panie jasiu, nawet jak się doczołga do BLP, to dostanie ten swój listek, może go tam w ogóle nie być, jeśli nie trafił nasz franuś do tych wybranych hej! znowu jakiści lud wybrany, cy ten pan bóg bożycek to rasista jakić astrofizycny hej!
…jakże to tak – myślałem – Ziemia Niebo pracują niestrudzenie, człowiek, różne uwarunkowania, chociażby horoskopy osób, które urodziły się za kręgiem polarnym, badałem i takie, dziwaczna astrokartografia, nieuchronne losy ludów za kołem podbiegunowym! ale jakie były kryteria wyboru, raczej doboru do BLP? na czym ten numer polega? Jak w anegdocie : iluzjonista prezentuje dyrektorowi cyrku nowy numer: krokodyl gra na fortepianie, małpka siedzi nad nim i śpiewa, – dam ci tysiąc dolców premii – mówi dyrektor – jak mi powiesz na czym polega trick! – to proste – odpowiada iluzjonista – gra i śpiewa krokodyl! od dawna żywiłem podejrzenie, że w kronikach i przepowiedniach BLP gra i śpiewa krokodyl; od ponad pół wieku Feniks ma w mojej Pracowni poczesne miejsce, pomaga mi odkrywać i systematyzować zasady i reguły astrologii praktycznej, ongiś usiadł mi na głowie, wystukał kod numeryczny duszy indywidualnej, w skrócie kendi…
…za daleko na tych szlakach zabrnąłem, żeby dać się nabrać na opowiastki dla psychozofek oddychających pranajamicznie przez czakramowe dziurki, nawiedzonych płci obojga zauroczonych tajemniczościa, przybywających do duchowych miejsc mocy, żeby podeprzeć swoje rozchwieruchtane życie, chłoptasiów chodzących za guru co mają na szyi moc kwiatów na sznuru, no nie! takie coś w ogóle nie mogło być brane pod uwagę; powściągając niecierpliwą ciekawość mówiłem sobie: patrz uważnie! co nieco już wiemy, życzliwa moc udzieliła nam posłuchania, dała nam czas, stosowne miejsce, tego owego nauczyła, teraz jesteś w stolicy astrologów nadi interpretatorów, tu się dowiesz, sam żeś Boginię Uranię o posłuchanie prosił a życzliwości Jej doznajesz…
…czy należymy do tych osób, których LP są w Bibliotece? po wielu latach badań miałem uzasadnione przypuszczenie, że mędrcy znaleźli to czego sam poszukiwałem, a następnie opracowali pewną ilość wzorcowych horoskopów indeksowych, jeśli zaś w indeksie nie znajdą go wtajemniczeni kapłani, to znaczy: nie jego czas miejsce, szlus! dziadzio Karman go nie lubi, chociaż jego astrologowie potrafią jaskółki liczyć w locie; marzyłem: jak on astrolog n.i. wygląda?! ach tak, chciałem nie tylko zobaczyć, musiałem widzieć jak pracuje…
…idziemy, dochodzimy do pokaźnego zasobnego domu, szyld Guruji ln. Sivaswamy Siva Nadi Reader, trzeba wiedzieć, że tradycja Pięciu Mędrców wciąż żywa, jednym z nich był sam Shiva, więc ten z szyldu jest z tej linii, mówią, że najlepszy. Inni zaś są od guru Agasthya. Zaczynam się domyślać, że ten tu jest najdroższy, ale nie pchajmy się, tylko po kolei, mówiła ciocia Pesia kisząc ogórki. Na tarasie domu, na wysokości pierwszego piętra, kilku czarnych postawnych silnych mężczyzn w białych strojach kroju hindu-baobab, przyglądają nam się dokładnie, by tak rzec z góry, wchodzimy do wąskiej ciasnej poczekalni, na parterze siedzą oczekujący klienci, śród nich kobieta o miłym wyglądzie schludna w średnim wieku napięta oczekująca, wpuszczają nas od razu przed oblicze jednego z tych na biało ubranych z tarasu, wiek około 35 krępy byczy facet pewny siebie znużony, dołącza tłumacz, nie wiemy z kim mamy przyjemność, ci dwaj przechodzą od razu do rzeczy: zaczynając rozmowę o naszym bogu, którego znają z wizerunków na banknotach, najlepiej dolarowych, obaj są w miarę ogładzeni, mówią z uprzejmością stanowczą, która swoją cenę zna, oni zaś składają hołd przed ołtarzem naszego monisty…
…no to – how match? – pytamy, wyciągają gotowe foldery informatory, na których napisano wyraźnie, że horoskop ma 12 Domów podstawowych, z których każdy zawiera info na konkretne tematy, no a jak ci nie wystarczy, takiś ciekawski, to masz jeszcze dodatkowo 4 Domy, z których możesz się dowiedzieć więcej, napisane jest o czym i czego się dowiesz w każdym domu, jeśli zaś o cenę chodzi, to 12+4=16, należy policzyć ile się tego chce, bo uwaga! otwarcie Domu I horoskopu kosztuje tylko 250 rs, potem każdy następny Dom po 1100 rs, jeśli zaś chcecie wszystkie Domy, razem z nagraniem, to 33000 rs.
Kochani Przyjaciele, dobrze czytacie, powtórzę, trzydzieści trzy tysiące rupies czyli po naszemu: podzielcie to na 42 otrzymacie w dolcach, pomnóżcie skromnie przez 3,33 złocisza za dolca, otrzymacie ca 2616 pln z hakiem za osobę! a nas jest troje! understending? verstein zie? avait vous compris? mówię powoli yes! aj ponyal, j’avait compris, ya panimayu, w końcu mówię po polsku głośno, uśmiechając się – rozumiem, kochana zgrajo, niech wam monista to i owo drzwiami ściśnie!, a jakże, wszyscy się uśmiechają, could you write it down for me, please? dalej trzepiemy angola, uprzejmie, że verry expensive za drogo znaczy się, że nas nie stać. Miny facetów z obstawy mistrza zmieniają się na cytrynowe, okazuje się, że jeśli chcecie taniej, to owszem, ale D.I musimy otworzyć, taki standard, to kosztuje 1100 rs, yes! – jak to?! – wołamy podnieceni, może za głośno wołamy, może nawet krzyczymy – przed chwilą bylo 250 rs za D.I n’est pas? a oni: – no, nie nie! było 1100 rs, jest 1100 rs, a to dla was uprzejmość, bo tak naprawdę to bierzemy za D.I 1300 rs., a za całość 37000 rs., – jak to??? – seplenimy – przed chwilą było 33000 rs za całość, to jakaś pomyłka!…
…starszy siwy (ja, lz) mówi do mp: mnie i darka oni mają za (tu się wyrażam), ale dlaczego ciebie? musimy im przygrzac! myślę: gdzie ten japoniec, który w ramanashramam co rano ćwiczył kung-fu aikido jakieś haki-pataki, tańczył z pawiami aż go miały dosyć, tu by się przydał, banzai! (śmieszne, teraz, gdy pisząc ten tekst walę w klawiaturę, on siedzi przy drugim compu i już od 3 godzin też młóci klawisze, widzę czcionki na jego ekranie: same słupki z paprochami)…
… mówię do tych dwóch goryli astralnych, wyraźnie już rozbawionych nami, też już jesteśmy nimi rozbawieni: we no Americans with banks, śmieją się: to wasz problem, kochane białasy, ceny są nasze, miasteczko też nasze, na to my, że – musimy pomyśleć, a myślcie sobie, uśmiechają się z politowaniem, bardzo prosimy, – to morrow – mówimy, oni: – no to czekamy, to morrow…
…wychodzimy, oczekująca na astrologa kobieta Hinduska zwierza się Marysi, poszukuje u niej wsparcia przed egzaminem z Przeznaczenia, zaraz obie panie będą się obejmować, mp łagodnie z nią rozmawia jak to dojrzała kobieta z pierwiastką, a Hinduska, że zaraz stanie przed obliczem profesora położnictwa astralnego Swamiego Nadi Astrologa, przed samym ANI Shivaswamy! takie z nas inteligentne bestie, że domyślamy się natychmiast: żaden z tych negocjatorów, co zapuszczali żurawia w nasze portfele, to nie astrolog, to jego obstawa!, astrolog jest niedostępny, pojawia się tylko w bezpośredniej rozmowie, liczymy: jest ich tutaj pięciu chłopa w białych kitlach z koszulami nocnymi na wierzchu, odprowadzają nas wzrokiem z tarasu…
…odchodzimy, przegraliśmy pierwsze starcie, jeszcze nie przegraliśmy wojny! Księga Przemian, przy pierwszym pytaniu, jeszcze w BB, mówiła mi, że nie będzie letko. patrzę na mp, na darka, tak! jesteśmy napaleni jak ankoholik na wódeczność, idziemy przez miasteczko: szyldy szyldy ANI-logów, podbiegają do nas naganiacze, pytają czy my do n.i., kiwamy głowami: ni-ni-ni! spadajcie! idziemy sami, do złotego szyldu, który widzieliśmy wchodząc do miasteczka, jeszcze przed pierwszą rundą, gdy szliśmy w kurzu przydrożnych zmagań z Przeznaczeniem, teraz idziemy gotowi na kolejną potyczkę, przywiążemy konie, kopniemy wahadłowe drzwiczki, wejdziemy do astrosaloonu, niech nam kto podskoczy, gdzie ten szyld? a tu ci szpas! przechwytuje nas (jak mu się to, knypciowi, udało?!) nerwowy mały naganiacz, my znowu nie wiemy: czy to sam as ani, a ten ćwiczy na nas gwałt życzliwy, otwiera zamknięte już drzwi do astrologer office, bierze nas na cienki drucik, że ten obok, złotym szyldem kryty, to tylko dla Tamilów, wyciąga poduszeczkę z tuszem, będzie brał nasze odciski palców. – jaki szybki! mówi mp i wstaje, my stanowczo no! w naszych oczach rozbłysły gardziele wyrzutni rakietowych, Maryja odbezpiecza granat przeciwczołgowy, wychodzimy, idziemy do biura, na którym jest napisane Centrum of Astrology Nadi Interpreter, wchodzimy…
…siedzi tęgi bykowaty, czyżby sam ANI? my, sieroty boże, nie wiemy jeszcze, że dostać się przed oblicze ANI to sztuka, zaszczyt, samooddanie, miłość, co nie musi być dozgonna, ale powinna być dobrze płatna: info o przeznaczeniu możesz mieć za money, żadnych sentymentów, kutafonie, samo życie c’est la vie! żaden ANI nie da ci za darmo, za potrzebę serca, to nie hippis, po prostu bez money nie ma miłości, zupełnie jak niektóre dziewczyny w znanej nam krainie; najpierwszy jest naganiacz ale bożycku! nie wiem czy można go porównać z alfonsem, bo zapewne naganiacz nie ma nad astrologiem władzy, chociaż cholera ich wie kto kogo najmuje, kto kim pogania, w każdym razie to naganiacz zachęcacz astrostręczyciel doprowadza cię, dowleka dociąga do kantoru, w którym siedzi stoi leży przysypia modli się kadzi oliwi lingam**** swemu bóstwu rwacz-umawiacz-obrabiacz, nazwijmy go ruo: jego zadaniem jest cię obrobić na miękko, utwardzić w przekonaniu że tylko tu spotkasz prawdziwego ANI co wyłoży zatankuje ci twoje przeznaczenie, wyciągnie je spomiędzy deszczułek Liści Palmowych, których Biblioteka jest w Wielkiej Świątyni, a z tą świątynią nie ma żartów: zajmuje pół miasta, jest cudem, wielką konstrukcją sztuki sakralnej, ogromem wspartym na tysiącu kolumnach! zwieńczona magią duchowych dokonań, powala na kolana, przekonaliśmy się o tym! jest sakralną przestrzenią mocy stanu, w której starasz się o swój Liść Palmowy.
Na razie jesteśmy w fazie uzgodnień, ale nie licz na cennik, bowiem za każde otwarcie Domu cena, choć ustalona, może w każdej chwili się zmienić, nawet w trakcie uzgodnień potrafi skoczyć trzykrotnie w górę, spaść na łeb o połowę, a jeśli już coś ustaliłeś i dałeś zadatek, to nie myśl, że to się nie zmieni, owszem, zmieni się w trakcie odczytywania dla ciebie twych Liści Palmowych. Licz się z tym, że jeśli nawet ustalisz z góry, wpłacisz vadium, to każde otwarcie Domu ma próg kolejnych negocjacji, bo jak nie, to przerwij, Zuzia, rozkosz, pan musi dopłacić! że też ja, stary dureń, nie domyśliłem się tej prostej reguły, a przecież ongiś (kiedy to, dziadku, było?!) nawet Gruzini na bazarze się ze mną liczyli, hej?! starzejemy się, starzejemy…
…że też ja stary wyga nie stosowałem tej złoconej reguły,  prostego chwytu: nic nie jest ustalone, wszystko może się zmienić, chcesz więcej, kwerencie, płacisz więcej, wstydziłem się tak postępować, chyba tak już zostanie, a szkoda, trzeba cenić swój czas pracę, swoje sto tysięcy komórek znikających co chwila z mózgu na rzecz łapczywej ludzkości…
…a tym, co mówią, że astrologia to taka zabawa, no nie, mocium panie, ta ja za zabawę mam płacić jak za zboże, a jak się nie sprawdzi? należy podać adres, posłać mądralę do Vaithisvarankoil, gdzie mu zrobią to samo albo gorzej za 2616 pln plus przelot w dwie strony, przejazdy autobusem, razem powiedzmy skromnie sześć tys. pln, to zabawa się skończy, zaczną się szczeble Drabiny Jakubowej. Uranio Opiekunko moja, jakiż ze mnie (niecenzuralne), jest się czego nauczyć w vaithisvarankoil: horoskop trzeba upiec w bożej piekarni, wyjąć z tortownicy kosmicznej (to by się Weres ucieszył!), pokrajać na Domy, podawać kwerentowi po kawałku, oprowadzać właściciela horoskopu po jego osobistym pałacu, otwierać mu Domy, a za oglądanie każdego Domu płacisz kochanieńki understend you? płacisz ponimayesch! płacisz za broszkę dla swojej Baby Jagi,  która ci daje w D.V, wychodzi za ciebie za mąż w D.VII, robi cię w konia w D.VIII, po czym w żabę w D.XII, hej!
A my tu w Varankoil buzia w ciup, oczy skromne, nie puszczamy pary z gęby, że fachowcy psia mać! że ta siwa white women kobieta dama lady to margaret thatcher polskiej astrologii, że ten młody chuddy z płonącymi oczyma to przyszły guru jogów-astrologów, że ten siwy old man podobny do hindusa jak dwie krople kakao to bill kid sokole oko geboren in Auschwitz Astrologus von Bielsko-Bialitz Poland central europe baltyk sea, zęby zjadł na astrologii zagryzając pranayamą, a dziś akurat zostawił swoje dwa miedziane astrolabusy w hotelu, żeby licho nie podkusiło zanim odczytają im te ich w Las Palmas of India Liście Palmowe…
…- no więc – mówi bykowaty – otwarcie Domu I kosztuje 250 rupies następne Domy po 450 rupies, mówimy: w takim razie zaczynamy, ale czy to realne ceny? byczasty uśmiecha się zachęcająco, ależ tak! ależ tak?! no to wio, tylko że my chcemy każde z nas D.I potem jeden lub dwa Domy do wyboru, a powiemy jakie podczas roboty NI, w czasie jazdy, ok?! dobrze ok! – Prosimy rączki na stół! wykładamy łapy, umawiacz bierze odciski kciuka prawej dłoni u mężczyzny, a ponieważ mp jest na pierwszy rzut oka kobietą, to kciuk jej lewej ręki takoż datę urodzenia (bez godziny miejsca urodzenia, pytamy o to dwa razy czy bez, owszem tak, bez!), mamy też wyraźnie napisać na kartce, nad odciskami palców, drukowanymi literami imię (bez! nazwiska), wsjo! więcej nie nada! pojawia się kartka wyrwana z zeszytu, umawiacz bierze Dariusza za rękę wyraźnie odciska kciuk prawej, potem mnie Leona, potem Marię, nad odciskami własnoręcznie zapisujemy nasze imiona drukowanymi literami, umawiacz każe je sobie głośno powtórzyć (brzmienie!), nad każdym imieniem po swojemu zapisuje to brzmienie, zapisuje datę urodzenia.
Wychodzimy umówieni, zaczynamy jutro 26 grudnia 2004 o 08:00 rano a.m. dzisiaj jest 25 grudnia 2004 godzina 19:45, wracamy do, ratuj nas Panie! hotelu. Umówieni!

W Światyni Boga Medycyny
foto Maria Pieniążek 26.12.2004 Varankoil
Nie wiemy jeszcze, nikt nie wie, że jutro o 08:00 rano a.m. OCEAN UDERZY ze straszliwą mocą ocean uderzy z MOCĄ SHIVY na całej długości Bay of Bengal od Sri Lanki, od Ashramu Vivekanandy na wyspie Kanya Kumaris aż po Chennai Madras, uderzy 22 km od Vaithisvarankoil, gdzie właśnie jesteśmy usiłując rozpoznać swoje losy ujęci w magiczne kręgi własnego Przeznaczenia, uderzy też w Nagapattim dokąd chcemy pojechać na plażę, uderzy w Pondicherry skąd właśnie przyjechaliśmy, uderzy w Chuddalore, przez które dopiero co przejeżdżaliśmy, uderzy w rejonie Chidammbaram, gdzie parę godzin temu kupowaliśmy wodę kasety…
…jesteśmy umówieni dokładnie na godzinę zero, gdy ocean uderzy! czy Ocean o tym wiedział? bo my to przewidzieliśmy, tak! – będę mówił prawdę całą prawdę tylko prawdę: pisaliśmy o tym, publikowaliśmy prognozując wydarzenia po ingresie Urana w Znak Ryb, gdy władca nagłych niespodziewanych wydarzeń zmierzać począł lekkim truchtem tranzytowym ku koniunkcji z gwiazdą Fomalhaut, pisaliśmy w głośnym na ów czas artykule Plus Siedem w Czwartym Wymiarze, ostrzegaliśmy wyraźnie: o podmorskich trzęsieniach Ziemi, o tsunami, o przesunięciach płyt szelfu narastająco od 2004 i w latach następnych…
…jak to jest? czemu Pan Bóg tak z nami igra?! pisaliśmy o tym, a nie wiedzieliśmy, że to wydarzy się tu, gdy będziemy w Mieście Astrologów, głęboko schowanym, wsuniętym w futerał Wielkiej Świątyni Boga Medycyny/ BLP są w Bangalore, w Chennai, ale właśnie w miasteczku Vaithisvarankoil schodzą się wszystkie gwiezdne szlaki Astrologii Świątynnej. Panie! dogoniliśmy własną przepowiednię?! czy to z Twojej woli nasza przepowiednia tu wyznaczyła spotkanie z nami?…
                                                  ***
PRZYPISY
* Bhrygu – zbiorowa nazwa bóstw ognia, grupowej manifestacji Agniego
** Budha – “Mądry”, w hinduskiej astrologii personifikacja planety Merkury,
bóg przynoszący szczęście, opiekun handlarzy i ich towarów
Budhan – wariant Budhy, planeta Merkury czczona przez Kanijanów w
południowych Indiach
*** siddha – jog władający boskimi mocami
**** lingam – symboliczny członek męski, gwarancja płodności